Louis był wściekły.
Ale naprawdę wściekły. Zwykle był zirytowany lub co najwyżej zły. Teraz jednak był gotowy pobiec za alfą, wyciągnąć jego broń i dosłownie zrobić mu krzywdę.
— Louis, uspokój się, bo naprawdę zaraz coś rozniesiesz — mówił Nick, próbując chociaż trochę sprawić, że Tomlinson opadnie ze swojego morderczego nastroju. Musiał jednak przyznać, że i on nie spodziewał się tego, że szatyn wpadnie nagle do małego biura, gdzie miał swoje miejsce i że pokaże swoją szyję. A ponieważ pomimo swoich niskich lotów żartów był całkiem poważną alfą, to nawet nieco zmartwił się, ponieważ wiedział, że zainteresowanie Stylesa wcale nie oznaczało nic dobrego.
Ba, Nick był pewien, że Harry zachowa się tak jak w innych klubach. Dwa, trzy drinki i zniknie tak, jak gdyby nigdy go w danym lokalu nie było.
Ale Tomlinson przyciągał jak przyciągające muchy gówno.
— Jak ja mam się kurwa uspokoić! Czy ty to widzisz, czy mam ci kupić lornetkę? Pierdolony laluś, zabiję go, rozumiesz? Zabiję! Co on sobie myślał?
— Widzę, ale powiedz mi, co ja mam z tego powodu zrobić?
— No nie wiem, cokolwiek. Jak ja mam pracować z tym gównem na szyi? Jak ja mam żyć sam ze sobą, że dopuściłem do tego, żeby coś takiego się stało?
— Może w końcu weźmiesz sobie urlop inny niż zdrowotny? Wiesz, lubię cię, ale kilka dni odpoczynku od ciebie będzie czymś miłym. Może wrócisz spokojniejszy?
Tomlinson spojrzał na niego z przerażeniem i oburzeniem jednocześnie. Jak Grimshaw śmiał sugerować mu, aby wziął sobie kilka dni wolnego, zanim znak nie zniknie z jego skóry. To było dla niego nie do pomyślenia. Oczywiście był trochę leniwy i niekoniecznie zawsze chciało mu się podnosić i chodzić do klubu, ale z drugiej strony lubił pieniądze na tyle mocno, że koniec końców zmuszał się. Jedynymi wyjątkami były dni, kiedy złapał jakieś paskudne przeziębienie albo źle się czuł. Z gorączką na szczęście nie musiał się męczyć, ale odpowiednie leki potrafiły jednak kosztować równie dużo.
— Grimshit, zamknij jadaczkę, bo wydajesz się mądrzejszy, kiedy nie gadasz. Oczekiwałem, że pójdziesz i go okrzyczysz, powiesz, że jest hultajem i teraz wszystko będzie go kosztować o sto procent więcej — powiedział z oburzeniem Louis, zakładając ręce na piersi i wpatrując się w managera.
— I co, może jeszcze usadzę go na karnego jeżyka i zabiorę pistolecik jako szlaban?
— Nie obraziłbym się.
— Louis, rób co chcesz, nie będę cię zmuszał. Ale chodzi o twój komfort. Wiesz, że będą zadawać pytania i skoro Styles zostawił ci taką niespodziankę, to ja nie chcę mieć żadnych konfliktów w klubie, rozumiemy się? Ktoś mówił, że nie wszyscy z jego chłopaków opuścili nasze wspaniałe gniazdko, nie mam pojęcia dlaczego, ale radzę ci nikogo nie prowokować.
— Teraz to będę siedział cicho, jakbym nic nie rozumiał — bąknął szatyn. Teraz chciał naprawdę zakończyć wieczór, przebrać się w swoje wygodne ubrania i wrócić do domu, aby tam rzucać kolejnymi poduszkami, wyobrażając sobie, że była to głowa gangstera. — Louis milcząca morda, to będzie moje nowe przezwisko.
Cholerne alfy i cholerne myślenie, że wszystko im się należało.
— Wezmę te cholerne wolne — zaczął po chwili Louis. — Ale masz trzymać Stylesa z daleka ode mnie, bo naprawdę będziemy musieli znosić tutaj obecność policji, kiedy własnoręcznie oderwę mu głowę.
— W porządku. Będę odwiedzał cię w więzieniu. Napisz mi tylko przed zamknięciem listę, co mam dla ciebie przemycać.
— Spierdalaj.
CZYTASZ
✓ | The Art of Seduction
FanfictionKlub mienił się światłami, a wraz z nimi mienił się Louis. Louis, który był specjalistą w swojej pracy Zwodził i uwodził, wyciągając wiele pieniędzy od mężczyzn, którzy łaknęli jego uwagi ponad wszystko inne. A on uwielbiał widzieć, jak te bogate al...