12. Wigilia

25 1 0
                                    

sobota, 24 grudnia – ciąg dalszy

To nie mama, tylko Jędrzej! I to na sterydach, wielki jak koszykarz!

Tym razem nie tylko czas stanął, ale też oddech i wszystkie mięśnie. Poza sercem, walącym z gardła.

- Yyy... - stęknął lustrując każdy niewątpliwie zakamarek mojej twarzy i nie tylko, na co ja nie mogłem nawet zogniskować na nim ostrości wzroku. - Dzień dobry. Mieszka tu... Maku? - Zajrzał  wpierw za mnie, po czym znów na mnie.

Podobno nie sposób zapomnieć czynności tak skomplikowanej jak jazda na rowerze, a jakoś mi wypadł z głowy przepis na poruszanie ustami i wydawanie nimi dźwięków.

- Marek, znaczy – sprostował wyjmując kciuki z kieszeni. - Kuzyn mojej dziewczyny. Ja wiem, że jest wigilia rano, ale... Chcę tylko wiedzieć, czy nocowała tu... i czy jest tu może Lidka?

Stać mnie było jedynie na pokręcenie głową. Bez wątpienia wybitnie naturalne i przekonujące przy otwartej buzi, ale co mu strzeliło, żeby mnie nachodzić z samego rana i bez ostrzeżenia pod same drzwi? Musiał wejść przez bramę za kimś, za którymś z sąsiadów...

Jędrzej skopiował mój przeczący gest, wykrzywiając szczękę i ściągając brwi, jakby parodiował kogoś niepełnosprawnego.

- Nie ma? - dopytał, wcale nie akcentując jak pytanie.

Zaraz postąpił krok, wychylił swój wielki łeb za futrynę, spoglądnął w lewo, w prawo i zawołał:

- Makuu! Jesteś?!

On był bezczelny! Miałem ogromną ochotę go wypchać, ale z jakiegoś powodu bałem się go tknąć. No nie! On mi tu wlazł!

- Ej, co ty... - mój głosik uprzytomnił mi, że jedyną opcją pozbycia się go będzie wołanie o pomoc, bo krzepy może zabraknąć.

Ale to przecież Jędrzej, nie żaden bandzior... Nie tak dawno piliśmy razem wódeczkę i biegaliśmy po krzakach wskakując sobie na plecy, a Lidka płakała ze śmiechu na widok naszych spektakularnych wyjebek. Rozumiem, że się o nią martwi, że chciałby przeprosić czy coś, ale po co ta agresja? Względem... niewinnej mnie.

Nie wiem czy dobrze zrobiłam, ale dopchnęłam drzwi, żeby sąsiedzi nie podsłuchiwali, zamykając się z nim sam na sam. Znam go, niedługo, ale znam i wiem, że nic złego mi nie zrobi.

- Nie miaa...łam z nią kontaktu od wczoraj – oświadczyłam cichutko, nieprzerwanie trzymając klamkę. Nie wiem po co, to jakaś intuicja, chyba na wypadek, gdyby zaszła potrzeba zwiewania.

- Od wczoraj?! - Fuknął, prostując się z zaglądania do kuchni i pokoju. - Więc nocowała tutaj? Tak, czy nie?!

Oblazło mnie wrażenie, że zaraz złapie mnie za szyję i uniesie pół metra nad ziemię. Czego on chce? Przecież powiedziałam, że jej tu nie było!

- Wiesz gdzie ona może być? - naciskał coraz straszniej a mi nie przychodziło do głowy nic, co mogłoby go uspokoić, ani zachęcić do wyjścia. - Nie odbiera, nie odpisuje, Maku też siedzi kurwa cicho, jej kumpela, u której miała spać, bo tak mi jej siostra ściemniła, też mnie zlewa. Jej mogło się coś stać jak wyszła sama, totalnie zalana na miasto. Dwa dni minęły! Rozumiesz co mówię? Znasz Lidkę? Na pewno znasz. Widzę, że kojarzysz mnie.

Kiwnęłam głową. Tak, rozumiałam. Jeśli to prawda, jeśli przez dwa dni o Lidce ni widu, ni słychu to i we mnie wzbierał niepokój. Niby zerwali, więc Lidka ma prawo unikać gadania z nim, ale mogłaby napisać cokolwiek, żeby chłop nie ześwirował.

Jędrzej zaparł jedną rękę o bok, drugą poprawił zwisającą ognistymi lokami grzywkę i nabrał oddechu, odsapując:

- Sory – zachrypiał i kontynuował po cichu. - Że tak wparowałem. Ale miałaś taki wyraz... twarzy, że... kurwa, sory. Mieszkasz tutaj? - Kuknął do pokoju. Za chwilę uniósł lekko głowę, jakby coś we mnie odkrył... - Ty i Maku jesteście... - zostawił mi przestrzeń do zwieńczenia zdania.

I staję się dziewczynąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz