rozdział 25

113 11 2
                                    

Mój oddech przyśpieszył a oczy były pełne łez. Wyglądały niczym szkło, które miało zaraz się zbić i rozpaść na kawałki.

Twarz mężczyzny ukazywała wiele emocji. Od bólu, aż do szczęścia. Miałam ochotę wymierzyć mu w policzek. Zostawił nas bez słowa i nagle po kilkunastu latach wraca? Nie był przy nas, gdy tego potrzebowaliśmy.

-Nie bój się mnie.- jego głos był tak podobny do tego, który kilkanaście lat temu słyszałam przez telefon.

,,-Niedługo wrócę córciu. Pamiętaj jesteś dzielna, nigdy w niczym się nie poddawaj. Do zobaczenia kocham cię.''- słowa taty rozbrzmiały w mojej głowie przez co z moich oczy wydostało się dużo więcej łez.

-Zostawiłeś mnie...- szepnęłam między płaczem- Zamiast być ze mną podczas, gdy ja cię potrzebowałam, byłeś z kim innym, miałeś inną rodzinę.- głośny szloch wydał się z moich ust. Usłyszałam ciche kroki zbliżające się w moją stronę. Chciał mnie przytulić. Gwałtownym krokiem cofnęłam się w tył.

-Stój. Nie myśl sobie, że po tym wszystkim tak po prostu wpadnę ci w ramiona i będziemy szczęśliwą córką i tatusiem. Nigdy tak nie będzie, rozumiesz? Już nigdy ci nie zaufam. Nigdy nie będziesz dla mnie taki jak kiedyś.

-Lily...- odezwał się, lecz nie pozwoliłam mu dokończyć i przerwałam: -W moich oczach zawsze byłeś idealny, silny i piękny. Zawsze brałam z ciebie przykład, lecz czas pokazał jaki jesteś i już zawsze będziesz brzydki od środka. Teraz moja kolej, by pokazać ci na co mnie stać i, że jestem silniejsza niż myślisz. Ty zniszczyłeś mnie, a ja zniszczę ciebie. Tylko, że z podwójną siłą, tatusiu.- przy ostatnim słowie wydałam z siebie prychnięcie.

Kiedy miałam się już odwrócić i wejść do szkoły, poczułam bardzo mocny uścisk na nadgarstku. Aż syknęłam z bólu. Moja skóra piekła a oczy nadal były szkliste.

-Wiem, że zawiodłem, ale...- znów mu przerwałam: -Skończ. Po prostu daj mi spokój. Nie chcę żadnych tłumaczeń, chcę spokoju. Po moich słowach jego mięśnie się napięły. Obdarzył mnie głębokim spojrzeniem bólu i odszedł. Tak zwyczajnie się odwrócił i odszedł. Kiedy przestałam czuć jego obecność wypuściłam powietrze z ust, które trzymałam tam już od minuty.

Serce waliło mi jak oszalałe, puls nadal był przyśpieszony. Mój oddech był ciężki a ręce trzęsły się pod wpływem nerwów. Wyjęłam telefon z torby i wybrałam odpowiedni kontakt. -Will...- mruknęłam- Przyjedź po mnie błagam.- nie dostałam odpowiedzi. Chłopak po prostu się rozłączył co oznaczało, że przyjedzie. Już kilka razy tak miałam.

Oparłam się plecami o murek i wciągnęłam powietrze. Gęsia skórka pojawiła się na moim ciele pod wpływem zimna, które dały mi płytki. W tej samej chwili usłyszałam piśnięcie opon zatrzymującego się samochodu. To na pewno nie był Will.

Z trudem uchyliłam powieki i dostrzegłam bruneta. Victor.- szepnęłam bardziej do siebie. Kącik moich ust drgnął ku górze na jego widok. Niechlujnie ułożone, brązowe loki opadały mu na czoło. Czarny t-shirt opadał na jego biodra a szare dresy idealnie pasowały kolorystycznie. Jego ciemnobrązowe tęczówki wypalały we mnie dziurę.

Pod wpływem jego spojrzenia czuję jak się palę. Płonę, po czym zamieniam się w proch.

Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć poczułam duże, ciepłe dłonie na moich policzkach. Kciuk tworzył delikatne kółeczka a reszta palcy pozostawała na właściwym miejscu. Oddech chłopaka owiewał moją twarz. Byliśmy blisko. Bardzo blisko.

Nasze czoła opierały się o siebie. Nasze oczy były przepełnione iskrami miłości i troski.
A nasze serca biły płytko i równomiernie wpadając w ten sam rytm.

-A teraz powiedz mi co się stało.- jego łagodny i cichy głos rozległ tuż przy moim uchu. -Tata... mój tata tu był.- po chwili jąkania się w końcu udało mi się wypowiedzieć to zdanie. Na słowa ,,mój tata'' ciało Victora się spięło. Pojedyncza woda wydostała się z mojego oka. Kiedy chciałam ją wytrzeć wyprzedził mnie duży kciuk. Lekkim i gładkim ruchem brunet wytarł moją łzę. -Nie dałam mu dojść do słowa, wygarnęłam mu wszystko co chciałam przez ostatnie lata.- szepnęłam wtulając się w jego szyję.

Mój oddech owiewał jego skórę przez co pojawiła się na niej gęsia skórka. -Dobrze zrobiłaś Bili.- posłał mi uśmiech. Czyżby wymyślił mi kolejne zdrobnienie? -Bili?- spytałam, nie mogąc rozgryźć skąd wzięło się to przezwisko. -,,Bi'' od białego a ,,Li'' od Lily. Wiem, że chcesz spytać dlaczego biały.- powiedział wyprzedzając moje pytanie- ponieważ, kochasz białe róże. Poza tym kojarzysz mi się z bielą, łagodna i bezbronna. Słodka i niewinna.- jego głos był moim ukojeniem.

W odpowiedzi jedynie uniosłam kąciki ust. Bili. W sumie ładnie brzmi. Delikatnie i słodko. Z myślenia wyrwało mnie zimno uderzające w mój policzek. Nie było już na nim tej ciepłej dłoni, bo przeniosła się ona na moje ręce. Brunet splótł ze sobą nasze palce i lekko pociągnął mnie w stronę auta. Lekkim szarpnięciem otworzył mi drzwi i usadził na siedzeniu.

Kiedy chwyciłam pas poczułam szarpnięcie. Victor wyrwał mi materiał z rąk i wyręczając mnie- objął moje ciało pasem. Lekki uśmiech wkradł się na moje usta. Nim zdążyłam się obejrzeć ruszyliśmy z miejsca. Jak zwykle nie obyło się bez pisku opon. Standardowo oparłam głowę o szybę i obserwowałam krajobraz. Niekontrolowanie odpłynęłam w krainę myśli. Najróżniejsze rzeczy zaprzątały moją głowę.

Kiedy rozległ się warkot silnika byliśmy już pod domem. Wolnymi krokami ruszałam przed siebie, aż doszłam do drzwi. Szybkim ruchem je otworzyłam, dzięki czemu byliśmy już w holu. Ruszając krok w stronę schodów usłyszałam głos brata: -Lily chodź tutaj!- aksamitny głos wypełnił pomieszczenie.

Cofnęłam się w stronę kuchni i dostrzegłam brata. Nie takiego jak zawsze. W jego oczach kipiała złość, mięśnie były napięte a usta przygryzione z nerwów. Uniosłam pytająco brew a chrząknięcie Willa rozległo się echem po kuchni.

-Co się stało?- ton jego głosu był oziębły. Nigdy taki nie był. Pierwszy raz się go bałam.

Flower LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz