Rozdział 24

23 2 1
                                    

"Oh, all that I did to try to undo it
All of my pain and all your excuses
I was a kid but I wasn't clueless
(Someone who loves you wouldn't do this"

- Conan Gray, "Family Line"

WTEDY

Wracanie do domu jest dziwne kiedy jesteś kimś, kto zaczął życie gdzieś indziej. Nowe miasto, nowi ludzie, a tu zawsze to samo. No więc gdzie jest dom?

Wypakowuję małą walizkę z bagażnika i podaję ją tacie. Mama od razu zamyka mnie w żelaznym uścisku, a u stóp plącze się mały złoty labrador którego przygarnęli jakiś czas temu.

To chyba jest dom. A przynajmniej sprawia wrażenie jakby nim był. 

- Wchodź do środka, wysprzątałam ci pokój - mówi mama i biegnie na ganek. Nie żeby w moim pokoju było co sprzątać, w końcu nikt tam nie mieszka, ale na pewno wszędzie osiadł już kurz. Nie było mnie tam od dobrych kilku miesięcy. 

W środku jak zawsze jest zimno. 

Rodzice dbają o to, żeby nie palić latem, są nauczeni innego życia, ale mnie już brakuje ogrzewania mojego klaustrofobicznego mieszkania zawsze, o każdej porze dnia i nocy. Łatwo marznę, szczególnie teraz, kiedy przestałam się właściwie odżywiać i przywykłam do spania pod wieloma warstwami koców i kołder pod którymi spędzam długie godziny rozmyślając nad rzeczami, których i tak nie mogę już zmienić. 

- Zrobię herbatę.

Odwracam się do rodzicielki i kiwam głową z nieznacznym uśmiechem. Tata wstawia moją walizkę do pokoju i choć korci mnie by tam wejść i się w nim zamknąć, postanawiam wytrzymać chociaż do kolacji. 

Kieruję się do kuchni którą mama pomalowała na smutny beżowy kolor. Ale ściany wyglądają lepiej niż kiedy wyjeżdżałam, nie było środków na generalny remont, a to już coś. Siadam na krześle przy skraju stołu i rozglądam się. 

- Dawno cię nie było. 

Głos taty trochę mnie dekoncentruje, szybko pojawił się za mną, niby to zerkając do lodówki. Wiem jednak, że miał coś do powiedzenia i że powie mi to właśnie teraz. 

Nie rozmawialiśmy przez telefon. Gadam tylko z mamą, on nie wspierał zbyt wielu moich decyzji, ale go kochałam, oczywiście. Czasami mam wrażenie że w interesie córki jest znoszenie wszelkich pretensji rodziców; to taka zapłata za to, że mnie wychowali. Tak przynajmniej im się wydaje, ale ja nie jestem przekonana, czy to dobra rzecz. 

Nie byłam jedną z tych dziewczyn które mogły określić się mianem "córeczki tatusia". Nie wydaje mi się też, żeby chłopak w naszej rodzinie mógł ją naprawić, mój tata był chyba najlepiej przystosowany do bycia samemu, ale gdzieś po drodze stworzył rodzinę i teraz w niej utknął na dobre. Czemu nigdy nie odszedł? Może czuje się zobowiązany. W interesie mężczyzny zawsze było dbanie o rodzinę, tak mu mówili jego rodzice. Może to tylko kwestia dumy. 

- Miałam dużo na głowie. 

- Nie pracujesz, nie uczysz się... Co tam masz jeszcze do roboty?

Wzdycham, ale nie odwracam się do niego. 

- A tutaj co niby mam robić?

- Na pewno nic cię nie rozproszy. - Odwrócił kota ogonem, no jasne. - Potrzebujemy kogoś zaufanego w firmie. 

"Ktoś zaufany" to ktoś, komu nie trzeba płacić. Nie wzięłabym od nich ani grosza, wiadomo, ale nie cieszy mnie mieszkanie z rodzicami w takim wieku i dodatkowo nieposiadanie własnych środków do życia. Nie żebym w mieście miała lepiej, ale chociaż nikt nie suszy mi głowy o głupoty. 

Mama pojawia się w kuchni, uśmiecha się do nas i mija tatę w wąskiej przestrzeni która nas dzieli. Sięga do wysokiej szafki i wyciąga dwa kubki jakby od razu doszła do tego, że tata z nami nie siądzie. Albo wolałaby żeby nie siadał. 

Wzięła czajnik - też nowy, ale jeden z tych tańszych - i zalała go wodą do połowy. 

- Kochanie, wszystko jest gotowe. Mam nadzieję że zostaniesz tym razem dłużej, pomogłabyś mi w ogrodzie no i Felix uczy się aportować, jak się go wyszkoli i poświęci się mu trochę czasu, będzie idealny. 

Normalnie nigdy tak nie naciskała na moje odwiedziny. Ale nigdy też się tak o mnie nie martwiła, co nie jest równoznaczne z tym, że mnie ignorowała jak ojciec. 

Powtarzała mi zawsze, że jestem dzielna i że sobie ze wszystkim poradzę, nie przejmowała się moimi małymi problemami i ja sama nauczyłam się żyć z burzową chmurą nad sobą. Tutaj nie okazywało się zbytnio emocji, ale czułam się przez nią kochana. Teraz jestem dorosła, Dion odszedł (a raczej to ja odeszłam zostawiając go za sobą), straciłam też pracę i okazało się, że wsparcie jest mi potrzebne jak nigdy dotąd. Nigdy przedtem aż tyle nie było na szali. Nigdy aż tyle nie miała, choć wydaje się że to i tak bardzo niewiele. 

Kiedy czajnik się wyłącza, mama przygotowuje nam herbatę i stawia jedną przede mną. Dziękuję jej i otulam dłońmi wielki kubek parującej cieczy. 

- Ona jest zbyt zajęta, Ava. Życiem w wielkim mieście, uganianiem się za milionerami... 

- George. 

- Przecież mówię prawdę. Pieniądze odłożone na studia włożyła w mieszkanie w którym nie miała czasu nawet mieszkać. I co teraz? Nie ma tego chłoptasia i wszystko na nic. 

Zamykam oczy i pozwalam gorzkim słowom wtopić się w mój mózg, choć wolałabym żeby przeleciały przez jakiś filtr zanim zaczną coś dla mnie znaczyć.  A jednak słowa z ust kogoś tak bliskiego bolą najbardziej. 

Ostatnie miesiące były dla mnie właśnie tym - słuchaniem rzeczy, przez które czułam się tak jak teraz. Nie powinnam do tego przywykać. Nikt na to nie zasłużył. 

- Wrócę i znajdę pracę - oznajmiam przytłumionym głosem. Odchrząkuję. - Radzę sobie. Mam oszczędności. 

- Od niego? To nie oszczędności tylko pożyczka, którą trzeba teraz spłacić. 

Uśmiecham się gorzko do herbaty, para owiewa mi twarz. 

- Nigdy go o nic nie prosiłam. Ani centa nie jestem mu winna. Nikomu nic nie jestem winna. 

- George, daj jej spokój - karci go mama. Ojciec odchodzi od lodówki i staje przed nami, wzburzony tym, że stanęła po mojej stronie. 

- Mówiłem jej. Powiedziałem to tylko raz, a wyraźnie. Ale widocznie oboje mamy tendencję do przebywania z alkoholikami. 

Uderzam dłonią w stół tak, że łyżeczka spada z cukiernicy, a herbata mamy nieco się rozlewa. 

To jest cios poniżej pasa. Wiele mogę znieść, ale wypominanie ludziom ich przeszłości to czyste okrucieństwo, a już na pewno nie pozwolę mówić ojcu o mamie w ten sposób. 

Bo to ja się nią zajmowałam. Ja znosiłam najwięcej, więc jeśli ktoś miałby już mieć jakikolwiek żal do niej o to, to tylko ja. A jednak umiem wybaczać, wiem, że wyzdrowiała i jestem za to wdzięczna. Żadne z nas nie chce o tym pamiętać i nasze życie jest lepsze odkąd zamknęliśmy tę sprawę. 

A on tylko siedział, przyglądał się, czasami skomentował to, co mu nie pasowało. Nie wracał do domu żeby zrobić jej na złość. Ani razu po niej nie posprzątał. Szczerze mówiąc, to gdyby nie ja, pewnie by ją tu tak zostawił. Poczekał aż to naprawię i udawał, że nic się nie stało. 

Odsunęłam krzesło, stanęłam z nim twarzą w twarz. Czas zostawił na nim swój ślad - zmarszczki i zmęczone oczy, ten grymas który zawsze nosił na twarzy zostawił bruzdy, jakby skóra do niego przywykła. 

- Oboje ich z tego wyciągałam. A ty co zrobiłeś?

Zamilkł i odsunął się, dając mi jasno do zrozumienia, że powinnam wyjść. I to też zrobiłam. 

Przypomniałam sobie o tym, jak ostatnio zatęskniłam za swoim pokojem i teraz to uczucie wróciło. Wpadłam do niego jakbym dalej była nastolatką, trzasnęłam drzwiami i padłam na łóżko, w świeżo wypraną pościel. 

Ale nie płakałam. Nie miałam już więcej łez i chyba w ogóle niewiele już mogłam czuć. 


Nothing To SaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz