Znowu te nieznośnie piszczenie w uszach.
Poza tym cisza.
Cisza zalewała hangar, w którym się znajdowali.
Chwilowa konsternacja, nie czuła bólu, jak?
Otworzyła oczy i przed sobą spostrzegła Lucasa. Uniosła głowę, stał do niej tyłem, nic nie rozumiała.
- Lucas... – szepnęła i delikatnie pociągnęła go za ramię. Gdy się odwrócił, Emily zamarła na widok powiększającej się plamy krwi na jego piersi. Głos ugrzązł w gardle, na twarzy pojawił się grymas. – Coś ty zrobił...?
Po tym pytaniu pod Snightem załamały się nogi. Emily natychmiast go chwyciła, ale nie miała dość siły, więc oboje upadli na kolana. Dziewczyna znów zaczęła szlochać obserwując jego ranę. Nie wiedziała co zrobić, jak pomóc. Wpadła w panikę.
- I dobrze, zginiecie oboje – rzucił łysy znów podnosząc broń.
Kolejny strzał.
Tym razem Emily nie zamknęła oczu i nie rozumiała, jak to się stało, ale z broni napastnika nic nie wystrzeliło. Zamiast tego koleś padł na ziemię a za jego plecami stał Nate z bronią.
Emily ulżyło na myśl, że zrozumiał jej SMSa z lokalizacją, ale nie to teraz było ważne.
- Nate, dzwoń po karetkę! – zawołała histerycznie. Na twarzy Nate'a pojawiło się przerażenie na widok swojego szefa. Natychmiast wyciągnął telefon.
- Zadzwonię do lekarza, który nie będzie zadawał pytań. Emily! Zaciśnij mu tą ranę czymś! Idę po naszych ludzi.
I wybiegł z hangaru.
Emily pospiesznie usiadła na piętach i położyła jego głowę na swoich kolanach. Słyszała swój szybki oddech, panika wypełniała ją całą, Emily była na granicy obłędu gdy drżącymi rękami ściągała z siebie sweter. Zrobiła z niego niedbale kulkę i przycisnęła do piersi Lucasa. Mężczyzna stłumił jęk bólu, wydając z siebie tylko gardłowy pomruk. Uniósł słabe spojrzenie i spojrzał na Emily.
- Nie umieraj, słyszysz? – jęknęła.
- Nie umieram, przecież muszę cię jeszcze zabrać na obiecane wakacje – uśmiechnął się bardzo delikatnie. – Co powiesz na Seszele? Nigdy tam nie byłem...
- Boże, Lucas, myślisz teraz o urlopie? Serio? Zaraz mi się wykrwawisz!
- Przestań panikować – mruknął cichutko.
- Jak mam nie panikować? Co ty zrobiłeś? Jesteś niepoważny... Jak mogłeś tak postąpić? – słowa wychodziły z niej automatycznie, cała się trzęsła, starając się jak najmocniej dociskać sweter do jego rany.
- Już kiedyś ci powiedziałem, że będę cię chronił.
- Ale nie za cenę własnego życia, kretynie – wysyczała marszcząc czoło. Lucas uśmiechnął się do niej.
- To nie jest wysoka cena.
Emily patrzyła na niego z przestrachem. Widziała, że każde wypowiedziane słowo sprawiało mu ból i z każdym kolejnym, były one coraz cichsze. Jego wzrok był mętny, mimo to się trzymał.
Gdy zamknął na chwilę oczy, czując napływające zmęczenie, Emily natychmiast nim potrzasnęła.
- Ej, nie śpij, błagam. Mów do mnie, Lucas! Słyszysz?
- Słyszę... - mruknął ale nie otworzył oczu. Emily przyglądała się jego klatce, która unosiła się leciutko, oddech przerodził się w bardzo płytki. Emily nie wytrzymała, zaczęła znów cicho płakać, gdy jej sweter zaczął przesiąkać krwią.
- Lucas, nie możesz umrzeć, słyszysz? Straciłam już rodziców, nie mogę jeszcze stracić ciebie... - spuściła głowę i przyłożyła czoło do jego czoła. Zacisnęła mocno powieki, ignorując drętwienie rąk, które pojawiło się tak nagle. Lucas znów się uśmiechnął.
- Aż tak jestem ważny? – spytał żartobliwie i chciał się zaśmiać, ale ucisk w klatce mu na to nie pozwolił. Emily otworzyła oczy by na niego spojrzeć.
- Dla mnie? Tak.
To słowo spowodowało, że Lucas z trudem otworzył oczy. Zacisnął zęby i nie zwracając uwagi na ból, uniósł dłoń i wytarł jej łzy z policzka.
- Dlaczego ty płaczesz? – spytał cicho. Kuriozalna sytuacja spowodowała, że Emily się zaśmiała. Nie zdążyła odpowiedzieć, do hangaru wbiegł Nate i jeszcze kilku innych ludzi.
- Weźcie go, tylko ostrożnie – zarządził Nate, wskazując Lucasa. – Zawieźcie go do domu.
- Do domu? – zdziwiła się Emily, przekazując sweter jednemu z przybyłych ludzi. Spojrzała na Nate'a z wyrzutem.
- Tak, tam będzie czekał lekarz.
- Nate, jego trzeba zabrać do szpitala!
- Jasne, i co powiesz gdy zapytają, co nabój robi w jego ciele? – warknął w jej kierunku. – Emily, zaufaj mi, wiem co robię.
Emily w końcu odpuściła. Zacisnęła zęby gdy kilku ludzi złapało ostrożnie Lucasa i zaczęło wynosić z hangaru. Emily chciała ruszyć za nimi ale dopadł do niej Nate. Chwycił ją za ramiona i potrząsnął, niezbyt delikatnie. Emily spojrzała na jego wściekłą twarz, lekko wystraszona.
- Dlaczego przyjechałaś tu sama?! Zdajesz sobie sprawę, na co się naraziłaś?! Emily, on mógł cię zabić, do jasnej cholery! – krzyczał zdenerwowany.
- Nate, nie mogłam ci powiedzieć. Zabronił mi. Porwał Lucasa. Musiałam przyjechać tutaj sama – wyznała przez łzy, które wezbrały na sile. Nate w końcu złagodniał na twarzy. Odetchnął, przyglądając się Emily. Cała się trzęsła.
- Już dobrze, uspokój się – zalecił już spokojnym tonem.
- Powiedz, że on będzie żył, Nate. Proszę, powiedz – pisnęła spuszczając głowę. Nate przyciągnął ją do siebie i przytulił, Emily dając ujście emocjom, płakała w jego bluzę.
- Oczywiście, że będzie. Byle co nie jest wstanie go złamać.
- Dobrze, że się pojawiłeś.
- To dzięki tobie. Mimo tego, że nie pochwalam twojej decyzji, kolejna była bardzo dobra – wziął jej twarz w dłonie i pocałował w czoło. – Byłaś zajebiście dzielna.
Emily uśmiechnęła się przez łzy na te słowa, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Nate rzucił okiem na leżące obok ciało Floya.
Puścił Emily i zadzwonił do kogoś, zlecając „posprzątanie". Po tym krótkim telefonie znów spojrzał na dziewczynę.
- Jakim cudem Lucas go zabił? Miał przy sobie broń, której nie znaleźli?
Emily głośno przełknęła. Objęła się ramionami, jakby zrobiło się jej zimno. Przed oczami miała martwe spojrzenie Michaela i krew wypływającą z jego ust. Odgłos wystrzału, piszczenie w uszach.
- Ja go zabiłam.
- Ty go zabiłaś? – Nate otworzył szerzej oczy. Spojrzał na Floya i z powrotem na Emily.
- Wychodząc zabrałam z sejfu Lucasa broń – wyznała cichutko, jakby ze wstydem, spuszczając głowę. Nate pokręcił głową, niedowierzając. Ale był pełny podziwu.
- Jesteś niesamowita, Emily. Niewiarygodna po prostu – znów przyciągnął ją do siebie i przytulił. – Wiesz, że pozbyłaś się największego karalucha jaki chodził po tym pieprzonym świecie? – szepnął jej do ucha.
- Wróćmy do domu – poprosiła, nie chcąc o tym rozmawiać. – Chcę być przy Lucasie.
Nate pokiwał głową i poprowadził ją do wyjścia.
W samochodzie panowała cisza. Emily nerwowo bawiła się palcami, nie wiedząc, co zrobić z rękami. W jej głowie zebrało się mnóstwo myśli. To, co się stało, nie powinno mieć w ogóle miejsca. Lucas nie powinien był stawać na linii strzału. Do licha ciężkiego, po raz kolejny uratował jej życie. Dlaczego jednak zaryzykował swoim własnym? Nie mieściło się to jej w głowie. Była pełna obaw, panika ogarniała ją całą.
Nie wiedziała co ma myśleć, co powiedzieć. W odstawkę poszła myśl o tym, że jej brat w jakimś stopniu przyczynił się do śmierci ich rodziców. Zerknęła na swój pierścionek i coś ścisnęło ją w piersi. Gdyby nie jego cholerne długi, nadal miałaby przy sobie matkę i ojca. Można by powiedzieć, że to nie jego wina. W końcu rodziców zabił Floy, a raczej jego ludzie, jednak łańcuch tych okropnych zdarzeń zaczynał się właśnie od Davida. Zapomniała na chwilę o tym, że zamordowała człowieka. Nie myślała o tym, jak się z tym czuła. W głowie miała tylko Lucasa, jego życie. Modliła się w duchu, by to przeżył.
Podjechali pod dom, wysiedli bez słowa. Emily natychmiast ruszyła do sypialni Lucasa, jednak tuż przed drzwiami zatrzymał ją Peter, który przyjechał wezwany przez Nate'a do hangarów.
Dziewczyna spojrzała na niego pytająco, z lekkim wyrzutem.
- Nie można tam – poinformował.
- Peter, puść mnie – mruknęła, starając się trzymać nerwy na wodzy.
- Lucas jest w dobrych rękach, nie możesz tam teraz wejść – powiedział, nieco spokojniejszym tonem. Emily spojrzała na niego błagalnie.
- Muszę tam wejść, muszę być przy nim.
- Teraz w niczym nie pomożesz, pozwól lekarzowi pracować – położył wielką łapę na jej ramieniu i odciągnął delikatnie. Na jej drugim ramieniu wylądowała dłoń Nate'a, który pociągnął ją w swoim kierunku.
- Chodź, Emily. Zrobię ci herbatę.
- Nie chcę żadnej herbaty – warknęła. Nate złapał jej spojrzenie i uniósł brwi.
- Albo pójdziesz ze mną do kuchni albo poproszę doktora o zastrzyk, po którym zaśniesz na kilka godzin – zagroził. Emily przygryzła wnętrze policzka, żeby nie rzucić wulgaryzmem. W końcu odpuściła. Razem z Nate'em ruszyła do kuchni, gdzie usiadła na blacie kuchennym i przyglądała się jak Nate ze spokojem zabiera się za robienie herbaty.
- Jak to się stało, że Floy znalazł Lucasa? – spytała cicho.
- Floy specjalnie wysłał Lucasowi wiadomość, wiedział, że ten wyśle swoich ludzi do New Jersey, a co za tym idzie, pozbawi się ochrony wokół siebie. Porwał go gdy ten jechał do jednego z kasyn. Nie miał wystarczającej obstawy, z resztą nikt nie spodziewał się ataku.
Zrobił chwilową pauzę, zalewając kubki gorącą wodą. Emily pokiwała głową, nie wiedząc jak ma to skomentować. Nate podsunął jej jeden kubek i spojrzał na nią.
- Może teraz ty mi powiesz, jak to się stało, że się tam znalazłaś?
- Zadzwonił do mnie, powiedział, że ma Lucasa i mam przyjechać sama.
- A ty, zajebałaś mi kluczyki a Lucasowi broń, i pojechałaś w środku nocy na ten wypizdów w łapy nieobliczalnego gangstera? – zapytał z drwiną w głosie. Emily zacisnęła dłonie w pięści, gromiąc go wzrokiem.
- Niby co innego miałam zrobić?
- Obudzić mnie, Emily! – zawołał. – Powiedzieć o tym, co się dzieje.
- Jemu chodziło o mnie, Nate! – również podniosła głos. – On chciał rozmawiać ze mną! Nie wiesz, czy nie zabiłby Lucasa, gdybym pojawiła się z obstawą.
- O czym niby on chciał z tobą rozmawiać?
Emily zawiesiła się po tym pytaniu. Spuściwszy na chwilę wzrok, westchnęła ciężko.
- Chciał, żebym wydała Davida w zamian za Lucasa – szepnęła.
- Chodziło mu o porachunki, jakie miał z twoim bratem? – Nate, wtajemniczony we wszystko, domyślił się dlaczego Floyowi zależało na odnalezieniu Davida. Wilson był tajemną wtyką Snighta. Udawał pracownika a tak naprawdę zdradzał mu położenie poszczególnych ludzi, których Lucas skutecznie likwidował. Ludzi, którzy przyczyniali się do mieszania w klanowej komitywie.
- Tak. Jak mu powiedziałam, że nie wydam brata, powiedział mi, że to on i jego ludzie stoją za śmiercią moich rodziców – mówienie o tym sprawiło ból. Tak mocny, że w oczach Emily pojawiły się łzy. Dopiero wyznanie tego na głos spowodowało, że ten fakt dotarł do jej mózgu. Emily zawładnął nieprzyjemny dreszcz.
Nate był tak samo zdziwiony jak Lucas. Otworzył szerzej oczy.
- Floy zabił twoich starych? – spytał, jakby nie wierząc. Emily odebrało mowę, zacisnęło ją gdzieś w gardle. Pokiwała jedynie twierdząco głową. Nate widząc to, podszedł do niej i ostrożnie ją przytulił. Emily gdy znalazła się w jego ramionach, zaczęła płakać. Jej szloch odbijał się od ścian pomieszczenia, Nate nie wiedział, jak może jej pomóc. Jedyne co mógł jej wtedy dać, to obecność. Chciał jej powiedzieć, że nie jest sama, że wszystko w końcu się ułoży, że Floya już nie ma, ale żadne słowa nie były w stanie poprawić jej samopoczucia. Wolał się nie odzywać.
Emily uspokoiwszy się, wypiła w milczeniu z Nate'em herbatę. Potem chłopak odprowadził ją do sypialni, ponieważ zmęczenie dało się jej we znaki. Gdy kierowali się do jej pokoju, z pomieszczenia naprzeciwko wyszedł lekarz. Emily aż podskoczyła na jego widok. Okazało się, że to ten sam lekarz co po interwencji Lucasa pozwolił jej zobaczyć się z Davidem w szpitalu.
- Doktorze, co z nim? – spytała, z nadzieją w głosie. Lekarz uśmiechnął się.
- Spokojnie, będzie żył.
- Czyli mogę go zobaczyć?
- Pan Snight dostał środki nasenne w celu szybszej regeneracji organizmu i prosiłbym go teraz nie niepokoić – powiedział spokojnie. – Potrzebuje dużo odpoczynku, musi nabrać sił.
- Ale ja nie będę mu przeszkadzać.
- Emily, doktorek wie, co mówi – wtrącił Peter, widząc, że Emily nie ma zamiaru słuchać lekarza. Doktor znów się uśmiechnął.
- Poza tym powinien spać do jutrzejszego popołudnia przynajmniej. Pani też powinna się przespać.
Emily chciała mu już odpowiedzieć, ale lekarz odwrócił się do Nate'a.
- Ile się należy? – Nate zrobił krok w jego stronę. Doktor uniósł dłoń w uspokajającym geście.
- Bez pośpiechu. Najpierw po sobie posprzątam, później się rozliczymy.
Emily nie wiedziała, co dokładnie lekarz robił z Lucasem ale była przekonana, że jego sypialnia wyglądała jak sala operacyjna.
- Dobrze, proszę dać znać jak pan skończy – Nate skinął głową w stronę lekarza i otworzył drzwi do sypialni Emily, sygnalizując jej zakończenie rozmowy.*
Emily praktycznie nie zmrużyła oka. Przewracała się tylko z boku na bok. Mimo zmęczenia, sen nie nadszedł. Rano chciała zajrzeć do Lucasa, ale Nate jej nie pozwalał. Obiecał jej, że gdy Lucas się obudzi, na pewno wtedy będzie mogła się z nim zobaczyć. Dziewczyna, mimo że chciała, to nie dyskutowała z Nate'em, była na to zbyt zmęczona.
Nieprzespana noc odbiła się na Emily, która przysypiała przy śniadaniu, potem na kanapie przez telewizorem. W końcu, gdy popołudniu podjęła decyzję o śnie, zadzwonił do niej obcy numer. Dziewczyna w głębi duszy miała podejrzenie, że dzwonił jej brat, David. Nie pomyliła się.
- Siostrzyczko, Snight nie odbiera, mogłabyś spytać...
- Lucas nie odbiera bo prawie przez ciebie zginął! – wykrzyknęła zdenerwowana. Siedzący obok niej Nate, spojrzał na nią zdziwiony, ale szybko domyślił się z kim rozmawiała.
- Jak to...?
- Tak to!
- Co się stało, Emily?
- Ja mam lepsze pytanie. Wiesz, kto zabił naszych rodziców? – to pytanie nawinęło się samo. Nate otworzył szerzej oczy, obserwując wzburzoną Emily. Po drugiej stronie słuchawki zapadła głucha cisza, która tylko bardziej podsyciła w dziewczynie złość. – Ty jebany sukinsynu... - wysyczała przez zęby.
- Emily, żadne słowa teraz nie zmienią twojego zdania o mnie. Mogę jedynie powiedzieć ci, że żałuję.
- Mam to głęboko w dupie, słyszysz? – warknęła. – Michael Floy zabił naszych rodziców, kretynie! Odebrał mi... - urwała, gdy poczuła łzy pod powiekami. Wzięła głęboki wdech, próbując się uspokoić. W końcu oddała słuchawkę Nate'owi i pokręciła głową. – Nie mam siły. Ty z nim rozmawiaj.
Nate zabrał z jej dłoni telefon a gdy tylko to zrobił, Emily poszła do siebie. Mężczyzna poczekał, aż za dziewczyną zamkną się drzwi, dopiero wtedy przyłożył słuchawkę do ucha.
- Wilson, każdego dnia zaskakujesz mnie coraz bardziej.
- Nate, co tam się stało?
- Nie rozmawiajmy o takich sprawach przez telefon. Szykuj się, na dniach wracasz do kraju. Problem Floya rozwiązany.
- Złapaliście go w końcu?
- No... powiedzmy – mruknął.
- Co to znaczy „powiedzmy"?
- Nie żyje.
- O, to nawet lepiej – David odetchnął z ulgą. – Komu należą się podziękowania? Lucasowi czy tobie?
- Twojej niezawodnej siostrzyczce.
CZYTASZ
Pokerowy Blef
RomanceŻycie Emily było względnie proste. Pomimo tego, że razem z dwójką braci ledwo wiązali koniec z końcem, było znośnie. Do momentu, w którym jeden z braci wciąga ją w swój hazardowy syf. Traci podczas gdy w pokera najcenniejszą dla niego rzecz. Czy Emi...