3. Look What You've Done

27 12 3
                                    

Pierwszy raz brałam udział w tak dużych komplikacjach podczas lotu. Zawsze wyobrażałam sobie, że w takiej sytuacji dbam o dobro innych pasażerów, a tym czasem to ja potrzebowałam pomocy. To było straszne uczucie. Uczucie strachu przed śmiercią... Czy właśnie tak miałam zginąć?

Poczułam jakbyśmy właśnie wylądowali. Słyszałam tylko huk i płacz Mei.
Samolot się zatrzymał. Zapadła cisza. Nie mogłam się poruszyć. Mężczyzna, który siedział  obok mnie, teraz kucnął przed moimi kolanami i coś mówił. Nie słyszałam co. Otrząsnął mnie dopiero dźwięk otwieranych drzwi z kokpitu. To David. To wszystko przez niego. Przed wylotem była podana dokładna pogoda. Nie było żadnych przeciwskazań tego lotu.

- Co zrobiłeś? Co ty do cholery zrobiłeś?! - warknęłam patrząc w jego stronę.

-Viv... Mei... To nie miało tak być. - tłumaczył się idąc w moją stronę.

- Co zrobiłeś? - powtórzyła zapłakana Mei.

- Chciałem się zemścić za was. Trochę pomęczyć tych kolesi, za to jak was traktowali!
Ale wymknęło mi się to spod kontroli...

- Jak to wymknęło się spod kontroli? - zapytał prawie każdy z obecnych i na szczęście żyjących ludzi w poobijanym samolocie. Kilku nawet ruszyło w jego stronę, jednak Fate ich cofnął.  Nagle do samolotu wbiegło kilka osób.

- Żyjecie! Wszyscy cali? Jacyś ranni? - spytał mężczyzna z przerażeniem patrząc na każdego z osobna, a ja skupiłam uwagę na otwartych drzwiach samolotu. Byliśmy na lotnisku. Byliśmy cali na pieprzonym lotnisku. Aż zrobiło mi się słabo.

- Jesteśmy tylko poobijani. Nic takiego się nie stało. - powiedziała Mei.

- Widzieliśmy i słyszeliśmy  inaczej. - mężczyzna spojrzał na pilota. - Wszyscy opuścić samolot!
Zgodnie z rozkazem mężczyzny wszyscy zaczęli się kierować do wyjścia. Zostałam na końcu z mężczyzną, który po raz kolejny nie zostawił mnie w potrzebie.

- Wstawaj. - usłyszałam jego głos i spojrzałam na mężczyznę, który wyciągał rękę w moją stronę.

Nie mogłam się przeciwstawić, czułam się jak galareta, podatna na każdy najmniejszy ruch. Uniosłam rękę, aby mu ją podać, zobaczyłam jak drżała, on też to zobaczył. Wtedy chwycił mocno moją dłoń i pomógł mi wstać, a drugą ręką objął mnie w talii i podtrzymywał. Gdyby nie on, mój chód wyglądałby jak po wypiciu dużej ilości alkoholu. Dostaliśmy się do budynku lotniska.

- Warren! Stary dawno się widzieliśmy. - krzyknął blondyn idący w naszą stronę. - Chwila... Co wam się stało? - spytał mierząc wszystkich wzrokiem.

- Pilot był idiotą i chciał się popisać swoimi umiejętnościami, a raczej ich brakiem. - mówił błądząc wzrokiem po lotnisku w poszukiwaniu pilota, którego policja właśnie wyprowadzała w kajdankach. Nie wzruszył mnie ten widok. To się należało Davidowi, naraził tyle żyć... Na myśl o tym, moje oczy automatycznie się przymknęły, a ciało zachwiało się. Poczułam mocniej podtrzymującą mnie dłoń na talii.

- A to nowa zdobycz? - zaśmiał się blondyn, a ja spiorunowałam go wzrokiem.

- Connor to nie pora na to. - warknął.

- Domyślam się, że szykujesz już pozew. - odpowiedział z powagą.

- Bez tego się nie obejdzie. I myślę o założeniu nowych linii. Nie zamierzam narażać moich ludzi na kolejnego pilota idiotę.

- A załatwisz takie piękne stewardessy? - spytał z uśmiechem. - Albo weź te dwie zguby. Nie sądzę żeby wróciły do tych linii. - zaśmiał się

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 23 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Never get a pulse downOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz