Kwestia wizyty u Hokage zaprzątała myśli Wery i Daitan odkąd tylko wstały. Staruszka zastanawiała się, czy i jakiej pomocy Hiruzen udzieli dziewczynce. Choć bardzo polubiła jej towarzystwo, nie miała pewności, czy sama byłaby w stanie odpowiednio się nią zaopiekować na dłużej, tym bardziej, że nie wiedziała, jak wieść o nowym lokatorze przyjęłyby córka i wnuczka.
Wera mimo całej swojej sympatii do starszej pani, nie potrafiła przełamać bariery, która powstała między nimi poprzedniego wieczoru. Wierzyła w jej dobre intencje, aczkolwiek gorzki smak miała myśl, iż znów może stracić ostoję, w której czuła się tak bardzo na swoim miejscu. W duchu błagała, żeby Hokage zadecydował, że może zostać u Daitan na dobre. Jej prosta, dziecięca logika nie brała jeszcze pod uwagę faktu, jaką odpowiedzialnością jest opieka nad drugą osobą, szczególnie tak młodą i przede wszystkim nieznajomą.
Wychodząc na ulice Konohy nieprzyjemne wrażenia Wery jednak umknęły, ustępując pozytywnym wyobrażeniom przyszłości. W końcu jeśli Hokage znajdzie jej inną ostoję, a ona nadal będzie po prostu odwiedzać Daitan, to nie ogarnie jej samotność nawet w nowym domu wśród zupełnie obcych ludzi. A jeśli Ci ludzie ją pokochają i zaakceptują? Jeśli nawet będą się cieszyć z tego, że z nimi została? O tym cichutko sobie marzyła i z cieniem tych przyjemnych myśli pomagała, jak co dzień, napotkanym osobom.
Niestety wobec świadomości tego, co niektórzy mieszkańcy Konohy o niej sądzili, z każdą godziną coraz częściej dostrzegała w zachowaniu innych i ich wzroku ku niej kierowanym coś w stylu pogardy i niechęci. Nie pojmowała, czemu ludzie sugerują się plotkami, tym bardziej, że urosły one do takiej rangi, iż brano ją za szpiega. To powodowało u niej pewnego rodzaju frustrację. Efektem była większa motywacja, aby dalej pomagać z zaangażowaniem, a przez to pokazać, że jest osobą o dobrych zamiarach i nie chce nikogo skrzywdzić.
Pracowity dzień zwieńczył spokojny wieczór. Tempo, jakie narzuciła sobie tym razem Wera, sprawiło, że czas minął jej płynnie i w końcu nie dostrzegała aż tak wielu oznak niechęci ze strony innych ludzi. Gdy ktoś jej odmawiał lub w danym miejscu nikt nie prosił o pomoc, szybko szła dalej, skupiając się całkowicie na prośbach osób, które jej potrzebowały. Dlatego więc dopiero późna godzina pozwoliła jej odsapnąć, a do głosu zostały znów dopuszczone myśli o wizycie Daitan u Hokage.
Dziewczynka przechadzała się powoli ulicami Konohy w okolicach, z których zazwyczaj zabierała ją staruszka. Starała się łowić ją wzrokiem, ale nie dostrzegała jej sylwetki wśród coraz rzadziej mijanych osób. Im więcej czasu czekała, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że tym razem Daitan po nią nie przyjdzie. Ciężkie myśli na szczęście nie owładnęły jej umysłu, bo przypomniała sobie o obietnicy złożonej przez kobietę:
„(...) nie masz się co bać mojej wizyty u Hokage. Jutro do niego pójdę, ale obiecuję, że jak zwykle spotkamy się wieczorem i przekażę Ci to, co powiedział."
Wierzyła tym słowom, dlatego postanowiła, że sama przyjdzie do domu Daitan. Drogę znała na pamięć, więc ruszyła w tamtą stronę niespiesznym krokiem. O tym, co powiedział Hokage, chciała się dowiedzieć jak najszybciej, bo zjadała ją ciekawość i niepewność o własne losy, aczkolwiek jednocześnie bała się, że jego decyzja nie będzie tym, co ją ucieszy. Próbowała podejść do sprawy neutralnie, ale ciągle czuła w sobie skrajnie różne emocje. Spróbowała nieco urozmaicić drogę, idąc czasem skrótami, a innym razem dłuższymi obejściami, aby zająć myśli czymś innym niż gnębiące ją wątpliwości.
O tej porze ulice Konohy wydawały się tajemnicze, choć posiadały w sobie pewien urok. W niektórych oknach widać było rozświetlone wnętrza pomieszczeń, gdzie mieszkańcy zbierali się, aby spędzić czas z bliskimi, zjeść wspólny posiłek, oddać się swoim pasjom lub po prostu odpocząć po zajmującym dniu. Wera oglądała te sceny z zainteresowaniem, starając się wnioskować, jaka atmosfera panuje w danym mieszkaniu i jakie są relacje między domownikami, zwracając uwagę na grymasy ich twarzy, gesty i głosy. Gdy zauważała sceny emanujące ciepłem, czuła pewnego rodzaju radość, choć przecież nie była uczestnikiem danych momentów, a jedynie obserwatorem. Jednocześnie coś wyrywało ją ze skupienia w takich okolicznościach i sprawiało, że nie zatrzymywała nigdzie wzroku na dłużej. Było to uczucie przypominające ukłucie w sercu, jednak tak naprawdę był to psychiczny dyskomfort, bo podświadomie Wera chciała być kimś więcej niż obserwatorem, a miała wrażenie, że jest to dla niej w tym momencie trudne do osiągnięcia, bo ciągle jej umyka.
CZYTASZ
Naruto - the wenin saga
Fanfiction"- Wera - rzekł, dostrzegając wyszyte imię dziecka na dolnej części materiału. Uśmiechnął się złowieszczo pod nosem - Dziwne imię dla dziwnego człowieka-mieszańca. Pasuje jak ulał. Nie martw się dziecino. Nie będziesz musiała się męczyć życiem z nim...