63. REYTHEN

146 23 28
                                    

Siedząc przy stole i słuchając słów dziadka, nie dawałem wiary własnym uszom. Dotychczas nie wątpiłem w jego ponadprzeciętną inteligencję oraz błyskotliwość, zaś niestandardowe, wyzbyte schematów myślenie wzbudzało mój podziw. Teraz natomiast wraz z każdym kolejnym słowem padającym z jego ust czułem narastające przerażenie, natomiast dostrzegając błysk w jego zielononiebieskich oczach, zacząłem rozważać czy przypadkiem jemu także nie zaczęły mieszać się zmysły. 

Możliwe, że byłem odrobinę przewrażliwiony po spotkaniu na swej drodze Garreta, aczkolwiek z całą pewnością nie chciałem stracić Laili. Nie teraz, kiedy sama z własnej woli określiła się jako Calveyralo, dobrowolnie decydując się przyjąć moje nazwisko. Nazwisko pisane jej od dnia poczęcia.

Zerknąłem na siedzącą obok szatynkę, napotykając spojrzenie oczu o wyjątkowej barwie. Co z tego, że dziadek miał identyczne, skoro nie znałem żadnej innej osoby o tak niesamowitych tęczówkach? W spojrzeniu Laili znajdowała się pełna gama uczuć, serdecznych oraz czułych, zwłaszcza gdy obejmowała nim mnie. 

Uniosła kącik w lekkim, nieśmiałym uśmiechu, aczkolwiek pewien nie byłem, komu usiłuje w ten sposób dodać otuchy. Przerwała nasz wzrokowy kontakt, zerkając na ciężarną, która słuchała z pełnym skupieniem kolejne słowa wypowiadane przez dziadka. Gdyby nie popatrzyła na ułamek sekundy w kierunku siostry, pewny byłbym, iż wcale nie dostrzegła jej zainteresowania.

- Więc... wystarczy, że wkroczę do sennego wymiaru i znajdę granicę? – zapytała siedząca po przeciwnej stronie szatynka niepewnie, starając się zebrać całą długą wypowiedź do kupy. – Dobrze zrozumiałam?

- Pokrótce – przyznał senior. 

Matka nie wyglądała na równie pewną zaprezentowanej teorii, co pozwoliła sobie również głośno wyrazić. Nie dziwiłem się, że chce przemówić Claudii do rozsądku. Nie musiałem mieć wiele wspólnego z sennym wymiarem, aby posiadać przynajmniej podstawową wiedzę o tyczących go zawiłościach.

- To nie jest takie proste, jak się wydaje.

- Mimo to trzeba spróbować – odparła ponownie szatynka, skupiając szmaragdowe spojrzenie na mojej matce. – W przeciwnym wypadku będziemy mogli tylko siedzieć i skamleć.

- Claudio, nie zrozum mnie źle, ale nie bez powodu nikt jeszcze tego nie dokonał. – Matka wyglądała na przerażoną samym pomysłem, a co dopiero myślą o podjęciu wyzwania przez kogokolwiek. W końcu rozmawialiśmy o nawiązaniu kontaktu z umarłym a nie z osobą pogrążoną w śpiączce. – Tej granicy nikt nawet nie znalazł, a wierz mi, wielu próbowało.

- Im się uda.

- A co jeśli nie?! – Matka zerwała się z miejsca, trzaskając dłońmi o stół w odpowiedzi na wątpliwe gwarancje seniora. Wiecznie opanowana kobieta pozwoliła emocjom przemówić. – Nie możesz wmawiać im teorii wyssanych z palca ani wysyłać na misję, która równie dobrze może okazać się mrzonką. Poniesiesz odpowiedzialność, jeśli nie wrócą? - spytała, mierząc go nieprzejednanym spojrzeniem. - Pogodzisz się z tym, że wysłałeś je na pewną śmierć?

- Nie jest pewna – zanegował. – A im nic się nie stanie.

- Bo ty tak mówisz, ojcze?!

- Bo są wyjątkowe – oznajmił dziadek, przenosząc uwagę na zasiadającą z nami ciężarną. – Claudio, musisz wziąć pod uwagę, że w sennym wymiarze wszystko może się stać, a droga przez niego stanowi istny labirynt. Jeśli jednak będziecie przestrzegać reguł, nic złego nie powinno was spotkać.

- Reguł?

Zimny pot oblał moje ciało, kiedy dobiegł mnie zaintrygowany głos Laili. O, bogini. Nie chciałem, żeby ryzykowała, zgadzając się tym razem z matką. Senny wymiar stanowił jedną wielką niewiadomą, niezbadany do końca obszar, jakiego nawet dziadek Morfeusz nie poznał w pełni, a przecież wiedział zdecydowanie najwięcej w tym temacie. Nie tylko posiadał wiedzę zdobytą przez przodków obdarzonych darem, ale także był wieloletnim entuzjastą wprowadzającym teorię w czyn i sprawdzającym założenia w praktyce. To on w wielu dziedzinach przesuwał granice, naprężając je niczym cięciwę łuku. 

Sięgając gwiazd. Laila. TOM IV [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz