Prologue

97 16 3
                                    

Widzieliście kiedyś niebo koloru zielonego?
Ja też nie.
Mówią, że niebo stanie się zielone, gdy elfy leśne i mroczne wreszcie się pogodzą. Jedyny w historii dzień, gdy sklepienie będzie nienaturalne.
Jako elf mroczny, mieszkający od lat w Podziemiu, nie miałem prawa widzieć nieba. Mym niebem była brudna ziemia, podtrzymywana przez kamienie, domy mrocznych. Co jakiś czas konstrukcje groziły zawaleniem, więc pracy było od groma. Oczywiście, wszyscy narzekali, a prace najcięższe zostawiano dzieciom i młodzieży.
Tę rzeczywistość zawdzięczamy Pierwszym elfom.
Król Pierwszych miał kochanka. Obiecywali sobie wierność do końca życia. Kochanek jednak zbuntował się i zdradził, mówiąc "Udawałem tylko miłość do ciebie, tak naprawdę zależało mi tylko na władzy". On i wszyscy Buntownicy zostali przez wściekłego Króla zesłani pod ziemię, przeklęto ich, nazywając Mrocznymi. Elficką wyspę natomiast pokryły lasy, od tamtego czasu były nie Pierwszymi acz Leśnymi.
Przez to wszystko cały nasz lód musi cierpieć katusze, nie zaznając nigdy dóbr tego świata.
Gdyby ten Buntownik jeszcze żył, osobiście bym mu nakopał.
Lecz Mroczni coraz bardziej zatracali się w Podziemiu, zapominali kim byli. Nawet nie starali się o powrót na górę, uznając, że nie chcą walczyć. Byli tchórzami, a Królowa miała w głębokim poważaniu lud, egoistka, zależało jej wyłącznie na pieniądzach i władzy.
Moja rodzina też nie była lepsza.
Mój ojciec pracował w straży, matka w barze jako tancerka. Wiadomo co robiła po godzinach pracy. Takiego właśnie związku owocem byłem ja. Wychowany na ulicy, bez miłości. Tutaj nie było miłości, zapomnieliśmy co to jest.
I ja zapomniałem, a może nawet nigdy nie wiedziałem?
Ale pewnego dnia, podczas pracy w barze jako kelner, jeżeli zapłacono mi wystarczająco dużo również zostawałem po godzinach, niczym matka, tknęło mnie coś. Wyszedłem z budynku, zabrałem swój miecz, tutaj każdy nosi broń, nie wiadomo co czai się za rogiem, i po raz pierwszy wyszedłem na powierzchnię, łamiąc zakaz nałożony setki tysięcy lat temu.
Tunele oczywiście były strzeżone i nieużywane, ale ta straż zajmowała się innymi sprawami. Przy wejściu nie stał nikt, zza rogu słychać jednak było pojękiwania jednego z nich i jakiejś dziewczyny, kawałek dalej dwóch grało w karty. Była to na tyle emocjonująca rozgrywka, że co chwilę słychać było "ty kurwo, kantujesz!", a w odpowiedzi "to ty nie umiesz grać, popierdoleńcu!". Chociaż, to było tutaj normą.
Dlatego dostanie się tam nie był trudne, nie musiałem się nawet skradać czy ukrywać.
Gdy tylko opuściłem Podziemie poczułem świeże powietrze i wiatr we włosach. A potem... ból oraz pustkę...

niebo koloru zielonegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz