Rozdział IV ,,Wspomnienia"

1.5K 70 5
                                    

                     — Nicholas —

Nie wiem jak długo stałem przed wejściem do domu, nie mogąc się przemóc żeby przekroczyć próg. Najzwyczajniej w świecie (choć nigdy bym siebie o to nie posądził) się kurwa bałem. Bałem się wejść do domu w którym się wychowywałem i w którym spędziłem kilkanaście pierwszych lat mojego życia. Co było ze mną nie tak?

Ares spojrzał na mnie wyczekująco i zaczął zaczepiać swoją łapą moją zdrową nogę.

— No co? — zapytałem gdy wlepił we mnie swoje ślepia. — Potrzebuje chwili.

Aresa dostałem od...swojej matki. Była pewna, że przyda mi się kumpel w postaci psa, bo przez pierwsze kilka miesięcy praktycznie nie wychodziłem z domu, wciąż tkwiąc w otchłani swojej rozpaczy i głowiąc się nad tym jak dopuściłem do sytuacji przez którą straciłem pełną sprawność. Przez pierwsze tygodnie ten sierściuch doprowadzał mnie do szału, bo wszystko ślinił, wciąż szczekał i przez niego te dwie smarkule non stop przysiadywały w pokoju, który zajmowałem.

Ale po pierwszym spacerze, na który musiałem wyprowadzić go sam, bo moja matka i Tony pojechali na jakiś pokaz baletu, w którym udziału kategorycznie odmówiłem, zacząłem się troszkę przekonywać do Aresa. Byłem zaskoczony tym, jak bardzo inteligentny się okazał. Wiedział kiedy przechodzić przez pasy, zawsze rozglądał się przed wejściem na ulicę i rozumiał dosłownie wszystkie komendy. I wracając do domu ciągnął mnie na wózku więc nie musiałem męczyć się z jazdą na nim sam.

Wtedy zainteresowałem się tym, skąd ma go moja matka, bo prędzej jej o to nie pytałem i dowiedziałem się, że należał do jakiegoś dziadka dla którego był całym światem i  który niespodziewanie zszedł na zawał z tego świata. A ja poczułem się jak głupek, bo ten psiak chciał tylko mojej cholernej uwagi, której ja najzwyczajniej w świecie na początku nie potrafiłem mu okazać. W dodatku złościłem się na niego o całe zło jakie mnie spotkało, chociaż nie był niczemu winny. Jego również spotkała tragedia, chociaż trochę inna niż moja, bo on stracił właściciela, swojego przyjaciela, a ja.. część kończyny. Od tamtej pory zmieniłem do niego nastawienie i szybko staliśmy się nierozłączni. Zaprzyjaźniliśmy się też tak bardzo, że rozumieliśmy się bez słów.

— Dobra, wchodzimy, co będzie to będzie. — westchnąłem naciskając klamkę i od razu robiąc pierwszych kilka kroków, zanim przyjdzie mi do głowy, żeby się wycofać. 

Pierwsze co dostrzegłem to duża warstwa kurzu, przez który dostałem silnego ataku kaszlu i zacząłem kichać. Chociaż nie miałem żadnej alergii, to czułem straszne drapanie w gardle.  Dom musiał stać pusty od przynajmniej kilku tygodni... Gdzie w takim razie znajdował się mój ojciec w ostatnim czasie? Otworzyłem na oścież drzwi wejściowe i okno, a później zrobiłem szybką rundkę po całym parterze, żeby zrobić to samo we wszystkich innych pomieszczeniach. Przy okazji odkryłem, że poza warstwą kurzu i pajęczyn w całym domu panuje nienaganny porządek. Niektóre meble były nawet przykryte kocami czy białymi materiałami. Ktoś inny niż mój bałaganiarski ojciec musiał się tym zająć.

Podszedłem do jednej z komód na którym stały zdjęcia w potłuczonych jeszcze ramkach. Dobrze pamiętam, kiedy się tak poniszczyły i kto doprowadził je do takiego stanu... Moja matka w przypływie złości lubiła wszystkim rzucać, a to zrobiła dzień przed moim wyjazdem. Aż dziwne, że ojciec ich nie wymienił. Przedstawiały trzy uśmiechające się twarze, które chociaż wydawały się szczęśliwe, wcale takie nie były.

Chwyciłem to które przedstawiało dzień gdy pierwszy raz siedziałem w siodle. Miałem wtedy ze trzy lata i byłem jeszcze nieświadomy tak wielu rzeczy...

(Nie)Znajomy? | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz