8. Foch.

1.4K 46 3
                                    

Wróciłam do domu około szesnastej. Przez myśl mi przeszło zerwanie się z lekcji, ale później przypominałam sobie Diego i jego rozczarowany wyraz twarzy, dlatego też postanowiłam zostać. Byłam zła, smutna. Nie chciałam siedzieć w szkole i najchętniej bym się popłakała, czego oczywiście nie zrobiłam. Łzy cisnęły mi się w oczach, jak tylko przekroczyłam próg domu i zamknęłam drzwi.

Rzuciłam się na kanapę w salonie i włączyłam telewizor. Żaden serial nie przykuł mojej uwagi, co również mnie zirytowało. ,,Dzisiaj chyba los nie chce być dla mnie łaskawy" - pomyślałam sobie tylko.

- Jestem beznadziejna.

- Z tym nie można się nie zgodzić.

Wchodzący Carson szczerzył się w diabelskim uśmiechu. Przysiadł na fotelu naprzeciwko i badawczo obejrzał po moją twarz. Ułożył łokcie na podłokietnikami, a głowę oparł na dłoniach. Westchnął głośno.

- O co się pokłóciliście?

Zmarszczyłam brwi.

- Ale że kto?

- No, że ty, Mack i Moose. - wytłumaczył mi, jakby rozmawiał z pięciolatkiem - O co poszło pomiędzy wami.

Zacisnęłam usta w wąską linię. Wystarczyło, abym leżała przygnębiona na kanapie - czego zazwyczaj nie robię - aby mój mały braciszek zauważył, że coś jest nie tak.

- Pokłóciliśmy się i tyle.

- O co? - dopytywał.

- Drobnostka.

- Dokładniej?

Westchnęłam męczeńsko.

Nie jestem tym typem osób, która lubi się uzewnętrzniać. Wole swoje obawy, problemy i uczucia trzymać w sobie i walczyć z nimi sama. Mam problemy z komunikacją i mówieniu o sobie. Wole słuchać innych i pomagać im.

Wiele razy była taka sytuacja, gdzie Mackenzie chciała porozmawiać ze mną o czymś, a ja najdelikatniej musiałam jej przekazać, że nie chce z nią rozmawiać o niektórych sprawach. Po dziś dzień pamiętam, jak raz się na mnie obraziła, więc musiałam wyjawić jej na czym polega mój problem.

- Zataiłam przed nimi jedną rzecz, przez co są na mnie źli. - powiedziałam na jednym wdechu.

Carson otworzył szeroko oczy, a usta zasłonił dłonią, chcąc stłumić pisk, który się z nich wydobył. Jego przesadna reakcja mówiła wszystko za siebie.

- Złamałaś waszą najświętszą zasadę. - wyszeptał - Przecież wy jej nawet ołtarzyk zrobiliście.

Nie mogłam się z nim nie zgodzić. Tak, to prawda, w pokoju Foley'a znajduje się tabliczka z napisem OKŁAMUJESZ = ODKUPUJESZ. Na nasze mniej więcej znaczy to: jeśli okłamałeś nas raz musisz odkupić swoje grzechy. W gruncie rzeczy sposób odkupienia grzechów zależy od rodzaju i sposobu odkłamania. Może i jesteśmy dziwni, ale mamy na to specjalny paragraf, który naszym zdaniem powinien znaleść się w konstytucji.

Moje kłamstwo jest najświeższe, gdyż ma dopiero jeden dzień, więc powinno być potraktowane jeszcze łagodnie.

- Jak przyszedłeś mnie bardziej dołować to możesz już sobie iść.

- Mitch, spokojnie. - uniósł rękę w uspokajającym geście. - Nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi.

Rzuciłam w niego poduszką, która dostał w głowę. Uśmiechnęłam się złowieszczo i już łapałam za kolejną, kiedy ten z głośnym piskiem wybiegł z salonu. Słyszałam, jak wbiegał po schodach na górę i trzaskał drzwiami.

To dance your dream [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz