XIII

174 18 0
                                    

Kiedy stopniowo para z niewidzianym przez ich "ogonem" dochodziła do budynku, idąca za nimi grisza choć przez moment miała szansę przyjrzeć się zajazdowi do którego się zbliżali i okolicy w jakiej znalazła się cała trójka.

Na ich nieszczęście była to właśnie jedna z tych biedniejszych ulic miasta. Dlaczego nieszczęście? Te miejsca rządziły się swoimi prawami, więc mogło dziać się tu wszystko i niemal wszystko było tu dozwolone.

Otylia uśmiechnęła się ironicznie pod nosem, nie ukrywała się już bo nie widziała w tym najmniejszego sensu, pośród takich tłumów, między którymi szła, była po prostu kolejną, zwykłą dziewczyną szukającą szczęścia na Nowiziemskich terenach.

Jednak nawet nie oglądając się, mogła kontem oka zauważyć jak niektórzy mężczyźni lub kobiety przy rogach budynków, spoglądają na nią chytrze. Cóż najpewniej ruszyliby ją okraść, gdyby nie zniechęcała ich właśnie ta zdobiona, odsłonięta głowica miecza z ciężkiej stali griszów i mniejszych ostrzy , przedstawiających kolejno głowy węży.

Ale mimo tego, nie przejmując się tym zbytnio, nadal była skupiona na swoim zadaniu, z każdym krokiem upewniając się, że czy aby na pewno patrzy na dobry budynek.

W duszy jednak, miała lekką nadzieję, że para może jednak skręci w inną stronę i grisza nie będzie musiała iść zwiedzać wnętrza zajazdu który nawet z zewnątrz nie prezentował się najlepiej. Odklejająca się farba, gdzie nie gdzie powybijane szyby, drzwi, które nawet już z tej strony, miały ślady po jakiś bijatykach i chyba ledwie trzymający się przy swoim byle jakim życiu, napis na jakiejś puchnącej tabliczce dotyczący braku pluskiew.

Nie dość że tu obskurnie to jeszcze śmierdzi kłamstwami, stwierdziła w myślach grisza, znów uśmiechając się pod nosem, a jej uwagę do tej pory skupioną na budynku i parze, nagle odciągnęło przesmykniecie się obok niej czegoś , co wychwyciła jedynie kątem oka.

Nieco skołowana ,  najpierw odwróciła głowę, aby po chwili kiedy ten sam czerwony materiał zafalował jeszcze raz za budynkiem. Bez większego zastanowienia Otylia skierowała się w tamtym kierunku, przy najbliższej okazji zlewając się z cieniem, stając się niewidoczna nawet w blasku . Tak się składało, że z czasem przebywania w okolicy nadmorskich karczm w których się zatrzymywała po informacje , nieco słyszała o teraźniejszych griszach. Zapamiętała również to, że usłyszała coś o sławnych ulubieńcach Darklinga, somatykach, dziedzicach czerwonej barwy keft, takiej samej jak barwa krwi, którą mogła przysiądź że widziała i z którą Ci byli związani.

Otylia starając się nie wywołać żadnego dźwięku i nie uderzyć żadnego przechodnia, ruszyła najpierw na bok a potem na tył budynku, w cieniu zauważając czarny powóz ustawiony przy tylnym wyjściu i od razu coś do niej dotarło. Jeżeli byli tu somatycy i czarna kareta, Aleksander też musiał tu być, to znaczy że znalazł Alinę tak samo jak zrobiła to ona.

Dziewczyna, stając w jednej z ciemnych uliczek, przeklęła pod nosem, rozumiejąc swoją głupotę. Przychodząc tu i pozwalając wejść im obojgu do środka zostawiła mu  dziewczynę jak na tacy, bo najpewniej Aleksander znalazł i mówiąc łagodnie, wprosił się do pokoju dzielonego przez parę, by móc swobodnie ich zniewolić a potem zabrać ze sobą.

Już z daleka grisza stwierdziła, że nawet jeżeli Przywoływaczka Słońca próbowałaby umknąć, nie dałaby rady wyrwać się Kiriganowi, bo przez ten czas nieużywania mocy, ona za bardzo osłabła a z tego co Otylia usłyszała jeszcze w Ravce on, rósł w siłę.

- Po co my tu w ogóle stoimy? - z różnych rozmyślań dziewczynę wybił nagle głos jednego z somatyków - Nie mogliśmy pójść z nimi do środka?

Trylogia Grisha : Mrok i ZapomnienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz