1.

209 17 9
                                    

„Góry tylko wtedy mają sens, gdy jest w nich człowiek ze swoimi uczuciami, przeżywający klęski i zwycięstwa. I wtedy, gdy coś z tych przeżyć zabiera ze sobą w doliny." (Andrzej Zawada).


Te skały widziały niejedną tragedię, łzy szczęścia, słyszały wyznania miłości i ciche modlitwy. Były świadkami sukcesów, porażek, rozstań i powrotów. Są również i moim powiernikiem odkąd pierwszy raz postawiłam nogę w Tatrach. Nigdy nie odpowiadają i nie oceniają. Trwają w ciszy spoglądając na nasze ulotne, kruche, ludzkie życie. Czekają nieruchomo, kiedy znów je odwiedzimy. Niektórzy odchodzą od nich na zawsze, inni wracają co jakiś czas. Są też tacy, że na zawsze w nich pozostają. Nie tylko sercem, ale i nierzadko ciałem. Wobec ich majestatu, jesteśmy tylko nic nieznaczącymi pyłkami, które zdmuchuje wiatr. Dzielimy się na tych, którzy kochają to miejsce i szczerze nienawidzą.

Kto jednak raz zakochał się w górach, już nigdy nie wyzbędzie się z serca tej miłości. Jest trwała jak skały i głęboka, jak najdłuższe żleby i największe jeziora. Czysta, niczym niezmącona, nieznająca fałszu miłość. Bo góry to szczerość i prawda. Tutaj nie ma miejsca na udawanie.

Przyjeżdżam tu od dziesięciu lat. Nie licząc licznych odwiedzin u dziadków i spacerów dolinami, gdy byłam jeszcze małą dziewczynką w dwóch słodkich warkoczykach, które zawsze zawzięcie robiła mi mama, i jest to zdecydowanie miłość od pierwszego wejrzenia. Zatraciłam się w widokach, wolności i tej ciszy, gdy wznoszę się coraz wyżej i dalej od miasta. To tutaj czuję, że żyję. Na zawsze moje serce pozostanie pośród szczytów, dolin i żlebów.

Gdy jestem szczęśliwa, smutna, szukam odpowiedzi nawet na najprostsze pytania – idę w góry. Nie szpilki i sukienki, to mój ulubiony strój, a właśnie buty trekkingowe, wygodne spodnie i plecak, w którym jest wszystko czego na daną chwilę potrzebuję.

Spoglądam w dół kamiennej przepaści. Od kolejnej półki skalnej dzieli mnie kilkumetrowa drabinka. Znam ją na wylot, przeszłam tę trasę kilkukrotnie i wiem, że jeden fałszywy ruch, oznacza śmierć. Nie ma szans, by ktokolwiek przeżył spotkanie z ostrymi i bezwzględnymi skałami, które nie znoszą pomyłek. Trzeba być jednak bardzo nieuważnym, żeby wydarzył się wypadek. To miejsce nie jest dla takich osób.

Jest już późno, słońce niedługo zacznie zachodzić, więc nie spodziewam się tu absolutnie nikogo. Trasa jest trudna i wymagająca, więc większość ludzi już dawno ruszyła w drogi powrotne, by umknąć zmierzchowi, który tutaj zapada szybko i mąci w głowie bardziej strachliwym. Przyroda nigdy nie śpi, wydając z siebie szmery i dźwięki, od których nie raz włos jeży się na głowie Tańczące cienie od światła latarki lub księżyca, ganiające się w ciemności, trzaskające patyki czy ciche pomruki tworzą mroczny teatr dla najbardziej wytrawnych widzów.

Przysiadam na kamieniu i spoglądam na majaczące w niedalekiej odległości kolejne szczyty Orlej Perci. One nie są moim celem. Nie dziś, nie jutro i być może już nigdy.

Samotność mnie zabija. Nie radzę sobie z nią. Pierwszy raz od pięciu lat, jestem tu sama. Odkąd się tylko poznaliśmy, towarzyszył mi mój chłopak, a później narzeczony. Zdejmuję sportową rękawiczkę i spoglądam na serdeczny palec mojej prawej dłoni. Pierścionek wciąż tam jest. Nie zdejmuję go nigdy, nawet, gdy idę w góry. Jest mój i tworzy swego rodzaju talizman. Mam wrażenie, że gdy go ściągnę, wszystko przepadnie, a ja zapomnę o tym, że kiedyś byłam szczęśliwa.

Nic nie jest już takie jak dawniej, zwłaszcza ja. Życie wszystko zweryfikowało, a czas rozszarpał na strzępy wspomnienia, których nigdy nie ułożę w całość. Nie ma też miejsca na przyszłość. Jest tylko dziś.

W ciszy gór - PREMIERA 13.02.2024Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz