Rozdział 25

22 3 0
                                    

"Breathe, keep breathing
Don't lose your nerve
Breathe, keep breathing
I can't do this alone"

- Radiohead, Exit Music (for a Film)

WTEDY

- Nie żeby coś, ale zwymiotowałaś mi na buty.

- Widzę.

Odsuwam się od niego i opieram o zimną marmurową kolumnę. Wycieram usta zewnętrzną stroną dłoni i nagle robi mi się głupio.

Brunet wciąż wpatruje się jak zahipnotyzowany w swoje obuwie, a potem patrzy na mnie i znów na buty.

- Nie wiem nawet kim jesteś, a mam na sobie twoje wymiociny.

- Właśnie się dowiedziałam że mój chłopak to morderca, a ty się przejmujesz butami?

- Bez jaj.

Wywracam oczami i odchylam głowę tak, że patrzę teraz w rozgwieżdżone niebo. Jest chłodno, a ja dalej mam na sobie marynarkę Diona, którą w cichym proteście z siebie zsuwam. Co z tego, że robię źle tylko sobie? Znowu mnie okłamał. Wypadałoby wspomnieć o tym, że kogoś zabił zanim się ze mną przespał, zanim wpuściłam go do swojego domu i tak dalej. Chociaż pewnie o takich rzeczach się nie rozmawia na pierwszej randce.

Nie znam szczegółów, ale wyglądał na przerażonego że wiem. Więc coś w tym było.

- Zamierzasz jeszcze coś z siebie wydalać czy mogę już wezwać samochód?

- Wy i te wasze pierdolone samochody. Mam dość bogatych dupków.

- To było niemiłe - oznajmia. - Próbuję ci pomóc, bezinteresownie.

Świetnie.

Kiedy chłopak podchodzi do jednego ze stojących na zewnątrz pracowników, nawiązuje z nim rozmowę i po krótkiej chwili tamten kiwa głową i odchodzi. Przyglądam się im, osuwając się na ziemię i tonąc w tej sukni, jak na ironię. Jakbym była jedną z nich, damą w opałach.
Mam ochotę ją z siebie zedrzeć, ale to byłoby głupie. I tak już wylądowałam tutaj z nieznajomym z tego durnego męskiego kółka adoracji do którego należał Dion i jego mściwy koleżka.

Nie wiem jak do tego doszło. Myślałam że nie dam rady sama, byłam w części miasta której nie znałam za dobrze, nie wiedziałam jak mam wrócić i czy dam w ogóle radę wsiąść do taksówki. Wiedziałam, że Diona zdenerwuje to, że wrócę z kimś innym, ale to nie było zbyt odpowiedzialne z mojej strony. Chciałam po prostu uciec.

No i padło na niego. Kim on w ogóle jest? Co ja robię?

- Wybacz, że zwymiotowałam ci na buty. - Nie wiem nawet kiedy i czemu te słowa opuszczają moje usta. - Nie piję na co dzień. No i nie codziennie dowiaduję się o tym że ktoś kogo znam kogoś zabił.

Wzdycha i siada obok mnie na najwyższym stopniu. Spoglądam za jego plecami na drzwi wejściowe i znów zamykam oczy.

- Zaraz tu wróci - szepczę. - Dion się tu dostanie i nie będzie przyjemnie.

- Mnie się dostanie, a nie tobie - mówi. - Ale wszystko mi jedno. Ta impreza i tak była do dupy.

Uśmiecham się niemrawo.

- Nie wychwyciłem jak masz na imię... Caroline? Celine? Camila...

- Connie - skracam. - A ty to kto? Edward? Nicholas? Jak teraz nazywa się dziane dzieciaki?

- Anthony - wywraca oczami, ale na jego ustach czai się uśmiech.

- To jeszcze gorzej.

Słyszę jak z oddali zbliża się w naszą stronę samochód. Wygląda na drogi, ale wbrew pozorom jest zwyczajny. Żadna limuzyna ani sportowa maszyna śmierci. 

Nothing To SaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz