Rozdział czternasty

1.5K 40 0
                                    

Dzisiaj jest dzień mojego ślubu.
Stoję i patrzę na swoje odbicie lustrze.
Biała długa suknia, bez ramiączek, dość mocny makijaż i włosy upięte w mocnego koka.
Nie poznaję osoby w lustrze, to nie jestem ja.
Ciekawe jak by to było wyjść za mąż z miłości, którą się kocha ponad wszystko a nie z tego powodu, że komuś zostałaś obiecana.
Daje sobie jeszcze chwilę, biorę trzy głębokie wdechy i kieruje się w stronę salonu.

Zatrzymuje się w pół kroku, bo dochodzą mnie podniesione głosy.
Ojciec się znowu z kimś kłócić, ale chwila.. czy to jest głos Marcello?
Tak, to na pewno on.

- nie oddam ci mojej córki! Wrócę z nią do Bostonu i poczekamy aż Mateo się pojawi rozumiesz?
Jak to Mateo się pojawi? Co się dzieje?

- akurat w tej sprawie nie masz nic do gadania. Dostałeś list od Conte, że mam zapewnić jej bezpieczeństwo, bo polują na niego jacyś ludzie, a to że Lisa jest jego narzeczoną i ogłosił to publicznie także polują na nią. W Bostonie nie będzie bezpieczna, a tutaj będzie pod moją opieką i nikt nie odważy się jej dotknąć.
Że co kurwa?

- Ojcze, Witaj Marcello. Możecie powiedzieć mi co się tutaj dzieje i czemu tak krzyczycie. Patrzę to na jednego to na drugiego, nie dać po sobie znać, że wszystko słyszałam.
Ojciec jest tak wkuriwony, że nawet nie patrzy w moją stronę, za to Marcello patrzy na mnie wymownie po czym puszcza mi oczko.
Czyli wie, że podsłuchiwałam.

- Liso, pakuj się wracamy do Bostonu.

- ale jak to? A ślub? Przecież za niedługo rozpocznie się ceremonia - mówię udawanym żalem, a w duchu mam ochotę skakać z radości.

- nie będzie ślubu. Mateo zaginął.
Ceremonia jest przełożona do momentu aż twój narzeczony nie wróci. Idź do swojego pokoju i się spakuj, jeszcze dziś wracamy.

- Morgan.. nie zaczynaj. Doskonale wiesz, że tam nie będzie bezpieczna. Odwraca się w moją stronę i zaczyna mówić.
Liso od dzisiaj aż do powrotu Mateo, będziesz mieszkała u mnie. W Bostonie nie będziesz bezpieczna a tutaj pod moją opieką nikt cię nie dotknie i nie zrobi ci krzywdy. Więc proszę, mój ochroniarz zaprowadzi cię do samochodu. Pokazuje ręką na jego ze swoich ludzie a ten za chwilę znajduje się przy mnie i każe mi iść za nim. A ja bez zastanowienia robię co mi każe.

- Lisa wracaj tutaj do cholery! Nie masz prawa z nim pójść! Ojciec zaczyna się wydzierać, ale nie reaguje. Odciąga go Marcello i coś do niego mówi, że po chwili ojciec robi się cały blady i kiwa głową na znak zgody.
Już nie wrzeszczy, tylko jak potulny baranek, zgadza się na wszystko.

Ochroniarz otwiera mi drzwi i gestem pokazuje żebym weszła do środka po czym zamyka za mną drzwi.
Po chwili się orientuje, że jestem w sukni ślubnej i nie wzięłam żadnych rzeczy.
Marcello wsiada koło mnie mówi coś kierowcy i po chwili ruszamy spod hotelu.

- Marcello - zaczynam się pewnie.
Nie wzięłam żadnych swoich rzeczy a do tego jestem ubrana jak na ślub.
Luca lustruje mnie wzrokiem po czym uśmiecha się i mówi.

- jutro przyjdą wszystkie twoje rzeczy a..a suknia w sumie ci się przyda.
Patrzę na niego jak nienormalna, za cholerę go nie rozumiem.

- po co mi ta suknia? I po jaką cholerę będzie mi potrzebna?! Marcello dokąd my jedziemy? Mówię ściszonym głosem patrzę mu w oczy i dostrzegam w jego oczach dziwny błysk, i za nic mi się to nie podoba, po chwili mężczyzna się odzywa a mnie paraliżuje.

- jedziemy wziąć ślub moja Bella.

Że co? Jaki ślub?!

TA ZAKAZANA Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz