3 lata póżniej
Dziś nastał dzień, którego wyczekiwałam od paru dobrych tygodni. Wyjazd na mistrzostwa świata w piłce nożnej do Kataru.
Około miesiąc temu, dostałam wiadomość że fizjoterapeutka reperezantacji Hiszpani zaszła w ciąże, nie mieli nikogo na zmiane, naprawdę nikogo.
Z takiej okazji że kochałam fizjoterapie i byłam po wielu kursach w tej dziedzinie oraz iż stary znajomy, mojej mamy miał w kadrze hiszpańskiej wtyki, to ja zostałam poproszona o wykonanie tej roboty i zostałam powołana na mistrzostwa świata w Katarze. Początkowo, ciężko było mi przyswoić tą informację że taka zwykła dziewczyna jak ja z Wysp Kanaryjskich ma jechać zwalczać usterki piłkarzy,których ani trochę nie znałam. Jedyną moją zbawicielką była Clara, moja najlepsza przyjaciółka, która pojawiła się w moim życiu 3 lata temu, w tym najgorszym okresie, dzięki niej z biegiem czasu stawałam na nogi.
Clara była dla mnie jak druga siostra, spędzałyśmy ze sobą każda wolną chwilę.
Dziewczyna okazała się być moją towarzyszką na mundialu, z dwóch powodów. Po pierwsze, po prostu nie chciała bym jechała tam sama i chciała przeżyć ze mną nie zapomnianą przygodę życia. Po drugie, jej kuzyn był jednym z parunastu hiszpańskich piłkarzy którzy również znajdą się w Katarze, nie widziałam go nigdy na oczy, nie licząc zdjęć, wiedziałam jedynie że miał na imię Alejandro Balde.
Każdy w Katarze musiał zameldować się chociaż 5 dni przed rozpoczęciem ceremoni otwarcia.
Dlatego 17 listopada o godzinie czwartej nad ranem, byłyśmy już na lotnisku w Gironie. Nieważne że byłyśmy jak pół żywe, bo całą noc ekscytowałyśmy się naszą niezapomnianą podróżą.
Miała być to podróż naszego życia.
Naszym celem była dobra zabawa. Ani ja, ani Clara nie zdawałyśmy sobie sprawy co czeka na nas w Katarze.
W pół do szóstej, siedziałyśmy już na wyznaczonych miejscach w samolocie. Czekała nas naprawdę długa podróż, bo aż na inny kontynent. Była to moja pierwsza wycieczka tak daleko od domu, z dala od mamy i siostry. Mogłam liczyć tylko na siebie i na Clarę, na nikogo więcej.
Przez większość lotu spałam, po nieprzespanej nocy, gdy jednak nie byłam pogrążona w śnie, razem z Clarą planowałyśmy co będziemy robić w wolnym czasie. Znalazłyśmy fajne kluby, restauracje, kawiarnie.
Ja nie byłam największą fanką imprez i alkocholu, w przeciwności do Clary.
Moja przyjaciółka była piekną blondynką o piwnych oczach, na dodatek wyjątkowo atrakcyjną, leciało na nią mnóstwo chłopaków, ona też co chwile zmieniała obiekt swoich westchnień. Dlatego się różniłyśmy. Byłyśmy prawie przeciwieństwami, ale mimo to dogadywałyśmy się świetnie.
Po siedmiu godzinach męczącego lotu, samolot wylądował w stolicy kataru.
Wysiadając z samolotu, oby dwie poczułyśmy to odmienne powietrze. Mimo iż był środek listopada temperatura powietrza była spora, było mi duszno choć miałam na sobie tylko dresy i bluzę z kapturem.
Początkowo ciężko było odnaleźć się na tym wielkim lotnisku i dotrzeć do swoich bagaży, na szczęście dałyśmy sobie radę, obie mówiłyśmy biegle w czterech językach, co bardzo ułatwiało nam sprawę.
Byłyśmy otwarte na wszystko i wszystkich, nie bałyśmy się nowych przygód i wrażeń, naszym celem było po prostu przeżycie kolejnego miesiąca jako fascynującej bajki.
Wyjazd na mundial traktowałam jak wakacje ale zarazem jak pracę, chciałam to jakoś podzielić, zawsze
pragnełam zostać profesjonalną fizjoterapeutką, teraz nadeszło moje pięć minut.
Po odebraniu ciężkich walizek, zamówiłyśmy taxi, która miała nas zawieźć nie do hotelu, a do wypożyczalni aut, gdzie miało czekać na nas nasze własne auto na pobyt w katarze, opłacone przez prezesa kadry hiszpańskiej. Jako ich fizjoterapeutka miałam zagwarantowane większość rzeczy za darmo, auto, hotel i takie tam.
Miły pan taxówkarz zawiózł nas do centrum Dohy, gdzie znajdował się salon z samochodami, oczywiście za dobrą wypłatą.
Gdy podałam swoje nazwisko, zostałyśmy poprowadzone przez jednego z pracowników wypożyczalni na parking. Tam czekało na nas czarne luksusowe BMW, wyglądało jak nowe. I ja, i moja przyjaciółka posiadałyśmy od niedawna prawo jazdy, co bardzo ułatwiało nam sprawę. Jeden z mężczyzn, pomógł nam wpakować nasze cztery duże walizy, do równie sporego bagażnika.
Podziękowałyśmy, wsiadłyśmy do naszego tymczasowego auta i wyjechałyśmy, akurat pozwoliłam by to Clara narazie prowadziła, z takiego oto powodu że miała więcej styczności z jazdą samochodom.
- Mówię ci, to będzie najlepsza podróż naszego życia. - westchneła głośno blondynka triumfalnym tonem, trzymając jedną ręką kierownicę samochodu.
- Obyś miała rację. - mruknełam cicho, uśmiechając się delikatnie w stronę przyjaciółki.
- Val, mam rację, napewno. Widzisz jak tu pięknie. - rzekła, rozglądając się za oknem.
Tu musiałam jej przyznać rację. Widoki były zniewalające. Jechałyśmy właśnie centrum Dohy, w oddali można było dostrzec wielkie wieżowce, które miały swój urok, było widać nawet lazurowe morze.
- Dziewczyno, ciesz się! - wykrzyczała entuzjastycznie, szturchając mnie w ramię. - Jesteś w katarze. Na misztrzostwach świata, rozumiesz?
- Właśnie, nie rozumiem! Dalej nie mogę w to uwierzyć. To jakiś sen.
Clara parskneła śmiechem.
- A ja nie wierzę, że będziesz leczyć nogi hiszpańskich piłkarzy.
Teraz to oby dwie wybuchełyśmy głośnym śmiechem.
- Boję się tych wszystkich piłkarzy, jacy oni będą, co jak mnie nie polubią?
- Napewno polubią. Zresztą pisałam już z Alejandro. Dziś nie będzie mieć czasu, ale już jutro możemy się z nim zobaczyć. On też nie może się doczekać aż cie pozna.
- O to świetnie. - westchnełam.
Naprawdę ucieszyłam się na wieść że dziewiętnastoletni kuzyn Clary, ma ochotę mnie poznać.
Moja przyjaciółka opowiadała mi o nim w samych superlatywach, mimo to bałam się spotkania z nim, jak i z całą hiszpańską kadrą.
CZYTASZ
do you still love me? || pedri
Roman pour AdolescentsValerie była dziewczyną o wielkim sercu, które zostało złamane już kilkukrotnie - pierwszym ciosem była śmierć ojca, a drugim, zostawienie przez chłopaka, który był jej drugą połówką, przyjacielem, a jednocześnie całym światem. Kilka lat później od...