1 Różowe róże

81 19 33
                                    



Życie? Czym tak naprawdę jest? Niewiele dni, które połączono w całość, sklejone, mimo, iż w rzeczywistości do siebie nie pasują. Czasami wszystko się rozpada przez niepasujące elementy, słabnące plastry, klej i taśmy. Mimo tego żyjemy, ratując każdy dzień i wspomnienie po kolei łapiąc je podczas gdy najchętniej spadłyby w przepaść. A może jednak jest to gra, której nigdy nie przejdziemy. Każdego dnia co dobę będzie się resetować, lecz nadejdzie kiedyś dzień, w którym wyłączy się bezpowrotnie. Wszystko przepadnie i zacznie zanikać w ciemności. Życie bez światła jest trudne, jak byliśmy dziećmi baliśmy się ciemności. A może tego co mogło się w niej znajdować, baliśmy się nieznanego. Podążamy przez życie szukając osoby, która przeprowadzi nas przez ten mrok będzie naszym własnym źródłem światła, gwiazdą. Lecz nie zapominajmy, że całe pieprzone życie było niespodzianką od losu.

Znajduje się w szpital w miejscu, które wyobrażałam sobie od dawna. Lekarz wypowiada słowa, które tylko mi przyniosły ulgę, potem słyszę płacz i krzyk, który nie wydobywa się z moich ust. Te przeraźliwe krzyki bólu i rozpaczy należą do mojej rodzicielki. Żałoba po stracie rozumiana jest jako stan smutku, żalu, cierpienia i bólu. W tej chwili zrozumiałam patrząc na moją mamę, iż jest to coś o wiele gorszego, czego nie da się opisać słowami. Mnie nie dotknął ból i cierpienie po stracie. Jednak  najgorsze tortury to patrzenie na ukochaną mi osobę, która cierpi. Jak krzyczy z bólu nie fizycznego, lecz psychicznego. Stoję jak zaczarowana, nie mogąc się poruszyć. Znów nie wiem, jak zachować się w takiej chwili. Nie wzruszona, chłodna niczym kamień. Straciłam bliską mi osobę, a jednak tak daleką. Nie umiem z tego powodu cierpieć i płakać jakbym nie miała serca. Brak serca to rzadka przypadłość, która najwidoczniej mnie dotknęła.

Odszedł, a ja zaczęłam wierzyć, że szczęście istnieje.

Poranne promienie słońca wpadały do pokoju. Leżałam wpatrzona w sufit z mokrą twarzą, co znów świadczyło o tym, że płakałam przez sen. Znów ten sam koszmar nawiedzał mnie od trzech lat. Jakby miało być to odkupieniem tego, iż w tamtym momencie nie podzielam cierpienia wraz z moją mamą, że nie zachowałam się jak powinnam.

Mój wzrok z sufit powędrował na szafę, która była oblepiona zdjęciami. Studiowałam po kolei każde zdjęcie, przypominając sobie te radosne momenty spędzone z rudowłosą dziewczyną. Szukam na ślepo telefonu, przesuwając ręką po parapecie i wybierałam numer do Stacy.

— Hejj masz dzisiaj coś w planach? - powiedziałam, uśmiechając się sama do siebie.

— Myślałam, że zadzwonisz wcześniej. Ruszaj dupę i wstawaj. - odpowiedziała, a w tle usłyszałam szum, co wskazywało na to że zapewne jedzie samochodem. —  Już się bałam, że będę musiała zjeść sama croissanty i wypić taką ilość kawy, że zapewne zeszłabym na zawał. I zapewne byłabyś uznawana za winną.

—Powiedziałabym, że cię nie znam. - zaśmiałam się. - za ile mniej więcej będziesz?

—Kto mówi? - powiedziała sarkastycznie, po czym dodała- Nie no tak na serio to za jakieś dwadzieścia minut jeśli uda mi się dowieźć nasze śniadanie w całości.

— Jesteś kochana Stacy.

—Wiem- powiedziała dumnie i się rozłączyła.

Naprawdę jestem wdzięczna, że posiadam tą niebieskooką, piegowatą przyjaciółkę o ognistych włosach.

Wstałam z łóżka, po czym poprawiłam kołdrę i poduszki, aby w miarę ogarnąć w pokoju. Otworzyłam szafę i wybrałam krótkie czarne dresowe spodnie do pół uda oraz niebieską o wiele za dużą koszulkę, której rękawy sięgały mi do łokci. Wyszłam z pokoju kierując się do łazienki która, znajdowała się na wprost mojego pokoju.

Hypnos- personification of sleepOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz