XIX

181 15 49
                                    

Dobiegał koniec ich lekcji. Siedzieli w pokoju na kanapie i powoli pogrywali kolejne nuty piosenki zaplanowanej przez Harry'ego. Kolana stykały się delikatnie, czasem pocierając o siebie przy mniejszym ruchu, wywołując u Tomlinsona dreszcze spowodowane bliskością.

— Myślę, że jestem cudownym nauczycielem — powiedział w pewnym momencie Harry przyglądając się temu, jak płynnie szatyn poruszał swoimi palcami po strunach. — Albo ty uczniem.

— Raczej to pierwsze — skomentował z uciskiem w środku na ten subtelny komplement.

— Nah, jak dla mnie oba są poprawne. Jesteśmy zajebiści. — skwitował, dodatkowo zmieniając pozycję na odchyloną, pewną siebie.

— Cokolwiek pozwoli ci lepiej spać. — zgodził się z uśmiechem błąkającym się na jego twarzy. Spojrzał na zegarek na komodzie po czym odłożył gitarę na stojak i wytarł dłonie o materiał spodni. — Więc.. Chyba koniec zajęć na dzisiaj.

— Oh, no tak. — widać było, iż posmutniał, co sprawiło u księcia wyrzuty sumienia. Nie chciał, aby Harry był w złym humorze. Chciał widzieć go uśmiechniętego i cieszącego się z najmniejszych rzeczy. — To będę się już zbierać.

Wstał, by spakować swoje rzeczy, co Louis powtórzył chwile potem. Gdy Styles upewnił się, że ma wszystko ich kolejnym krokiem było skierowanie się na korytarz, by później móc zejść na dół, do wyjścia.

Książe obserwował bruneta, jak się ubiera i nie potrafił wyjść z podziwu, że w nawet tak prostej czynności chłopak ukazywał finezyjność oraz precyzyjność swoich ruchów. Oczywiście do momentu, kiedy to nie potknął się o rozwiązaną sznurówkę, prawie lądując twarzą na podłodze.

— Uważaj — zaśmiał się Louis — Wszystko okej?

— Tak, tak — prędko stanął na proste nogi i poprawił płaszcz, który delikatnie mu się zsunął. Zażenowanie kryło się w nieco zaczerwienionych policzkach, wywołując u Louisa szybsze bicie w piersi.

— Dziękuję za lekcję. — powiedział szatyn z wyczuwalną wdzięcznością.

— Mówisz to praktycznie za każdym razem, Louis — zauważył — Nie masz za co mi dziękować. To raczej ja...

— Dobra, stop. Znowu się powtarzamy. — rzekł, wywołując u ich obu krótkie śmiechy.

— No tak — przytaknął — Okej, już późno. To do zobaczenia.

— A może... — zaczął, jednak zaraz pokręcił głową i tylko machnął ręką — wiesz co, nieważne.

— Powiedz — poprosił.

— To nic takiego, naprawdę. — zapewnił z niewielkim uśmiechem.

Nie zdołał zamrugać, a Harry stanął tuż przed nim i patrzył na niego ciężkim wzrokiem. Przełknął ślinę na tak nagłą bliskość z ciałem Stylesa i uniósł delikatnie głowę ku górze, by móc skrzyżować z nim swoje spojrzenie. Serce stanęło mu w klatce piersiowej, gdy poczuł palce na własnym policzku, a dłoń zadrgała, by ponowić ten ruch.

— Mów, Lou. Przecież wiesz, że zawsze cię słucham. — odparł spokojnie, aby przekazać ważność swoich słów.

Te dwa zdania były niezwykle ważne dla Tomlinsona i był przekonany, iż Harry o tym doskonale wiedział. To dodatkowo sprawiało, że przepadał bardziej w uczucie jakie zaczął podzielać względem Stylesa, jeszcze do końca nie wiedząc czym ono tak naprawdę jest.

Przez dłuższą chwilę jedynie patrzyli w swoje oczy i pochłaniali wszystkie odcienie niebieskiego oraz zieleni kryjących się w ich tęczówkach. Louis nie mógł oderwać spojrzenia od niewielkiej, żółtej plamki przy źrenicy; to była jedna z rzeczy, która za każdym razem urzekała go w osobie Harry'ego.

When The Sun Goes Down || l.sWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu