- __ ___? - zapytał znudzonym głosem mężczyzna, który trzymał w rękach duży plik papierów.
- Tak - odpowiedziałam zerkając na niego.
Na oko miał czterdzieści lat.
- Podpisuj - wymamrotał podając mi kilka kartek.
Wzięłam je w dłonie i wbiłam w nie wzrok. Dużo tekstu, miejsce na podpis, jeszcze więcej tekstu i następne miejsce na podpis. Długość tego dzieła była porównywalna z moją notatką z polskiego, którą dyktuje nauczycielka w ciągu całego roku.
Zerknęłam na mężczyznę. Ten widząc mój wzrok momentalnie zmrużył swoje oczy.
- Będziesz się nad tym modlić? - warknął niezadowolony. - Podpisuj to, sama widzisz jakie jest zamieszanie.
Facet miał rację, jest niezły armagedon.
Bez większych namysłów, czytania również, zapisałam swoje dane w miejscach do tego wyznaczonych.
- Super - burknął i szybko zabrał ode mnie papiery. - Następny!
Szybko odeszłam na bok, by nie przeszkadzać następnej osobie.
Było nas około setki. Może trochę więcej. Przedział wiekowy był różny. Widziałam osoby młodsze ode mnie, ale również takie, co powinny zastanawiać się nad wyborem trumny. Nie chcę być niemiła, ale taka jest prawda.
Spojrzałam na rollup, który stał obok mnie. Znajdowało się na nim kilka zdjęć kolesi w mundurach, dane oraz mój ulubiony napis.
"Ferie z WOT"
Co mnie w ogóle podkusiło, żeby zapisać się do wojskowej obrony terytorialnej? A no tak, pieniądze. Dla nich mogę zrobić wszystko.
Wyłączając moje myśli zauważyła, iż grupa ludzi zaczyna iść w pewną stronę. Momentalnie poprawiłam swoją torbę, którą miałam na ramieniu i ruszyłam za nimi.
~🚬~
Po podpisaniu bodajże osiemdziesiątych papierów, znajdowaliśmy się wszyscy na długim jak cholera korytarzu. Kątem oka widziałam sporo drzwi, które miały swoje oznaczenia od jeden do... nie wiem.
Na moje szczęście, nie stałam pierwsza w kolejce, więc nic mi się nie popierdoli. Chociaż znając mnie, pewnie będzie inaczej.
Każdy po kolei wchodził do poszczególnych pomieszczeń, z których wynosiło się rzeczy, które miałam zapisane na kartce. Mundur, buty, pasek... i sporo innych.
Był tak wielki bałagan, że aż prawie przegapiłam swoją kolej. Szybki krokiem weszłam do pierwszego pokoju.
Zastałam tam medyka. Całkiem przystojnego medyka.
- Imię i nazwisko - wymamrotał stojąc z pulsometrem w dłoniach.
Bez namysłu podałam mu swoje dane.
Mężczyzna kazał mi usiąść, co grzecznie zrobiłam. Podciągnął mi on rękaw mojej bluzy i zaczął mierzyć mi tętno.
Po skończonym 'zabiegu', zbadał moją koordynację i kazał pójść do następnego pokoju. Szkoda, że tak szybko zakończyła się nasza love story.
Myślami byłam gdzieś indziej niż powinnam, ale nie czułam się z tym źle. Przynajmniej nie stresowałam się miejscem, w którym się aktualnie znajduje. W moim nowym plecaku było już kilka rzeczy, ale to nie koniec, będzie ich o wiele więcej.
Następny pokój jaki miałam odwiedzić nosił niesamowitą nazwę, jaką była liczba trzy.
Pewna siebie weszłam do środka i od razu poczułam jak moje kąciki ust idą do góry.