Rozdział 27 - Porwanie

849 42 9
                                    

- Królewno, budzimy się.
Głos Rebeccki słyszała jakby przez ścianę. Ktoś poklepał ją po policzku ale Emily nie miała ochoty otwierać oczu. W końcu ktoś chlusnął ją wodą w twarz. Emily gwałtownie wciągnęła powietrze i natychmiast otrzeźwiała.
Podniosła głowę by zrozumieć, co w ogóle się stało.
- No nareszcie, nie sądziłam, że ta tabletka na tak długo cię pozamiata – Rebecca stała przed nią, z założonymi rękami obserwowała ją z pogardą. Emily powoli się rozejrzała. Nie wiedziała gdzie była, sceny sprzed omdlenia zaczęły do niej wracać i składać się w logiczną całość.
- Ty suko – syknęła w jej stronę, co spotkało się z wybuchem śmiechu ze strony Rebeccki.
- Tak mi mów.
- Czego chcesz ode mnie?! – krzyknęła w jej kierunku. Dopiero wtedy orientując się, że była związana na jakimś krześle. Rebecca z wyższością uniosła głowę.
- Ja nic, mój mąż za to bardzo dużo.
- O czym ty bredzisz? – Emily wycedziła przez zęby, patrząc na nią ze złością. Rebecca znów roześmiała się z pogardą.
- Myślałam, że już nigdy nie uda mi się ciebie wyciągnąć w pojedynkę. Więc może nawet dobrze, że rozeszłaś się ze Snightem. Przynajmniej jego piesek cię nie pilnuje.
- Jesteście pojebani.
- Nie, kochana. Jesteśmy dyplomatyczni.
Emily prychnęła, spuszczając głowę. Nie miała pojęcia, czego od niej chcieli. Chciała ponowić pytanie ale do pomieszczenia, w którym się znajdowali wszedł Theodor, mąż Rebeccki.
- Któż to w końcu się obudził? – uśmiechnął się nieprzyjemne, podchodząc do kobiet. Stanął przy żonie i schował dłonie do kieszeni spodni.
- Czego ode mnie chcecie?
- Od ciebie niczego, za to od Snighta bardzo wiele.
- Więc czemu nie porwaliście jego? Co ja mam z tym wspólnego? Mówiłam twojej głupiej żonie, że nic nas już nie łączy.
- Uważaj na słowa, kretynko! – wykrzyknęła Rebecca, chcąc rzucić się na Emily. Mąż jednak ją zatrzymał i spojrzał na nią ozięble.
- Nie rób cyrku i wyjdź – nakazał. Kobieta bez słów wykonała polecenie. Gdy Theodor i Emily zostali sami, mężczyzna podszedł i pochylił się, by być na tym samym poziomie co Emily.
- Kto nie ryzykuje ten nie zyskuje. Jak nie będzie go interesować twoja osoba to cię zabiję. Trudno.
Emily zadrżała, słysząc te słowa. Ugryzła się mocno w język, starając się nie pokazać po sobie, że wystraszyła się nie na żarty.
- Naprawdę jesteś tak zdesperowany, żeby uciekać się do porwań niewinnych ludzi? Nigdy nie zastąpisz Lucasa, jesteś na to za głupi – powiedziała, co ślina jej na język przyniosła. I naprawdę w to wierzyła. Może o mafii nie wiedziała wiele, ale Polterowie nie umywali się do Lucasa.
Jej słowa nie spotkały się z pozytywną reakcją. Theodor wściekł się i wymierzył Emily policzek. Tak mocny, że dziewczyna prawie przewróciła się razem z krzesłem. Zdusiła w sobie jednak krzyk bólu.
- Jeszcze się zdziwisz! – wykrzyknął. Emily z trudem podniosła na niego wzrok, czując jak piekł ją policzek od mocnego uderzenia.
Theodor wyciągnął telefon i wykręcił numer do Lucasa, włączył głośnik a gdy w telefonie usłyszeli pierwszy sygnał, syknął do Emily:
- Jeśli piśniesz choć słowo, to nie będę czekał i zabiję cię od razu.
Emily posłała mu jedynie złowrogie spojrzenie ale nie odważyła się odezwać.
Nagle w jej głowie rozbrzmiały słowa Lucasa, wypowiedziane na spotkaniu klanu: Uważać trzeba na każdego. Nie zdajesz sobie sprawy jak wielu wrogów kręci się wokół nas codziennie. Była zdumiona tym, jak mnóstwo prawdy było w tych słowach. Z tego co mówił Lucas, Polterowie wiele mu zawdzięczali, dzięki niemu istnieli. Chęć władzy była aż tak ogromna, żeby uciekać się do takich sposobów przejęcia panowania?
To było obrzydliwe.
Lucas w końcu podniósł słuchawkę. Emily wstrzymała powietrze w płucach, na dźwięk jego znudzonego głosu.
- To coś ważnego, Polter? Nie mam czasu.
- Gdyby nie było ważne, nie dzwoniłbym.
- Więc w czym rzecz?
- Mam coś, co należy do ciebie – oznajmił, uśmiechając się ohydnie do Emily. Dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści. Znowu była rzeczą. Miała ochotę napluć mu w twarz ale nie wiadomo, czy nie skończyłoby się to kulką między oczami.
- Nie mam ochoty na zgadywanki, Polter – warknął Lucas.
- Masz rację, mi też zależy na czasie. Jest ze mną niejaka Emily, kojarzysz?
Zapadła cisza. Tak głucha, że Emily ponownie zapomniała jak się oddycha.
- Emily? – spytał, jakby nie wierząc. Polter uśmiechnął się przebiegle. Już czuł, że jego plan zadziała.
- Dokładnie. Siedzi sobie grzecznie na krzesełku, co prawda związana, ale nie narzeka na warunki.
- Blefujesz.
- Co za niedowiarek... - zaśmiał się i zrobił Emily zdjęcie, po czym szybko wysłał je do Snighta. – Sprawdź wiadomości, Snight.
Znowu zapadła cisza, tym razem trochę dłuższa. Jednak tuż po niej, z słuchawki dobiegł rozwścieczony głos Lucasa.
- Jeśli spadnie jej choćby jeden włos z głowy, zabiję cię gołymi rękami!
Emily zamknęła oczy, próbując wyrównać oddech i opanować szalejące serce. To nie była odpowiedź człowieka, któremu jest wszystko jedno. Na pewno.
- Słuchaj Snight, plan jest taki. Zapraszam cię tutaj i zrobimy uczciwą wymianę. Oddam ci tą laleczkę w zamian za twoje oddanie władzy.
- Gdzie?
- Wyślę ci lokalizację. Jestem szczęśliwy, że dobijemy targu – oznajmił z przesadną radością.
- Nie ciesz się, Polter. Pożałujesz tego, co zrobiłeś, możesz być pewny – ociekający chłodem głos Lucasa spowodował, że po kręgosłupie Emily przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
- To groźby, Snight? Bo jeśli tak, to twoja Emily może stracić życie troszkę szybciej, niż planowałem.
- Gdzie mam przyjechać...
- Grzeczny chłopczyk.
Po tych słowach rozłączył się, coś wstukał w telefonie i uśmiechnął się do Emily sztucznie.
- Nie wygrasz z nim – mruknęła Emily, obserwując jego radosną do przesady gębę.
- To się jeszcze okaże, złociutka.
Więcej słów już nie padło. Theodor zakleił usta Emily grubą taśmą i cierpliwie czekał na przyjazd Lucasa. Emily dopiero wtedy miała okazję rozejrzeć się po pomieszczeniu, w którym się znajdowała. Było to coś w rodzaju piwnicy, jednak bardzo dużej piwnicy, w której było mnóstwo światła i okien.
Polter przechadzał się tam i z powrotem, jakby był na spacerku. Pogwizdywał co chwila lub wysyłał Emily szerokie uśmiechy.
Emily nie była pewna, ile minęło czasu. Czy kilka, czy kilkanaście minut, ale w pewnym momencie oboje usłyszeli poruszenie na zewnątrz. Polter trochę spiął się na twarzy, gdy wpadł jego ochroniarz.
- Szefie, Snight nie przyjechał sam.
- Tego się spodziewałem, ale przecież was też tam trochę jest! – wykrzyknął, w jego głosie dało się słyszeć panikę. Padły strzały gdzieś w oddali. Emily w miarę swoich możliwości skuliła się, ale to niewiele dało.
- Szefie, ale ich jest dwudziestu, jak nie więcej.
- Że jak? – warknął. Już ruszał w stronę drzwi, gdy padł kolejny strzał. Ochroniarz, który przyszedł ostrzec Poltera, padł jak długi a spod niego wypłynęła szkarłatna krew. Dobrze, że Emily miała na ustach taśmę, bo w przeciwnym czasie zaczęłaby krzyczeć. Zamiast tego z jej oczu popłynęły łzy a jej ciałem wstrząsnął szloch.
Na widok ochroniarza, Theodor wystraszył się nie na żarty. Rzucił się w stronę Emily, chcąc sobie z niej zrobić tarczę.
- Nie zbliżaj się do niej.
Złowrogi głos za jej plecami sprawił, że Emily prawie podskoczyła razem z krzesłem. Odwróciwszy głowę, na jej twarzy pojawiły się kolejne łzy, gdy spostrzegła Nate'a z bronią tuż za jej plecami, wycelowaną w Poltera. Theodor zatrzymał się w pół kroku.
Już chciał zapytać, jak się tu dostał, ale Nate zaszczycił go odpowiedzią jako pierwszy.
- Jesteś idiotą, Polter. Jak kogoś porywasz to zabezpieczaj wszystkie drzwi.
Theodor nie zdążył odpowiedzieć. Do pomieszczenia wszedł człowiek, odpowiedzialny za zabójstwo ochroniarza. Emily go nie znała. Stanął i również wymierzył broń w stronę Theodora, po czym nakazał mu uklęknąć i unieść ręce. Polter, ewidentnie niezadowolony, wykonał polecenie. Wtedy Nate opuścił broń i pochylił się w stronę Emily.
- Wszystko dobrze? – spytał z troską w głosie. Emily popłynęły kolejne łzy, mimo to pokiwała energicznie głową.
W końcu w oddali usłyszeli rozwścieczony krzyk Lucasa:
- Gdzie jest ten chuj?!
- W piwnicy, szefie! – zawołał Nate. Po kilku sekundach w pomieszczeniu pojawił się Lucas. Na widok klęczącego Theodora nie zastanawiał się, podszedł i uderzył go pięścią w twarz, przewracając przy tym.
- Kto dał ci prawo do naruszania mojego zaufania!? – wrzasnął w jego stronę. Emily w powietrzu wyczuła tę władzę, którą miał Lucas. A na jego widok... myślała, że oszaleje z radości. To pierwsze co poczuła, gdy go zobaczyła. Nieodpartą radość.
- Mam dość podporządkowywania się tobie, Snight – Theodor odważnie się podniósł, by zrównać się z Lucasem.
- Nikt cię nie pyta o zdanie. Jak się nie podoba, możesz wypierdalać z miasta. A za posunięcie się do porwania Emily, osobiście dopilnuję, żebyś stąd zniknął – wycedził złowrogo. Polter czując, że stoi pod ścianą, zacisnął w odpowiedzi tylko zęby ze wściekłości. Wymierzone w niego dwa pistolety nie dawały mu szansy na reakcję. Ale on chciał tylko jednego.
Śmierci Snighta.
Nic więcej go nie obchodziło.
Więc gdy tylko Lucas odwrócił się i ruszył w stronę Emily, Polter złapał za broń, którą miał za paskiem. Emily widząc to chciała zacząć krzyczeć, jej oczy przypominały dwa talerze. I to wystarczyło, by Lucas zareagował.
Odwrócił się na pięcie, wyciągnął broń i bez zastanowienia strzelił Theodorowi w głowę szybciej, niż ten sam to zrobił.
Od strzału w uszach Emily zapiszczało. Odwróciła głowę i zamknęła oczy, gdy bezwładne ciało Poltera upadło z hukiem na ziemię. Emily czuła, że zaraz zwymiotuje ale z taśmą na ustach było to niemożliwe. Drżała, jakby było jej zimno, w pomieszczeniu było słychać tylko jej stłumiony płacz. Mocno zaciskała powieki modląc się, by to wszystko okazało się snem.
- Co stoisz, rozwiąż ją! – krzyk Lucasa w stronę Nate'a jedynie upewnił ją, że to nie był sen. Że była świadkiem makabry, która rozegrała się w dosłownie kilka sekund. Gdy Nate rozwiązał jej ręce, Lucas natychmiast ją podniósł, ściągnął taśmę z ust i przytulił do siebie najmocniej jak się dało.
Czuł, jak się trzęsła, słuchał jej histerycznego płaczu. Na zewnątrz był opanowany, starał się ją uspokoić. Ale wewnątrz wyglądał jeszcze gorzej niż Emily. Tak bardzo bał się o jej życie... Doskonale wiedział, jak nieobliczalni mogli być ludzie wokół niego, jak wiele mogliby zrobić, żeby zająć jego miejsce.
Myśl o śmierci Emily z jego powodu paraliżowała go. Był przerażony i nigdy by nie pogodził się z tym, gdyby stała się jej jakakolwiek krzywda.
- Już jesteś bezpieczna... - szepnął, gładząc jej włosy. Emily z całą mocą tuliła się do niego. Wdychała zapach, który przynależał tylko do Lucasa. Upajała się nim, próbując uspokoić emocje. Wsłuchiwała się w jego szalejące serce, ale drżenie jej ciała nie ustawało.
- Myślałam, że mnie zabije... - jęknęła żałośnie przez łzy. Lucas odsunął ją od siebie, wziął jej twarz w dłonie i spojrzał w oczy. Pełne bólu i smutku. Ten widok o mało go nie złamał.
- Nigdy bym do tego nie dopuścił, słyszysz? Nigdy – powiedział z naciskiem. Emily potaknęła, wtedy on znowu ją przytulił. Zerknął na Nate'a i skinieniem głowy dał do zrozumienia, że mają wyjść. Nate i ten drugi bezszelestnie opuścili pomieszczenie.
Lucas jej nie poganiał. Stał i przytulał ją do siebie, pozwalał, by łzy wsiąkały w jego koszulę, czekał, aż chociaż w małym stopniu się uspokoi.
Trochę to trwało, bo dobre kilka minut Emily dochodziła do siebie. W końcu przestała płakać, jednak tylko dlatego, że od płaczu zaczęła boleć ją głowa. Drżenie ciała również ustało.
- Dobrze się czujesz? Jesteś cała? – zapytał z troską, odgarniając jej włosy z twarzy, które przykleiły się do jej mokrych policzków.
- Jestem cała ale o moje samopoczucie lepiej nie pytaj...
Lucas chciał ją pocieszyć, ale co by to dało?
- Już nic ci nie grozi, Emily.
- Teraz. A jutro? Za tydzień? Za miesiąc?
Lucas bał się tej konkluzji. Bał się, że Emily poczuje się zagrożona tylko dlatego, że coś ich łączyło, łączy, nie ważne.
- To nie jest czas na takie rozmowy – odpowiedział. Emily nie zamierzała się kłócić. Pokiwała głową zgadzając się, nie chciała o tym rozmawiać, nie teraz. – Zabieram cię do siebie. Czy ci się to podoba czy nie.
- Dobrze.
Powiedziała to z ulgą, którą Lucas natychmiast wyczuł. Objął ją ramieniem i poprowadził do wyjścia. Emily z trudem patrzyła na trupy, które mijali po drodze. Musiała przyznać, Theodor nieźle się przygotował, jego ochrony było mnóstwo. Jednak jak widać nie tak dużo, jak ochrony Lucasa.
Gdy wyszli z budynku, w którym się znajdowali, była już głęboka noc. Emily spostrzegła masę ludzi. Było ich ze dwudziestu, może trzydziestu. Zrozumiała wtedy, że wszyscy oni przyjechali na wezwanie Lucasa, żeby ją oswobodzić. Na tę myśl zakręciło jej się w głowie.
- Nate – Lucas przywołał swojego pracownika, który w sekundę znalazł się obok. – Podstaw samochód.
- Tak jest – skinął głową i już miał iść w stronę auta, ale zatrzymał wzrok na Emily. Uśmiechnął się do niej leciutko. Potem zniknął za zakrętem.
Lucas ściągnął marynarkę i zarzucił Emily na ramiona, dziewczyna natychmiast się nią okryła.
- Chodź, usiądź. Zaraz Nate przyprowadzi samochód – powiedział ze spokojem i wskazał leżące drzewo. Emily posłusznie usiadła. Do Lucasa podchodzili jego ludzie, mówili coś, ale Emily jakby nie słuchała.
Dopiero gdy na powrót pojawił się Nate, Emily wsłuchała się w ich rozmowę.
- Znaleźliście ją? – spytał oschle Lucas.
- Tak, próbowała uciec na piechotę ale nasi już ją mają. Za moment powinna tu być.
- Bardzo dobrze. Wyślę ją na Madagaskar – wycedził przez zaciśnięte zęby. Emily zorientowała się, że mówili o Rebecce.
- Jeden z jego ludzi był bardzo rozmowy przed śmiercią – oznajmił nagle Nate. Lucas przyjrzał mu się uważnie.
- Czego się dowiedziałeś?
- Polter pracował dla Floya.
- Kurwa, mogłem się tego domyślić – warknął Lucas. – Polter był za tchórzliwy na taki krok. Floy go zmusił?
- Nie do końca. Obiecał mu złote góry. Chciał cię tu ściągnąć i zabić, wiedział, że nie oddasz władzy po dobroci. Emily była tylko przynętą.
Emily widziała, jak Lucas z trudnością hamuje wybuch złości. Jak pulsowała mu żyłka na skroni i jak zgrzytał zębami.
- Poślij za nim naszych ludzi. Mają go wydobyć choćby spod ziemi. Nie będę się z nim więcej cackał.
- Jasne, znajdziemy go – Nate potaknął, z powagą na twarzy.
- Zadzwoń do Wilsona i przekaż, że Emily zostaje dziś u nas. I możliwe, że przez najbliższy czas również – ostatnie zdanie dodał ciszej, mimo to Emily dokładnie je usłyszała. Nie miała ani siły ani ochoty protestować. Gdy Lucas wziął ją w ramiona w tej piwnicy, mimo szalejących emocji, czuła, że nie chciałaby być w innym miejscu. Tylko przy nim.
- Do którego? – spytał głupio Nate. Lucas popatrzył na niego jak na kretyna.
- Kurwa, a jak myślisz?
- Dobra, bez nerwów. Już się tym zajmuję.
Po tych słowach Nate odszedł a Lucas przykucnął przed Emily. Patrząc na nią, jego twarz automatycznie złagodniała. Pogładził ją po rozgrzanym policzku.
- Dajesz radę? – spytał troskliwie. O dziwo Emily poczuła nagły przypływ mocy. To wszystko co wiedziała, to wszystko co słyszała, to wszystko co widziała, napawało ją dodatkową siłą.
- Co mnie nie zabije to mnie wzmocni – odpowiedziała.
- Jesteś najdzielniejszą kobietą jaką znam – wyciągnął do niej ręce i pomógł jej wstać.
- Mówisz, jakbyś już trochę ich miał w swoim życiu – burknęła, ale nie miała pojęcia skąd jej się wzięła chęć na taką zaczepkę. Lucas uśmiechnął się do niej.
- Żadna nawet się z tobą nie równa. Pod każdym względem.
Emily spojrzała mu w oczy. Przed chwilą zabił człowieka, pewnie nie jednego, a wygląda jakby wrócił z wakacji. Spokojny, zrelaksowany, uśmiechnięty. Jednak Emily nie wiedziała, że to zasługa tylko tego, że ona była cała i zdrowa.
Jego widok ponownie wlał w Emily harmonię. Ciepło, jakie od niego biło było uzależniające. Emily wtuliła się w niego a on zamknął ją w żelaznym uścisku. Trwali tak kilka minut, dopóki nie wrócił Nate z torebką Emily w ręce.
- Twoje rzeczy, Emily – podał jej. Emily wyplątała się z objęć Lucasa i odebrała swoją własność.
- Dzięki, Nate.
Nate uśmiechnął się do niej, potem zerknął na swojego szefa. Chciał coś powiedzieć, ale w oddali usłyszeli podniesiony kobiecy głos. Jeden z ludzi Lucasa prowadził rzucającą się Rebeccę. Mimo że unieruchomiona z rękami na plecach, była bojowo nastawiona.
- Nie zabiję cię tylko dlatego, że jesteś kobietą – wycedził z pogardą Lucas, przyciągając do siebie Emily, która posłusznie wtuliła się w jego bok, obserwując pałającą gniewem Rebeccę.
- To miał być prosty plan, Floy obiecał się z nami podzielić zyskami.
- Tak, to już wiem. Jak tylko znajdziemy Floya, on też dostanie kulkę w łeb.
- Też? – spytała, nagle zdziwiona, unosząc brwi.
- Ach, no tak. Przecież ty nie wiesz. Byłaś zbyt zajęta uciekaniem – warknął Lucas, marszcząc brwi. – Twój mąż zginął śmiercią tragiczną.
- Co...?
- Jeśli nie chcesz podzielić jego losu to radzę ci opuścić Nowy Jork. A najlepiej Amerykę. Jeśli dowiem się, że gdzieś się tu plątasz, nie będę się powstrzymywał i dołączysz do Theodora, czy to jest jasne?
Jego zimny ton robił na Emily wrażenie. Spojrzała na jego twarz, taką chłodną i bez emocji. I pomyśleć, że dla niej był zupełnie inny. Imponował jej.
Rebecca, uświadomiona o tym, że to już koniec, spuściła głowę i przytaknęła, zgadzając się. Gdy to zrobiła, ludzie Lucasa ją zabrali.
Snight zwrócił się do Nate'a.
- Powiedz naszym, żeby tu posprzątali i wracamy do domu – oznajmił, po czym pociągnął Emily w stronę samochodu. Lucas wciąż otaczał ją ramieniem. Cieszył się jak dziecko, że nic się jej nie stało. I miał w dupie kolejne awantury Jeffa, które pewnie się pojawią gdy dowie się, że jego ukochana siostra wróciła do mafiosa.
Ale nie obchodziły go żadne konwenanse.
Był szczęśliwy, że miał Emily znów przy sobie.
Nie ważne, w jaki sposób.
Ważne, że była obok.
Żywa.

Pokerowy BlefOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz