Dormhall tupał nogą w podłogę. Był wściekły, ale najwyraźniej nie bał się, że kiedy strych się zawali, poleci na piętro wraz z nim. Zamiast tego szarpał się za długie włosy, których tym razem nie skracał zaklęciem. Do tego mlaskał pod nosem przekleństwa w języku, który nie był ani ludzkim, ani ezdeńskim.
– Czemu się tak wściekasz? – sapnął Alois, już mając dość już teatrzyku, który sfinks odprawiał dla jednoosobowej widowni.
– Bo mówiłeś, że masz na strychu łódkę a nie stołówkę korników! – krzyknął sfinks, pstrykając w krawędź łupinki.
Niegdyś pomalowana na intensywny błękit łódka, obecnie była wyblakła, ale zdawała się zdatna do użytku. Kiedy jednak długi kawałek burty odpadł na ziemię, odsłaniając gęstą sieć korytarzy wygryzionych żuwaczkami całej cywilizacji korników, to złudzenie zniknęło.
– A skąd miałem wiedzieć, że impregnat zwietrzał – odwarknął Alois, odsłaniając kieł.
Dormhall wziął głęboki wdech, starając uspokoić. Złoto przestało iskrzyć w kącikach jego oczu, a tęczówki nieco przygasły. Włosy opadły, nie przypominając burzowej chmury.
– Wściekam się, bo biegałem codziennie po to, żeby akurat w dniu, kiedy zaczniesz wyskakiwać ze skóry, nie mieć na głowie takich pierdół! – Dormhall kopnął znacząco kadłub łódki, przesuwając ją w kąt strychu. – Ale wygląda na to, że będę musiał się naprawdę zwijać... No nic. Złaź na dół. Zaraz zejdę i ustalimy co dalej – zarządził sfinks, jeszcze chwilę rozglądając się po pomieszczeniu.
Alois kiwnął głową, po czym poszedł za jego sugestią. Kurczowo zaciskał dłoń na poręczy, zsuwając schodek po schodku i zapobiegając tym samym upadkowi. Drżały mu kolana, gdy opadł przez podramiennik fotela na siedzenie w salonie.
Choć przeprawa ze strychu na parter wydawała się dłużyć w nieskończoność, za to Dormhall przyszedł szybciej niźli Alois tego sobie życzył.
Dormhall westchnął, rozcierając sobie oczy dłonią:
– Jak u ciebie z lękiem wysokości, Ali?
Noruk zamrugał powoli. Tak, Alois wiedział, że sfinksy umieją latać. Zresztą to właśnie skrzydła odróżniały je od zmiennych przynajmniej we względzie anatomicznym. Ale jak to się miało do...
Alois uniósł zszokowane spojrzenie na Dormhalla. Ten przewrócił oczami, opierając brodę na dłoni.
– Brak odpowiedzi to też odpowiedź – mlasnął niecierpliwie. Godziny nieprzespanej nocy najwyraźniej zaczęły dawać się mu we znaki. – Że też dzisiaj wszystko musi być pod górkę.
– Mówisz coś?
Sfinks machnął na niego ręką, pogrążając w rozmyślaniach.
Moc wiła się w Aloisie, puchnąc i skręcając jak sprężyna w nakręcanym zegarze. Czuł każde naczynko pulsujące od krwi i magii. Jego wnętrze zdawało się opuchnąć, nadal nie będąc w stanie objąć ogromu czerwieni, która wypływała z blizn na ręce.
– No właśnie mówię – odparł sfinks, udzielając innej odpowiedzi niż noruk pragnął usłyszeć. Dalej było tylko lepiej: – Wyskakujesz ze skóry, a jeszcze jakiś Zatracony ma do ciebie wąty. Będę musiał go trzymać na dystans, uspokajać twoją carę i jeszcze przerzucić przez Rzekę, zanim garnizon tu dotrze. Jeszcze ich by tu brakowało...
– Wiesz, że nikt cię o to nie prosił ani siłą też nie trzyma? – odparł kwaśno Alois. Zauważył za to, że znowu sfinks użył słowa cara jako zamiennika dla "jadu" czy "magii".
CZYTASZ
Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.II
FantasíaTrzecia część z serii Noruk *** Południe po jednej stronie Rzeki. Północ po drugiej. To, co łączy ludzi, to granica, na którą spoglądają, gdy szukają winnych swoich nieszczęść. Bo przecież wszystko to wina zmiennych... Prawda, Republiko? *** Ambicje...