XVII

114 13 1
                                    

- Mam nadzieję, że nie uszkodziłeś go zbyt bardzo na twarzy i ciele?- zapytał znów ten sam lodowaty głos grishy, którego ton dosłownie ćwiartował całe powietrze. - A jeżeli tak to uszkodzenie jest już w zupełności niewidoczne.

Mogłoby się wydawać, że czyiś głos nie może być tak bardzo czystym mrokiem i lodowatym zimnem, a jednak zaledwie pięć metrów przed przywoływaczką stojącą tuż przy drzwiach, znajdował się żywy przykład tego, że taki ktoś jednak nadal może chodzić po tej ziemi i pływać po całym Morzu Prawdziwym.

- Dlaczego mam nie podnosić na niego ręki? - zapytał mężczyzna w szkarłatnej kefcie, po chwili może aż samemu dziwiąc się, jak bardzo zuchwale to wybrzmiało. Dało się również zauważyć, że usilnie podtrzymywał chłodny oraz opanowany ton. A grisha która była już dawno temu na takie rzeczy wyczulona przez Baghrę, w takim samym stopniu jak i Aleksander, bardzo szybko mogła to wyłapać w jego postawie i głosie.

Nie poruszyla się na krok kiedy oni rozmawiali i starała się oddychać jak najciszej, aby nie mieć nawet najmniejszej szansy na jakiekolwiek zdradzenie swojej obecności w tym miejscu. Jednak mimo zbierania informacji, z ciągle toczącej się rozmowy, jej wzrok był skupiony na synu kobiety, która stała się dla niej niegdyś niczym jej prawdziwa, zagubiona matka.

- Otóż dlatego, drogi Ivanie, że się nam przyda w takim samym stopniu jak Alina. - odezwał się znów, stopniowo coraz to głębszy i najwyraźniej coraz to bardziej przerażający, głos uprzedniego generała, przywoływacza, teraz znanego jako Aleksander Kirigan. We krwi napewno nadal czującego potęgę nazwiska Mrozova, nie ważne czy się do niego otwarcie przyznawał, czy też nie.

Kiedy wreszcie wzrok, przypominający rozżarzone złoto, zwrócił się w jego kierunku, nareszcie zaczął się mu przyglądać oraz bacznie go badać z całkiem bliska, pod niemalże  każdym możliwym kątem.

Otylia spoglądała w jego  kierunku, zupełnie jakby oglądała ksztaut puzzla, któremu szukała miejsca w swojej dziecięcej układance, złożonej z bardzo wielu elementów. Jakby znowu siedziała na podłodze w domu, ze swoim ojcem wiele lat temu przy kominku.

Jednak teraz, nie patrzyła na element a na grishę i podczas coraz to dłuższego obserowania, zaczynała odnajdywać w sobie pewne uczucia, odnalazła w samej sobie o wiele więcej zainteresowania nim, jak i pewien cień gniewu, pomieszany z kilkoma nutami z synfonii tęsknoty.

W aktualnym świetle wyglądał zupełnie niczym władca podziemnego królestwa umarłych i wszelkich ciemności. Właściwie, od czasu jaki ukryta kobieta pamiętała ze wspomnienia, ten Grisha w wyglądzie  nie zmienił się niemalże zupełnie.

Skóra nadal była blada, niemalże przypominająca blask księżyca podczas pełni, a jego tęczówki i włosy nadal były zupełnie czarne. Zupełnie jakby chciały przypominać skrzydła niegdyś krążących nad nimi kruków, które już trochę ponad sto lat temu, być może krzyczały do nich w ich własnym języku, prosząc o łaskę pozostawienia światła w ich domu i nie budowania czarnej zasłony zniszczenia.

A jednak była jedna widocznie zauważalna zmiana, jedna która mogła budzić grozę i siać niepewność w sercach tych, którzy patrzyli na, chyba zawsze opanowane oblicze Darklinga. Albowiem teraz, niegdyś zapamiętaną przez Otylię, idealnie gładką twarz, przecinały trzy zupełnie czarne blizny, którym teraz mogła się baczniej przyjrzeć. Blizny, które najwyraźniej symbolizowały dzień w którym Alina uciekła z fałdy cienia i zostawiła jego oraz jego ludzi wewnątrz blizny na mapie z Volcrami, jednak nadal zbyt daleko od tej, która była tam więźniem, bez chodźby najmniejszej szansy na odnalezienie go, albo to on ich.

Skąd miała o tym pojęcie, skoro tam nie była? Wiele słyszała przez pustkę fałdy, wiele słów i wiele wymienionych z Volcrami starć, ruszyło w kierunku fałdy echem. Ale również wiele słyszała od rudowlosej dziewczyny, która tamtego dnia płakała w powozie, kiedy przesiadywała w kajucie świętej, mówiła wiele słów do Aliny na tamte tematy, zupełnie jakby chciała streścić nieprzytomnej dziewczynie  całe jej życie, przez które udało jej się przebrnąć.

A jednak wyglądało na to, że te blizny symbolizowały coś jeszcze, mianowicie to co aktualnie, jakby dla pokazu, stało tuż za mahoniowym krzesłem, na którym Darkling rozsiadł się jakby juz był królem.

Teraz wiedziała już dlaczego Baghra wspominała jej o jego tworach z pewnym stopniem trwogi.

Już je widziała, bo tuż za mahoniowym krzesłem stały dwie postaci, dwa czarne potwory, które czy się chciało czy nie budziły grozę. Brak dokładnej twarzy, sylwetka podobna do człowieka, ale nie zupełnie i to ciało... Istoty nie były jak jej twory bo ona nauczyła się tego aby ich skóra była scalona i przybierała konkretną formę tylko jeżeli tego zachciała, w prawdzie były one mrokiem i dymem, ale nie tak jak te jego.

Istoty stworzone przez Mrozovę, były inne.

Wysokie postaci nie miały dokładnej twarzy ani niczego co było stałe. Ich ciała wyglądały jakby ciągle się materialozowaly, ciągle mrowiły i kształtowały, ich struktura była w pewnym sensie jakby nieokiełznana oraz zupełnie dzika. Ich ciała dymiły, ale akurat w tym ciała jej stworzeń i tworów Aleksandra były podobne, bo tego z Mroku nie można było zupełnie zabrać.

Jednak doszukiwanie się posłuszeństwa w zupełnie czarnych postaciach, w przeciwieństwie do tych, które miały złoty blask w piersi, mogło zbiec na niczym. Z jakiego powodu? Bo kiedy patrzyło się w martwą nieksztautną twarz, dwa czarniejsze punkty, które prawdopodobnie  były ich  oczami, bo  dymiły o wiele bardziej i jakby się na czymś skupiały...Kiedy się spojrzało bardziej w ten dym, nie dało odnaleźć się niczego poza nieokiełznanym i dzikim uczuciem. Nie było tam krztyny posłuszeństwa.

- Chcesz naprawdę szukać bajki dla dzieci Generale? - głos somatyka znowu rozciął powietrze odrywając spojrzenie Otylii od nieco  garbiących się  istot.

Znowu spojrzała w kierunku rozmawiających ale nie wykonała żadnego ruchu poza ruchem oczami, ukryta w cieniu ciągle nie wiedziała czy potwory  przełożonego Ivana mogą jakkolwiek ją wyczuć. Nad tym się nie zastanowiła.

Zauważyła jak Aleksander napiął się, a z gardła jednego potwora wyrwało się coś jakby cichy, trochę niecierpliwy oraz ostrzegawczy pomruk.

Jednak słysząc to generał uniósł rękę, najwyraźniej usiłując uspokoić swój twór przed wbiciem, wystających z jego niewyraźnej paszczy, kłów, w sam środek gardła somatyka.

- Powiedz mi Ivanie. - zaczął powoli się unosząc ze swojego siedzenia - Czy Jeleń Mrozova był nieprawdziwą bajką dla małych dzieci?

Parszywy kłamca. Pojawiło się w myśli grishy kiedy złotymi oczami wierciła niewidzące ją oczy w barwie kwarcu, przykute do twarzy jego prawej ręki. Jakże chętnie jedną częścią siebie posłałaby tam pazury swoich istot i swoje ostrza by się zemścić. Przysięgałeś parszywy kłamco, że zawsze będziemy te stworzenia ochraniać, żeby chronić świat przed głodnymi mocy grishami, tymczasem sam taki się stałeś.

Witam  w nowej części i jak zawsze dziękuję za każdą gwiazdkę oraz zachęcam do komentowania, pozdrowionkaa<3

Trylogia Grisha : Mrok i ZapomnienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz