Czekaliśmy cierpliwie w specjalnie spreparowanym na podobne okazje pomieszczeniu. Pełniło rolę gabinetu, po trochu biblioteki, jednak największym walorem zdawały się dźwiękoszczelne ściany oraz zamykane specjalną metodą przejście. Tylko dziadek mógł je otworzyć, gdyż nawet my z bratem nie posiadaliśmy takich uprawnień, bez względu na to czy przebywaliśmy akuratnie w środku, czy na zewnątrz.
Nawiązanie łączności z Tadmorem stanowiło błahostkę, w przeciwieństwie do odbycia bezpośredniego kontaktu z Torisem. Czułem się odrobinę, jak zbywany chłystek, którego odsyłają od drzwi do drzwi, nie chcąc ulżyć w cierpieniu. Nasza pozycja nijak robiła wrażenie na tamtejszej załodze. Liczył się tylko ich pracodawca, a odnosiłem wrażenie, że absolutnie nikt nie chce mu podpaść.
Dracon zabębnił palcami o blat biurka, nie przejmując się zbytnio narastającą w nas irytacją. Siedział rozsiadły na fotelu, a odkąd połączenie z jednostką intergalaktyczną obecnego Torisa zostało nawiązane, milczał. Choć po prawdzie ani dziadek, ani ja nie zabieraliśmy głosu, nie bardzo wiedząc nawet, co powinniśmy powiedzieć. Kolejny raz zabębnił, wypełniając ciszę. Z drugiej strony również nikt nie odpowiadał, prawdopodobnie wyciszając połączenie zaraz po tym, jak bliżej nieokreślona kobieta nakazała nam czekać. Mogłem jedynie podejrzewać, komu przekazano pałeczkę.
Technik odpowiedzialny za komunikację początkowo nie chciał nawet kontynuować rozmowy, gdy otwarcie poprosiliśmy o połączenie z właścicielem Tadmora. Dopiero głos dziadka, a po prawdzie jego godność i nieznoszący sprzeciwu ton głosu spowodowały, że mężczyzna uległ, w wyniku czego ostatecznie senior zamienił zdań kilka z bezimienną kobietą. Kobietą, która nie była Tiris, lecz i tak posiadała ogromną władzę emanującą już z obojętnie brzmiącego głosu. Co więcej, zdawała się ona nie czynić różnicy względem rozmówcy, odnosząc się niemal bezpłciowo do konwersującego w imieniu całej naszej trójki mężczyzny.
Kazała czekać, więc posłusznie i grzecznie niczym tresowane kundle czekaliśmy. Stawka była zbyt wysoka, aby nawalić. Kolejne połączenie mogło okazać się klęską jeszcze przed jego nawiązaniem, więc nic innego nam nie zostało. Odchyliłem głowę do tyłu, rozsiadając się wygodniej. Niespełna dwie godziny. Tyle minęło, odkąd bezbarwny, niewieści głos nakazał cierpliwość.
Zerknąłem na Dracona, na miernik czasu, a następnie znów na brata, przesuwając przy okazji wzrokiem po znudzonym, aczkolwiek zaciętym obliczu dziadka. Tadmor nie szanował rozmówców, lecz dziwić się nie mogłem. Łaską ze strony galaktycznego kolosa będzie, jeśli osobiście odbierze połączenie, jednocześnie udzielając nam więcej niż minutę na przedstawienie problemu.
Przymknąłem powieki, myślami odpływając do Laili. Skoro i tak nie miałem nic lepszego do roboty, mogłem przynajmniej zwizualizować sobie sylwetkę narzeczonej, która coraz mocniej kusiła. Laila nie była chudzielcem, posiadając odpowiednią ilość ciała w każdym miejscu. Idealnie krągłe piersi tworzyły zarysy biustu, podczas gdy biodra aż prosiły się o złapanie, dźwignięcie do góry i wypełnienie we właściwy sposób.
Jęknąłem, chrypiąc, kiedy mój brat odchrząknął znacząco. Uniosłem powieki, otwierając oczy. Nie miałem pojęcia, ile czasu leżałem w pozycji na wpół siedzącej, wyobrażając sobie podporządkowaną Lailę, ale wyglądało na to, że wystarczająco. Szczególnie kiedy zacząłem odczuwać ciasnotę w kroczu, w związku z czym poprawiłem się, wygodniej zajmując miejsce.
- Morfeuszu Oushay? – Kobiecy głos wydobył się z głośnika, w pierwszym momencie wprawiając nas w osłupienie. Szczerze mówiąc, przestawałem wierzyć, aby ktokolwiek się odezwał. Zerknąłem na dziadka, który wyglądał na zdumionego, jakby on również nie spodziewał się przerwania ciszy. Minęło w końcu już tyle czasu. – Tadmor do Morfeusza Oushay z Kery. Jesteście tam?
CZYTASZ
Sięgając gwiazd. Laila. TOM IV [ZAKOŃCZONE]
Chick-LitŻycie szybko ją doświadczyło. Jako dziecko Laila straciła wszystko, musząc odnaleźć się błyskawicznie w nowej rzeczywistości. Nowe życie, nowe zasady, nowa rodzina i... Reythen. Pamiętała go z czasów, gdy jeszcze miała po co żyć. Natomiast teraz, g...