Stukot kolejny raz rozniósł się po pomieszczeniu, zwracając na mnie uwagę pozostałych. Nic jednak nie mogłam poradzić na to, że byłam jednym wielkim kłębkiem nerwów. Ogromnym kłębkiem zważywszy na osiągane przeze mnie rozmiary, zwłaszcza biorąc pod uwagę obwód pasa. Śmiało mogłam stawać w rywalizacjach wagowych z wielorybami, szczególnie że w ostatnim czasie ni stąd, ni zowąd mój brzuch zdawał się puchnąć samoistnie. Przeglądając się w lustrze, rozważałam nawet alergię, jednak Ozeene skutecznie wyprowadził mnie z błędu. Zastukałam ponownie, nie mogąc utrzymać stopy w niezmiennym ułożeniu, jednocześnie omiatając wzrokiem pomieszczenie.
Szczątki Lemury rozkładały się gdzieś na Engeriosie i prawdopodobnie dlatego właśnie Random niechętnie użyczył nam innego załogowego statku. Coś tam mamrotał do Valegora, żeby tym razem zwrócił pojazd w nienaruszonym stanie, milknąc na widok mojego bezkompromisowego spojrzenia. Ponoć mój wzrok mroził krew w żyłach, chociaż z tym stwierdzeniem akurat bym się kłóciła, wskazując kuzynkę.
Ktokolwiek miał z nią do czynienia na Quitarze, mógł potwierdzić, że wciąż daleko było mi do niej, aczkolwiek nie zamierzałam rezygnować z osiągnięcia celu. Mój cel natomiast zdawał się nad wyraz prosty. Ponad wszystko w świecie pragnęłam spotkać się z Lailą, zaś cała reszta traciła na znaczeniu.
Niemniej jednak Ranthia, osobisty statek Randoma, miał mi zdecydowanie uprościć osiągnięcie zamierzeń. Najlepszy załogowiec zasilający lemyrthiańską flotę intergalaktyczną chwilowo znajdował się w naszych rękach, mknąc nieubłaganie w kierunku Kery. Nie przestając stukać obcasem, nadawałam coraz szybszego tempa, jakby miało mi to pomóc prędzej przetransportować się na miejsce. Albo chociaż ukoić nerwy, lecz podejrzewałam, że to akurat chwilowo było niemożliwe do osiągnięcia.
- Może powinnam naszykować ci inne obuwie na zejście? – zasugerowała spokojnie siedząca na wprost Dath, nie odrywając ode mnie czujnego spojrzenia. Domyślałam się, że ma na myśli zużyte obcasy. - Grafitowe sandałki będą świetnie...
- Nie, jest dobrze – ucięłam.
To nie był najodpowiedniejszy czas do rozmów, jednak nie chciałam ranić przyjaciółki. Jej też wcale nie musiało być łatwo przylatywać na rodzimą planetę wieloletniego kata. Zerknęłam ukradkiem na Nerenette, który siedział w pobliżu z opartą o siedzisko głową oraz przymkniętymi powiekami. Wyglądał, jakby przechadzał się właśnie po sennej krainie przypominającej łąkę usianą w kwiatach. Mimowolnie przejechałam paznokciami po podparciu, niechcący wydając przy tym odgłos przypominający pisk drapanej tablicy szkolnej. Skrzywiłam się, dostrzegając podobny grymas na twarzach pozostałych.
- Mogłabyś przestać?
Desh zmarszczył brwi, posyłając mi karcące spojrzenie. Całą drogę chodził przy mnie jak na szpilkach, starając się nie sprowokować, ale nawet ktoś o równie świętej cierpliwości kiedyś sięgał granic. Granice zielonowłosego mężczyzny właśnie nastały.
- Jeśli cię irytuję, zakryj uszy.
- Nie irytujesz – zaprzeczył. – Sprawiasz, że mam ochotę wyskoczyć na zewnątrz.
Wypuściłam niekontrolowanie powietrze nosem, prychając przy tym nieelegancko. I co z tego, że takie zachowanie nie przystoiło królowej? Aktualnie w nosie miałam zasady etykiety oraz etos savoir-vivre'u, a fakt, iż królową zostałam niedawno i w zasadzie przez przypadek, tylko utwierdzał mnie w moim przekonaniu o prawie do okazywania dąsów, fochów oraz innych naturalnych dla kobiet humorów. Nie uraczyłam jednak słów mężczyzny ripostą, uznając dodatkowy komentarz za zwykłą fanaberię.
- Chyba nikt nie czuje się komfortowo.
Dathmara skłoniła nieznacznie głowę, ale znałam prawdę. Ze strachem spoglądała w okna holowizyjne, jakby lada moment naprawdę miała dostrzec za nimi powierzchnię Kery. Nie miałam pewności czy zwyczajnie stresowała się ponownym, możliwym spotkaniem z Draconem i jego rodziną, czy może paraliżował ją strach lub wspomnienia. Zacisnęłam usta, zdając sobie sprawę, że moje zachowanie w rzeczywistości rani ich wszystkich. Bądź co bądź nie powinnam odgrywać rozkapryszonej królewny, ale stanowić wsparcie dla przyjaciół. Szkoda tylko, że to na moich barkach spocząć miały obawy i problemy wszystkich.
CZYTASZ
Sięgając gwiazd. Laila. TOM IV [ZAKOŃCZONE]
Chick-LitŻycie szybko ją doświadczyło. Jako dziecko Laila straciła wszystko, musząc odnaleźć się błyskawicznie w nowej rzeczywistości. Nowe życie, nowe zasady, nowa rodzina i... Reythen. Pamiętała go z czasów, gdy jeszcze miała po co żyć. Natomiast teraz, g...