Rozdział XXVI cz. I

12 4 0
                                    

Alois przystanął w przedpokoju. Nadal nie mógł dojść do siebie po konfrontacji z bestią. To nie było jakieś złudzenie, jak kiedy wracał z dworca rok wcześniej. Każdy zmysł potwierdzał istnienie tamtego potwora. Nadal czuł jego straszną aurę.

Na dodatek coś mówiło mu, że nieprzypadkowo śniło mu się starcie Leadra z Zatraconym. Co więcej, jak wspomnienie księcia nieco zniekształcała magia, tak na jawie nic nie zakłócało odbioru rzeczywistości. Tego, że bestia nie była ani cala mniejsza, ani odrobinę mniej groźna, a Alois na pewno nie chciał mieć z nią nic do czynienia.

Zrobił drobny kroczek, gdy na chwilę jego wnętrzności zacisnęły się boleśnie. Blizny na prawym przedramieniu zamigotały wtedy mocniej. Nie zgasły, kiedy skurcz złagodniał.

Alois mimowolnie zerknął na sfinksa w salonie. Ten zdawał się zrzucić wraz z ludzkim przebraniem także maskę spokoju i optymizmu. Miał ściągnięte rysy twarzy, a w zazwyczaj roziskrzonych radosnymi ognikami oczach błyskały jedynie kły i pazury. Najwyraźniej nawet jemu spotkanie z zatraconym wydawało się bez porównania gorsze niż zmagania z nagonką Butlera czy ucieczka przed pogonią Shurivy.

Kershaw wyszedł z cienia, zerkając na dobytek sfinksa. Tak jak przywiózł ze sobą do Wethill całe mnóstwo nowinek technicznych, tak większość z nich nie znalazła się w płóciennym worku pomiędzy nogami Dormhalla. Co go wypełniało, pozostawało zaś tajemnicą. Wkrótce jednak czarne ręce przestały sięgać po kolejne przedmioty, a jedynie sunęły po postrzępionym brzegu torby.

Nadal zachowywał czujność, gdy przeniósł wzrok na Aloisa. Nie zdążył jednak go ostrzec, aby był ostrożny, siadając. Dopiero po tym jak noruk syknął przeokropnie, przypominając sobie o niewyrośniętym ogonie, na twarz Dormhalla wróciły ludzkie emocje.

Alois szybko usiadł bokiem na kanapie, aby nie uciskać krzyża, ale wyszło mu to nieco niezdarnie. Łapy usunęły się spod niego, kopiąc powietrze, nim znalazł oparcie w meblu. Zacisnął ręce na zagłówku, wbijając w niego pazury.

To po prostu obłęd! – pomyślał Kershaw, gdy zawirowało mu w głowie. Utrzymał się jednak na kanapie. Szybko zrezygnował też z próby psioczenia.

– Niedługo przestanie cię już boleć – powiedział łagodnie sfinks.

Alois parsknął ironicznie:

– Ale zanim tak będzie... Będzie bolało mnie jeszcze bardziej.

Dormhall przesunął dłońmi po włosach sięgających ramion. Potem powiedział, wskazując okno:

– Nie powiem, że się znam, ale to ponoć nie przelewki. A sąsiedztwo tego przyjemniaczka tylko utrudnia sprawę.

Samego Aloisa przeszedł dreszcz na wspomnienie konfrontacji z Zatraconym.

Od czasu, gdy Alois spotkał tajemniczą istotę, nie mógł usiedzieć na miejscu. Nieustanne spacerowanie po domku letniskowym nie było jednak w stanie zagłuszyć swoistego pomruku wydawanego przez krążącą w nim magię. Czerwień wywierała nacisk na każdą tkankę, a czasami nawet wbijała w nie pazurki niczym małe kocię.

Alois, nie mogąc zdecydować jak ułożyć rękę, spytał:

– Co... Tak w sumie robisz?

– Patrzę, co mogę wziąć, aby córka mnie nie obdarła ze skóry, jak wrócę.

– Masz córkę?

– Tak. Eirę. – Sfinks uniósł kąciki w lekkim uśmiechu. – Słyszałeś o niej. Pani Deve powiedziałem, że to siostrzenica. Jest bardziej stanowcza ode mnie, ale ma szczerozłote serce. Pewnie to przejęła od Fulkirii, swojej przyszywanej cioci.

Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz