Rose
- Ocknij się Rose. Słyszysz? Otwórz oczy. - usłyszałam jak stłumiony głos przedziera się do mojej głowy. W tle odbywała się szamotanina, ktoś chciał wejść do pokoju jednak ta druga osoba uniemożliwiała dostanie się.
- Matthias nie możesz wejść i jej teraz zobaczyć, to przyniesie pecha - usłyszałam w oddali jak kobieta przekonywała sprawcę całego zamieszania.
- Mam wyjebane w te wasze zabobony, wpuść mnie, albo rozpierdolę te drzwi! - Dobrze mi znany głos mężczyzny był uniesiony i zdeterminowany, nie odpuszczał. Wtargnął do sypialni i po chwili poczułam jak bierze mnie w swoje ramiona. Jego intensywny zapach otulił moje zmysły. Czułam jak wraca moja świadomość, lekko uchyliłam powieki i spojrzałam na twarz, która wpatrywała się w moją sylwetkę.
- Hej kruszyno, wszystko dobrze? Zapytał mój narzeczony wyraźnie spanikowany. Przełknęłam ślinę i spojrzałam głęboko w jego oczy.
- Tak, tylko trochę zakręciło mi się w głowie - skłamałam. To stres wywołał u mnie atak paniki, a to z kolei spowodowało, że na chwilę straciłam przytomność.
- Dasz radę wstać? - Delikatnie uniósł moją sylwetkę, (tak, że byłam w pozycji półleżącej) i zaczął świdrować wzrokiem. Widziałam błysk w jego oczach, małe tańczące iskierki, które nadawały blask zielonym tęczówkom. Wpatrując się w jego oczy zaczęłam wszystko analizować. Matt był przy mnie w najtrudniejszych chwilach mojego życia. Uratował mnie, zadbał i troszczył się przez cały czas mimo, że nigdy wcześniej nie potrafił tego robić. Poczułam się jak egoistka, cały czas tylko myślałam o sobie, o swoim bólu i cierpieniu, a tak naprawdę Matt również to wszystko musiał przechodzić. Moje załamania, zmiany nastrojów, żale, histerię, próbę samobójstwa. Dość. Czas się wziąć w garść Rose. Nie mogłam zwlekać. Wiedziałam, że jeśli dzisiaj ten ślub się nie odbędzie poniesiemy obydwoje poważne konsekwencje. Nie mogłam pozwolić narażać życia niewinnych ludzi. Nie wybaczyłabym sobie gdyby Matthiasowi coś się stało, po tym wszystkim co dla mnie zrobił, nie był mi obojętny tak samo jak moje dwie młodsze siostry.
- Halo gołąbeczki nie ma czasu, przypominam pastor czeka. - wtrąciła poirytowana Val.
- Pomóż mi wstać - suknia była na tyle opięta, że moje ruchy były dość mocno ograniczone, nie mogłam swobodnie podnieść się do pozycji stojącej
- Dobrze, tylko powoli kruszyno żeby nie zakręciło ci się w głowie - Blondyn złapał mnie w talii i ostrożnie postawił na nogi. Wygładziłam delikatnie suknie, poprawiłam biały welon wpięty w idealnie ułożone fale na moich włosach. Siostra Matta podała mi szklankę z zimna wodą, co skutecznie mnie otrzeźwiło.
- Nic mi nie jest, czuję się już lepiej, możemy iść na ceremonię - zapewniłam odkładając pustą szklankę. Anderson wpatrywał się we mnie niedowierzając mają nagłą zmianą, jednak nie komentował ze względu na towarzystwo Valerii. Podszedł i wyciągnął swoje ramię, bym mogła się go złapać.
- Tylko nie zemdlej piękna - uśmiechnął się szeroko (swoją drogą miał powalający uśmiech) i razem ruszyliśmy w stronę ogrodu. To właśnie tam miała odbyć się cała ceremonia ślubna oraz przyjęcie weselne.
Zbliżając się do głównego wyjścia na ogród, znów ogarnął mnie strach, lecz ten był podyktowany całą otoczką ślubną, która wywoływała skrajne emocje. Moja niestabilność emocjonalna była dość uciążliwa, jednak na co dzień coraz lepiej radziłam sobie z emocjami. No chyba, że właśnie bierze się ślub z człowiekiem, którego znasz zaledwie dwa miesiące. Zbliżyliśmy się do przeszklonych drzwi, które zdobiła kwiecista girlanda wykonana z różnorodnych kwiatów w kolorze bieli, pudrowego różu i fioletu. Drzwi się otworzyły, a my przekroczyliśmy próg i wiedziałam, że już nie ma odwrotu. Cały ogród wypełniony był kompozycjami kwiatowymi, jedne zwisały jakby były przyczepione do niewidzialnego sznurka inne z kolei były ułożone na wysokich złotych kwietnikach. Cały ogród wypełniony był świecami i latarniami, które po zmroku rozświetlały całą przestrzeń. Na drugiej części ogrodu znajdował się rozłożony biały namiot, w którym miało odbyć się przyjęcie weselne, z kolei scena i parkiet znajdowały się tuż przy namiocie otoczone sznurami świetlistych żarówek, cały wystrój zapierał dech w piersiach. W moich marzeniach właśnie tak wyobrażałam sobie swój ślub tylko, że w moich marzeniach... brałam go z miłości. Wkroczyliśmy na biały dywan, przy którym zostały porozstawiane białe wysokie lampiony oświetlające drogę prowadzącą do samego ołtarza.
Po obu stronach znajdowały się krzesła, które zajmowali honorowi goście - liczba osób była dość ograniczona. Tylko najważniejsi mogli zaszczycić nas swoją obecnością.
CZYTASZ
UTRACONA NIEWINNOŚĆ [18+] Część I Zakończone
RomanceDziewiętnastoletnia Rose myślała, że jej życie jest już poukładane i zaplanowane. John był jej pierwszą miłością, z która chciała spędzić resztę swojego życia. Jednak jeden wieczór, który miał być dla nich wyjątkowy przekreślił ich wszystkie plany i...