- Pomocy! Niech ktoś nam pomoże! - po pomieszczeniu rozlegały się głosy siedemnastolatek.
- Możecie przestać się drzeć? - zapytał słaby głos.
- Steve, o Boże! - odetchnęła z ulgą Robin.
- Jak się czujesz, Steve? - odwróciła głowę w stronę chłopaka Patricia.
Nie powiedziałaby mu tego na głos, żeby go jeszcze bardziej nie dobić, ale wyglądał paskudnie. Cały ubrudzony był we krwi, a na jego twarzy znajdowały się rany. Harrington był nieprzytomny tak długo, że obie zaczęły bardzo się o niego martwić.
- W uszach mi dzwoni, nie mogę oddychać, oko zaraz wypadnie mi z czaszki, ale poza tym jest spoko. - przyznał szatyn.
- Dobre wieści są takie, że wezwali do ciebie lekarza. - spróbowała rozładować atmosferę Robin.
- Tutaj pracuje? Przytulnie. - zażartował Steve, na co Pat się zaśmiała.
- Dobra, Steve. Widzisz ten stół po twojej prawej? - zagadnęła szatynka. -Jak będziemy poruszali się jednocześnie, powinno nam się udać do niego dostać.
- Wtedy ja kopnę w stół i zrzucę ci te nożyce na kolana. - dodała Robin.
- A ja przetnę więzy. - załapał plan dziewiętnastolatek.
- Wtedy stąd wyjdziemy. - podsumowała Patricia.
- Tak, na luzie. To powinno się udać. - pokiwał głową Steve. - Ale idioci. Zostawili nożyce? - zaśmiał się.
- Idioci. - zgodziła się Pat.
- Totalni idioci. - zaśmiała się blondynka.
Trójka nastolatków zaczęła odliczać, aż na sygnał Patricii równocześnie podskoczyli, odpychając się nogami w stronę stołu. Udało im się przenieść o parę centymetrów. Ucieszeni, że ich plan działa, podskoczyli znowu. Niestety za trzecim razem już nie mieli tyle szczęścia. Roztargnieni podskoczyli w różnych momentach, przez co cała trójka przewróciła się. Po pomieszczeniu rozległ się głośny huk. Nadal byli przywiązani do swoich krzeseł, siedząc do siebie plecami. Steve i Robin leżeli bokiem na podłodze, za to Pat wisiała w powietrzu pomiędzy nimi. Dziewczyna westchnęła głęboko, chcąc się uspokoić. Miała wrażenie, że zaraz zacznie panikować. Buckley nie wytrzymała i zaczęła się śmiać pod nosem.
- Nie płacz, Robin. - powiedział delikatnie Steve.
- Zaraz coś wymyślimy. - chciała pocieszyć koleżankę Pat, jednak sama do końca nie wierzyła w swoje słowa.
Wtedy śmiech dziewczyny stał się o wiele głośniejszy.
- Ty się śmiejesz? - zapytał zdezorientowany dziewiętnastolatek.
Pat westchnęła głęboko, mrucząc pod nosem jakieś przekleństwa.
- Przepraszam. - zaśmiała się Robin. - Po prostu nie mogę uwierzyć, że zginę w tajnej rosyjskiej bazie ze Steve'em "Fryzem" Harringtonem i Patricią "Szkolnym Słoneczkiem" Henderson. To takie porąbane. - powiedziała między salwami śmiechu blondynka.
- Wcale tu nie zginiemy. - zaprzeczył jej Steve, ignorując to, jak właśnie ich nazwała.
- Wyjdziemy stąd, tylko musimy chwilę pomyśleć. - dodała Pat.
- W szkole byliście strasznymi dupkami, wiecie? - zaczęła Robin, na co jej rówieśniczka zacisnęła usta w wąską kreskę.
- Ta, wiemy. - westchnął Steve. Dla nikogo z tej trójki nie był to komfortowy temat.
-A to wcale nie miało znaczenia, że byliście dupkami. - dodała Robin. Już dawno temu przestała się śmiać, a jej ton stał się poważniejszy. - I tak każdy was uwielbiał. My frajerzy tylko udajemy, że nas to nie rusza, ale też chcemy być popularni. Akceptowani.
- Te rzeczy wcale nie są takie fajne, jak ci się wydaje, Robin. - powiedziała cicho Pat.
To prawda, zrobiło jej się trochę głupio słysząc ten komentarz ze strony dziewczyny, ale nie wszystko było tak proste, jak na pierwszy rzut oka by się wydawało. Może i zawsze znajdowało się dla niej miejsce przy stoliku na stołówce, ale tylko dlatego, że zawsze zachowywała się i wyglądała dokładnie tak, jak inni tego chcieli. Robiła to, czego od niej oczekiwano. Nie mogła nazwać ludzi, którymi się otaczała prawdziwymi przyjaciółmi.
- Serio. - poparł ją Steve. - To wszystko, czym niby powinnaś się przejmować, to tak naprawdę same bzdury.
- Chyba najpierw trzeba coś schrzanić, żeby w ogóle to zauważyć. - dodała Patricia.
- Mam nadzieję. - powiedziała cicho Robin. - Bo na razie czuję, że całe moje życie to jedna, wielka pomyłka. - rzuciła dziewczyna, czym rozbawiła całą trójkę.
- No. - zaśmiał się pod nosem Harrington.
Nie minęły nawet dobre dwie minuty, kiedy drzwi do pomieszczenia otworzyły się. Do środka wszedł ten sam generał, co wcześniej razem z kilkoma żołnierzami. Pat zauważyła, że za nimi wszedł jeszcze jeden łysy mężczyzna, który na nosie miał okulary. W przeciwieństwie do pozostałych nie miał na sobie wojskowego munduru, a biały fartuch.
- Wybieracie się gdzieś? - zapytał prześmiewczo generał leżącą na ziemi trójkę, po czym zacmokał ustami. Skinął w stronę stojących pod ścianą żołnierzy, którzy szybko podnieśli ich z podłogi.
- Co on, do cholery, robi? - zapytała Pat widząc, jak mężczyzna w fartuchu kręci się przy jakichś buteleczkach z płynami.
- Tym razem mówicie prawdę, jasne? - generał postanowił ją zignorować i zwrócił się do Steve'a. - Wtedy wasza wizyta u doktora Żarkowa będzie mniej bolesna.
- Czyli to jest ten wasz doktor, tak? - kontynuowała sarkastycznie siedemnastolatka, będąc pod silnym wpływem stresu.
Zirytowany generał podszedł do dziewczyny i uderzył ją dłonią w twarz. Harrington momentalnie poderwał się ze swojego miejsca.
- Nie dotykaj jej. - warknął w jego stronę. Gdyby nie fakt, że był związany, pewnie by się na niego rzucił.
Mężczyzna skinął głową w stronę doktora, na co ten podszedł z czymś na kształt pistoletu w dłoni.
- Co to niby ma być? - zapytała przerażona Robin.
- Rozwiąże wam język. - powiedział mężczyzna bez wyrazu. Złapał wyrywającego się Steve'a za głowę, by ten się nie ruszał, a następnie wbił wielką igłę w jego szyję. Po chwili to samo zrobił wykręcającym się siedemnastolatkom.
CZYTASZ
GWIAZDA MOGŁA TYLKO SPAŚĆ | Steve Harrington
Fanfictionkiedy ona zakochała się pierwsza, ale on zakochał się o wiele mocniej patricia 'school sweetheart' henderson x steve 'the hair' harrington