O kłamstwie, które i tak się wydało

108 13 40
                                    

Wpadłem w panikę. Zupełnie nie wiedziałem, jak zareagować na zadane pytanie. Mogłem je zignorować, ale wiedziałem, że to niewiele da. Milczenie zapewne byłoby przyjęte jako potwierdzenie przypuszczeń mojego kolegi. Jednak w tamtym momencie zawładnął mną taki strach, że nie potrafiłem trzeźwo myśleć. Zacząłem rozglądać się wokół, szukając pomocy. Zatrzymałem wzrok na Hubercie.

- Spokojnie, panowie- odezwał się, gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały.- Jedno zupełnie wyrwane z kontekstu zdanie o niczym nie świadczy. Znamy się przecież już długo, Arek nigdy nie dawał nam powodów do tego, abyśmy mogli posądzić go o...- zaciął się.

- O pedalstwo, Hubert! Nazywaj rzeczy po imieniu- uniósł się jeden z chłopaków.

- To list od mojej mamy- w końcu odezwałem się drżącym głosem.- Coś musiało ci się przewidzieć. Wszystko ze mną w porządku, nie masz się o co martwić.

Przez chwilę typ, który wcześniej wyrwał mi list z ręki, mierzył mnie wzrokiem, jakby chciał wyczuć, czy mówię prawdę. 

- Wiem, co widziałem. Ale Hubert ma rację. Nie ma co oceniać cię na podstawie jednego zdania wyrwanego z kontekstu. Zatem zdecyduję, co myślę na twój temat, gdy dowiem się, o co chodzi.

- To moja prywatna sprawa. Mówiłem, że to list od matki i tak jest. Nie dopisuj sobie jakiś chorych teorii. Brakuje ci wrażeń?- zapytałem ostrzejszym tonem. Znałem prawa, którymi rządziło się to środowisko i wiedziałem, że muszę być stanowczy, żeby mi uwierzyli. Nie wziąłem jednak pod uwagę, że mam do czynienia z najbardziej wybuchową osobą w całej naszej grupie. 

- Zamknij się!- krzyknął i chwycił mnie za koszulkę.

Zaczęliśmy się szarpać, a wokół nas wybuchła wrzawa. Jestem pewien, że jeszcze chwila i ta szarpanina przerodziłaby się w poważną bójkę, gdyby w pomieszczeniu nie zjawił się dowódca.

- Co to za krzyki?!- zapytał, wchodząc do środka.- Krajewski, Wiśniewski, do mnie, już!- zarządził, gdy nas zobaczył.

Zatem poszliśmy za nim. Gdy tylko drzwi się za nami zamknęły, zostaliśmy zapytani o to, dlaczego zaczęliśmy zachowywać się jak dzieci. Ja milczałem, bo Wiśniewski zupełnie nie dał mu dojść do głosu. Zaczął opowiadać z przejęciem, co się wydarzyło. Głównie o liście i jego treści.

- Ja tylko dbam o bezpieczeństwo naszej grupy!- zakończył swój wywód.

- Krajewski, odnieście się jakoś do tej sytuacji- zażądał dowódca.

- Ta sytuacja w ogóle nie powinna mieć miejsca. Moja korespondencja to moja prywatna sprawa i nikomu nic do tego. Chociaż akurat te oskarżenia w moją stroną są wyssane z palca. Jak już mówiłem kilka razy szanownemu koledze, list napisała moja matka- odpowiedziałem spokojnie.

- Wiśniewski, wyjść- nakazał niespodziewanie.

Chłopak rzucił mi tylko ostrzegawcze spojrzenie, ale sobie poszedł. Wtedy dowódca wlepił we mnie wzrok.

- Czuję, że coś kręcicie, Krajewski.

- Nie rozumiem, o co w ogóle ta cała afera. Chyba najważniejsze jest to, jak się tu sprawuję. Moje prywatne sprawy już dawno zostawiłem w rodzinnym mieście. Przecież nie sprawiam problemów. Może nie radzę sobie wybitnie, ale...

- Oskarżenia Wiśniewskiego w waszą stronę są poważne.

Nie odpowiedziałem, tylko spuściłem wzrok. Moja seksualność była w tamtym momencie traktowana jak jakaś choroba zakaźna, którą mogłem zarazić innych, a prawda była taka, że pomimo tego, że otaczałem się samymi facetami, w moim sercu był tylko Robert i na nikogo poza nim nie patrzyłem w ten sposób.

Właściwy Wybór// operacja hiacyntOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz