Louis spędził niemal całe trzy dni w domu alfy. Nawet jeśli Harry musiał gdzieś wychodzić, głównie w nocy załatwiając swoje podejrzane biznesy, które naprawdę nie mogły czekać, szatyn nie potrafił ruszyć się z sypialni. Niech go jednak nikt nie wini, skoro dostawał pyszne śniadanie prosto pod nos, miał zdecydowanie uzależniające ćwiczenia, a na dodatek wystarczyło jedno zmarszczenie nosa, a już miał w swoich rękach, co chciał.
Żyć nie umierać.
Ale musiał przyznać, że było to miłe, kiedy budził się w ciepłych ramionach lub gdy czuł muśnięcia na swoim ramieniu. Jego omega jeszcze nigdy wcześniej nie wydawała się być tak ukontentowana, a Louis mimo wszystko jej na to pozwolił. Może nawet mógłby powiedzieć, że był zakochany. A może, że było już między nimi naprawdę coś więcej. Jednak uznał, że to nie był odpowiedni moment na żadne deklaracje.
Udało im się nawet porozmawiać o połączeniu. Tomlinson, niezależnie od tego jak to wszystko mu się podobało, nie zamierzał tak szybko skakać na głowę do pustego basenu. Louis chciał to przeciągnąć w czasie i Harry nie miał z tym większego problemu. Szatyn miał nawet dodatkowy argument, którym było to, że poza gorączką niektóre omegi odczuwały ból przy połączeniu i on nie planował być jedną z nich.
Dlatego też postanowili dać sobie jeszcze trochę czasu, kiedy Louis będzie przyzwyczajał się do myśli odstawienia części swoich leków i zmian, które na nowo nastąpią w jego ciele.
Mimo wszystko każda dobra rzecz miała swój finał. W końcu Styles musiał w pełni wrócić do swoich obowiązków, które nie mogły być odkładane w nieskończoność, a i Louis chciał sprawdzić jak tam stan jego mieszkanka. Wiadomo, przez trzy dni raczej nie wydarzyło się nic strasznego, ale przecież chował tak kilka tajemnic i nie chciał, aby te ujrzały światło dzienne. I nawet jeśli opcja pozostania w rezydencji, zajadania się smakołykami i odpoczywania była pociągająca, to musiał wykorzystać ostatki wolności i niezależności, które jeszcze miał.
Kierowca zawiózł go pod same drzwi budynku, jednak nie odjechał dalej niż kawałek, skąd nadal miał doskonały widok na mieszkanie omegi. Tomlinson wiedział, że mógł się wykłócać i krzyczeć, ale Harry finalnie stawiał w tej kwestii na swoim. Może nieco to rozumiał, w końcu miał świadomość tego, czym zajmował się brunet i jak niebezpieczny świat to był. Teraz już nie mógł oszukiwać nawet świata, że był zwykłą kurwą.
Musiał obmyślić nowe plany, zabezpieczyć się na przyszłość. Zdobyć zaufanie Harry'ego i dotrzeć do informacji, które w najgorszym momencie mu pomogą. Louis mógł się zakochiwać, a może nawet już przepadł, ale jakaś część w jego głowie nie potrafiła odpuścić paranoicznych myśli. I nie chciał tego robić, ale co jeżeli kiedyś jego własne życie znajdzie się w zagrożeniu?
Miał wrażenie, że kiedy tylko na moment zostawał sam popadł w obłęd. Teraz brakowało im tak naprawdę połączenia. Louis wiedział, że jego bariery coraz bardziej opadały, że pewnie zgodziłby się, gdyby Harry właśnie w tym momencie zaproponował, aby ten wprowadził się do niego, nawet jeśli wszystkie swoje emocje ukrywał za maską arogancji i swojej księżniczkowatości.
Kiedy szukał kluczy w swoim plecaku, uznał, że jego plan upadł szybciej, niż kiedykolwiek mógłby przypuszczać. Zawsze liczył na to, że jednak nieco dłużej uda mu się pobyć poza zdradzieckimi wpływami Harry'ego, ale jednak się przeliczył. Przepadł kompletnie, a jego omega już teraz była bardziej niż tylko niezadowolona z powodu tego, że Styles był w zupełnie innym miejscu. Zdusił jednak w sobie to uczucie, przegrzebując kolejną kieszeń. Wiedział, że je miał, przecież jeszcze sprawdzał to w samochodzie. Nie rozumiał tego, jakim cudem jego plecak wydawał się nie mieć dna.
Jednak w końcu odnalazł pęczek z różową zawieszką i wsadził klucz do zamka. W jakiś sposób odetchnął z ulgą, kiedy znalazł się w swoim mieszkaniu, które było dla niego przecież azylem. I na szczęście wszystko było dokładnie takie samo jak wcześniej. Niech go nikt nie wini, że nieco bal się tego, że ktoś włamie się do jego domku.
Zrzucił buty, plecak zostawiając obok i zaraz pognał do lodówki, aby się czegoś napić oraz do łazienki. Dopiero potem opadł na kanapę, rozglądając się po salonie. Wiedział, że mógł odkurzyć, ale wcale nie miał na to ochoty. Niech go nikt nie wini, że był zmęczony po tym, jak wiele czasu spędził w łóżku, choć również i poza nim, z Harrym.
Niby musiał iść tego dnia do klubu, ale szczerze mówiąc, nie miał na to ochoty. Wiedział, że jeśli zostałby w domu, to wystarczyło jedno słowo do bruneta, aby jego szef nie kiwnął ani palcem w tej sprawie. Louis i tak czekał na dzień, w którym Styles zawyrokuje, że omega będzie musiała się zwolnić. Szczerze może nawet na to czekał. Ostatni czas nie był specjalnie owocny dla niego i był pewien, że musiałby odzyskiwać swoją popularność. Niemal już nikt o niego nie pytał, ale co on się dziwił, kiedy na każdym kroku były dryblasy Harry'ego.
Myślał nawet, czy nie porozmawiać z alfą. Może znalazłby sobie coś innego? A może na razie siedziałby w domu, wykorzystując dobroć Stylesa i jego pieniądze. Teraz tak naprawdę brakowało im albo ślubu, albo połączenia i Louis byłby skończony w każdym innym miejscu.
Westchnął ciężko, wiedząc, że nie mógł mieć już ani chwili na zawahanie czy wątpliwości. Skoro sam w to wdepnął, musiał brać to wszystko w pełni. Ze jego praca zamieni się w siedzenie w drogiej rezydencji, a on będzie zamknięty jak ptak w złotej klatce, do której sam wleciał.
Co gorsza jednak, prócz wątpliwej etycznie pracy Harry'ego, nie mógł tak mocno na niego narzekać. Gdyby ten tylko nie był związany tak mocno z tą przeklętą mafią.
Louis podniósł się z kanapy, uznając, że porządki pozwolą mu na to, aby przestał myśleć o tym wszystkim. Za wszelką cenę jednak omijał lustra, bo widziałby, że wyglądał jakby był na coś chory. Harry, choć go nie oznaczył, to załatwił go w zupełnie inny sposób. Gdyby się rozebrał, mógłby ze spokojem powiedzieć, że chorował na coś paskudnego.
— Durne alfy i ich durna zaborczość — mruczał pod nosem Louis, kompletnie ignorując fakt, że plecy bruneta nie prezentowały się najefektowniej. No ale co zrobić, obydwaj musieli nieco pocierpieć po wszystkim.
W czasie ogarniania wymieniał wiadomości z Harrym. Alfa proponowała mu strzelnice tego popołudnia i chociaż Louis nie był koniecznie przekonany co do tego pomysłu, to nie potrafił sobie odmówić. I bardziej chyba chodziło o samego gangstera niż fakt, że będzie mógł postrzelać sobie z broni. To drugie niespecjalnie go kręciło, tym bardziej, że wiedział, że musiał nauczyć się bronić, a nie że była to nieoczywista forma spędzania wolnego czasu. Był już kiedyś w takich miejscach, dla samego siebie i miał podstawy, choć zawsze wolał udawać e tej kwestii nieco głupszego. Tak dla pewności.
W połowie dnia uznał, że zamówi dla siebie jedzenie. Nie miał już siły na gotowanie, więc to była dobra opcja. Oczywiście nie przyjechało idealnie w czasie, w którym było to obiecane i szybko zaczął się pieklić. Zwykle zawsze było maksymalnie dziesięć minut po czasie, a teraz mijało już dwadzieścia. Specjalnie zamawiał z knajpek blisko domu, żeby dostawca nie musiał tłuc się przez pół miasta.
Kiedy ten w końcu się zjawił, Louis ucieszył się, bo naprawdę chciał usiąść, zjeść i odpocząć, zanim nie będzie musiał zacząć przygotowywać się do wyjścia. Z pracą czy bez niej naprawdę był zajętą omegą!
Ale w drzwiach wcale nie spotkał dostawcy, choć strój i torba właśnie na to wskazywały.
Ponieważ żaden dostawca nie ogluszyłby go, choć on sam niespecjalnie o tym myślał, kiedy upadł na podłogę.
Czy ktoś już mówił, że Louis naprawdę popełnił błąd, kiedy nie uciekł na Bahamy, gdy miał jeszcze czas? Nie?
No to szatyn właśnie to sobie mówił, kiedy siedział zakneblowany w samochodzie i nie widział dla siebie zbyt światłej przyszłości.
Obiecał sobie jednak, że jeśli tylko wyjdzie z tego miejsca, Harry nie zbliży się do niego bliżej niż na kilometr, on się już o to postara.
Ale na razie musiał wymyślić, jak się wydostać z tej cholernej pułapki, w którą wpadł.
CZYTASZ
✓ | The Art of Seduction
FanficKlub mienił się światłami, a wraz z nimi mienił się Louis. Louis, który był specjalistą w swojej pracy Zwodził i uwodził, wyciągając wiele pieniędzy od mężczyzn, którzy łaknęli jego uwagi ponad wszystko inne. A on uwielbiał widzieć, jak te bogate al...