rozdział 7

1.7K 71 24
                                    


Płakałam coraz ciszej, nie byłam w stanie dłużej się opierać, ciało już dawno się poddało.

Mężczyzna zaczął głębiej zanurzać palce docierając do moich majtek. Wiedziałam co się działo. Mimo ciemności, odczuwałam każdą drobną zmianę ułożenia jego ciała. Jego oddech przedzierał się obok mojej szyi, później dotarł do dekoltu, aż w końcu przeniósł się na pognieciony materiał mojej koszuli, tuż obok pępka. Nie miałam pojęcia co robił, nie chciałam tego bardziej nadinterpretować. Gdy on coraz bardziej gorączkowo rozdzierał biały wierzchni materiał, nie zwracał już nawet uwagi na moje wycie. Wcześniej potrafił mnie ugryźć, bądź uszczypnąć gdy usłyszał choćby skowyt, przez co moje ciało drżało w niemiłosiernym bólu.

Niech zrobi to szybko.

Byłam już tak wyczerpana i zdana na los. Nawet nie myślałam o próbie ucieczki. Przecież nigdy nie dawałam rady uciec daleko.

Obrzydliwe pocałunki faceta przeniosły się nad materiał stanika, którego ramiączka powoli opadły z moich ramion, było tak zimno.. W tym samym momencie poczułam jak zaczął kręcić okrężne ruchy na materiale majtek wokół łechtaczki. Chciałam zapaść się pod ziemie. Czy nie mógł mnie po prostu zabić?

— Och maleńka. — wydał jęk ocierając się o moją nogę. Wymioty stanęły mi w gardle.

— Odetnę ci pierw kutasa a potem te kurewsko lepkie ręce. — usłyszałam warknięcie, które mimo wszystko nie przyniosło mi ulgi. Dalej byłam w potrzasku, a palce oponenta coraz szybciej i mocniej zaciskały się na moim ciele. — Liczę do trzech ty jebańcu. Na trzy, poczujesz smak piachu zboczeńcu.

Mężczyzna ani drgnął, jedyne co to zaśmiał się szyderczo i wzmocnił prace dłoni. Byłam na skraju paniki, nie wiedziałam co się działo.

— Raz.

Poczułam rozrywanie materiału biustonosza.

— Dwa.

Dotyk na piersiach.

A potem cisza. Nic więcej. Zero krzyku, obleśnego poczucia bycia wykorzystaną. Agonia ustała.

Dopiero po chwili zdołałam unieść wzrok i zorientować się że sama stałam przy ścianie. Osoba, która wcześniej mnie zaatakowała, teraz leżała zwinięta na ziemi, a z jej ust ciekła krew. Jego ręce, faktycznie tak jak mówiła grożąca osoba, leżały pod nienaturalnym kątem, a jego krocze... Nie chciałam patrzeć w dół.

Zaczęłam oddalać się od rogu budynku idąc w stronę wejścia. Mózg nie kontaktował, a nogi samoistnie szły przed siebie. Dopiero z czasem uświadomiłam sobie, że tak naprawdę to nie ja szłam. Byłam jedynie pionkiem, który leżał bezczynnie w czyichś ramionach. Już nie było tak zimno.

Osoba ostrożnie pokonywała kolejne stopnie okryte dywanami, a ja ponownie poczułam stres. Znów obawiałam się że zaraz coś się stanie, ale tym razem w pomieszczeniu. Zaczęłam odruchowo próbować się wyrwać, kopiąc i mnąc odzież niosącej mnie postaci. Łzy ponownie zaczęły lać się z moich policzków, a oddech rwał się co sekundę, jakbym znów się topiła.

Chłopak mimo wszystko dalej mocno mnie trzymał, a gdy ułożył mnie w swoim pokoju na łóżku, odkrył kołdrę i poprawił dla mnie poduszki. Mentalnie błagałam tego kogoś na górze aby mnie zabrał. Aby uśpił mój mózg, by to co się tu ciało dobiegło końca a ja uzyskała znów choć odrobinę spokoju. Byłam wrakiem.

— Już dobrze. — powiedział głos, a później poczułam jak odgarnia mi włosy z twarzy. — Jestem przy tobie, Low.

Dalej nie wiedziałam kto to, ale odczułam potrzebę oddania się w ręce tej osobie. Kojarzyłam skądś ten skrót, znałam tą osobę. Mogłam jej zaufać, tak czułam.

Overrated loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz