Rozdział 36. Aspen

70 6 0
                                    

Podłoga pode mną zapadła się w jednej chwili, w następnej już tonąłem.

Morze pochłonęło mnie całkowicie. Nawet kiedy próbowałem wypłynąć na powierzchnię, nie dawałem rady. Ciemność coraz bardziej zbliżała się do mnie i choć próbowałem walczyć, nie mogłem tego powstrzymać.

Woda była lodowata i zalewała mi płuca. Nie mogłem oddychać, całe ciało mi zdrętwiało i w pewnym momencie niezdolny byłem ruszyć nogami ani rękami. Spadałem powoli na dół, odczuwając jedynie przytłaczającą mnie bezsilność. Nie powiedziałem jej. Nie powiedziałem jej o tym, co czuję, a teraz nie będę miał już okazji. Tylko ta myśl rozbrzmiewała mi w głowie, kiedy woda ciągnęła mnie na dno. Nie dowie się, bo zginę, utonę. Alessander miał rację, byłem kretynem, tak długo zwlekając. A teraz nie będę miał już okazji.

Poważnie spieprzyłem.

To uczucie przytłaczało każde inne. Mieszanka złości, strachu i bezradności.

Mimo wszystko starałem się walczyć do końca. Przypominałem sobie jej włosy, odcień jej oczu, ton śmiechu.

Chciałem jej jeszcze tyle powiedzieć.

Jak dobrze spędziłem z nią czas, jak nienawidziłem jej od początku, ale pokazała mi, że nie każdy jest taki, na jakiego wygląda.

Chciałem podziękować jej za uratowanie mi życia, za te chwile, w których od wielu lat uśmiechnąłem się szczerze. Było ich mało i chciałem, by było więcej.

Ale zaraz miałem zginąć.

W końcu poddałem się czerni, a ostatnią rzeczą, jaką widziałem, była ona.

***

Kiedy otworzyłem oczy, co przyszło mi z trudem, jedyne co mi się ukazało to drewniane deski sufitu.

Jęknąłem, próbując poruszyć zdrętwiałymi kończynami. W klatce dalej mnie paliło, oczy piekły, ale żyłem, choć nie bardzo docierało do mnie jeszcze dlaczego.

Jakaś dziewczyna kucnęła przy mnie i pomogła usiąść. Miała krótkie brązowe włosy i niepewny wyraz twarzy.

- Dzięki - rzuciłem zachrypniętym głosem.

Rzuciła mi niezbyt ufne spojrzenie.

Nie ufały mi. Nawet jeśli Marcella dała im rozkazy, dalej nie wierzyły, że naprawdę jestem z nimi. Nie dziwiłem im się. Sam nie zaufałbym żadnej Łowczyni, która by do nas dołączyła.

- Mavra o ciebie pytała - odezwała się, poprawiając koce.

Mavra.

Od razu zrzuciłem z siebie okrycia i stanąłem na nogi.

- Powinieneś leżeć - powiedziała jeszcze obojętnym głosem, ale mnie już tam nie było.

Pomimo bólu w każdym możliwym mięśniu, gnałem przez korytarze. Zapukałem do jej kajuty, ale nikt mi nie odpowiedział, więc otworzyłem drzwi. Nie było jej tam. Przeszukałem cały dół, ale kiedy tam również jej nie znalazłem, skierowałem się na schody.

Podnoszenie nóg okazało się niezłym wyzwaniem, ale w tamtym momencie nic nie miało znaczenia oprócz niej.

W połowie stopni nagle wpadłem na Alessandra. 

- Aspen, wstałeś - rzucił, uśmiechając się na mój widok.

- Szukam Mavry.

Chłopak uśmiechnął się znacząco, ale nie miałem czasu, by to skomentować.

- Jest na pokładzie - powiedział.

Kiwnąłem mu głową na podziękowanie i pognałem dalej.

Światło słoneczne oślepiło mnie, kiedy znalazłem się na górze.

Odcienie czerniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz