Przemierzając korytarze Star Corporation, Lydia czuła, że coś nie gra. Mimo piątkowego wieczoru ludzie tutaj nigdy nie wiedzieli co to weekend i odpoczynek. Dyrektorzy poszczególnych działów harowali całymi dniami, bite 7 dni w tygodniu po bite 24 godziny na dzień. Zazwyczaj zmuszali kilkoro swoich pracowników do pozostania razem z nimi czym samym rezygnując ze swoich planów.
Dzisiaj jednak korytarze świeciły pustkami. Spod niektórych drzwi nie wylewało się światło na korytarz, a w całym budynku panowała grobowa cisza. Stukot jej obcasów odbijał się echem od ścian i zamkniętych drzwi. Po raz pierwszy od czasu kiedy tutaj pracuję poczuła się nieswojo. Dziwny dreszczyk niepokoju przeszedł wzdłuż jej pleców. Musiała dowiedzieć się co takiego się stało, a jedyną opcją na to było spotkanie z nim.
W głębi duszy oczywiście skakała z radości na myśl, że znów będzie mogła być ze swoim szefem sam na sam. Mimo zapewniania samej siebie, że jego słowa jej zraniły i że nie chce mieć z nim nic do czynienia... Lydia cholernie tęskniłam za jego dotykiem i bliskością. Te kilka dni, które spędziła w Phoenix, były prawdziwą katorgą. Już nawet nie ma sensu wspominać o stanie zdrowia jej mamy... spędzenie tych kilku dni bez czucia jego spojrzenia na sobie było najgorsze. W tamtej chwili czuła, że najbardziej go potrzebuje. Potrzebowała się do niego przytulić. Od tak. Zanim to wszystko się stało byli przecież dobrymi przyjaciółmi. Gdyby nie to, że nie umiała oprzeć się jego osobie w sferze pożądania zapewne nadal byliby tylko w przyjacielskich stosunkach. Jednak nie miała zamiaru niczego cofnąć. Miała zamiar wyprowadzić ich relacje na jakiś lepszy i wyższy stopień. Chciała aby był dla niej kimś więcej niż człowiekiem zaspokajającym jej potrzeby.
-Lydia.- usłyszała swoje imię za plecami. Zatrzymała się i odwróciła na pięcie, aby stanąć twarzą w twarz ze swoją przyjaciółką. Gdyby nie jej wręcz wściekła twarz i lodowaty ton głosu, rzuciłaby jej się w ramiona, dziękując, że uratowała ją od rozmowy z Tony'm. Problem właśnie tkwił w jej zachowaniu względem dziewczyny.- Gdzieś Ty była?- zapytała ostro krzyżując ręce na piersi.
-U rodziców.- odpowiedziała spokojnie podchodząc do niej trochę bliżej.
-Naprawdę nie mogłaś znaleźć lepszego momentu aby ich odwiedzić. Czy wiesz co narobiłaś?- znów syknęła, wbijając palec wskazujący w ramię czarnowłosej. Zmarszczyła brwi. O co jej chodziło?
-Wyjazd do rodziców był nieplanowany i nie mam pojęcia o co Ci chodzi.
-Jasne. Nieplanowany. Zrobiłaś to specjalnie, aby mu dopiec jak i całej reszcie.
-O co Ci chodzi Ruth?
-Już Ty dobrze wiesz o co! Najważniejszy kontrakt i projekt warty miliardy poszedł się za przeproszeniem jebać! I wszystko to przez twój niespodziewany wyjazd do rodziców!- wrzasnęła wyrzucając ręce w bok i patrząc wręcz z obrzydzeniem na swoją przyjaciółkę. Jak za pomocą czarodziejskiej różyczki wszystko stało się dla Lydi jasne. Przecież dzisiaj w południe mieli podpisać ostatnią umowę z Marveaux société. Projekt, który był planowany od dobrych dwóch lat i nad którym czuwała od początku współpracy z panem Rodgers'em. Nie rozumiała tylko co mogło pójść nie tak. Zostawiła całą prezentację, cały dokładny opis planu, wydrukowała wszystkie umowy i potrzebne papiery. "Jak to mogła się nie udać?!" ,wrzasnęła w myślach.
-Ale przecież wszystko było dopięte na ostatni guzik. Wszystko zostawiłam Rodgers'owi, a uprzednio wszystko jeszcze raz dokładnie opowiedziałam jego ojcu.
-Ale ten projekt spoczywał na twoich ramionach i powinnaś być tam obecna.
-To nic by nie zmieniło. Jako asystentka miałabym tylko prawo do podawania różnych dokumentów i w razie potrzeby dopowiedzenia jakiś istotnych kwestii, ale wszystko to przekazałam Henry'emu!
CZYTASZ
Assistant// one-shot
RomancePrzyjacielskie stosunki przerodziły sie w gorący romans. Kilka słów za dużo zniszczyło rodzące się uczucia. Czy kolejna konfrontacja w cztery oczy rozwieje wszystkie wątpliwości i pozwoli tej dwójce być szczęśliwą? A może będzie całkowicie odwrotni...