32

542 34 6
                                    

Kolejne dni na szczęście Harry mógł spędzić naprawdę pławiąc się w łasce i dobrobycie, który roztaczała wokół siebie omega. Ruja uderzyła w niego, więc razem z Louisem nawet na moment nie wyściubili nosa z sypialni. I choć Styles niemal nigdy nie spędzał tych dni w samotności, to wystarczyło te kilka dni z szatynem, aby wiedział, że każda poprzednia ruja była niewarta nawet najmniejszego wspomnienia.

A Louis sam z chęcią brał z chęcią to wszystko. Pozwalał swojej naturze wziąć nad nim w górę, oddając się kompletnie tej dzikości, która zapanowała między nimi. I chociaż kiedy po wszystkim powiedzieć, że był wymęczony, obolały i nie miał siły na kompletnie nic, to wcale nie narzekał. W końcu jeśli wcześniej mógł żądać, czego chciał i był noszony na rękach, tak teraz miał wrażenie, że weszło to na jeszcze wyższy poziom, choć nie miał nawet pojęcia, że mógł dać się jeszcze bardziej rozpuścić. I nawet jeżeli miało to być związane z tym, że kompletnym przypadkiem na szyi omegi znalazł się znak, to żaden z nich nie zamierzał się do tego przyznać.

Louis oczywiście był zły i nie ukrywał tego, bo w końcu jak coś takiego mogło odbyć się na innych zasadach niż jego własne. Jednak w końcu dał się ugłaskać, może dlatego, że był małą, przekupną cholerą, ale wpływ na jego decyzję również miało to, że całkiem polubił uczucie, które pojawiało się w jego brzuchu, gdy Harry raz za razem całował delikatnie te okolice na jego szyi. Na początku udawał oczywiście, że wcale mu się to nie podobało, ale w końcu się poddał, ponieważ był przecież taki cudowny i łaskawy.

A teraz wylegiwał się nadal w łóżku, tym razem czysty, pachnący i owinięty w czystą pościel. Opierał się na poduszce, przeglądając wiadomości na tablecie i choć wcale nie musiał tego robić, to chyba wzięło go stare przyzwyczajenie. Harry kręcił się po sypialni, powoli się ubierając.

— Skoro i tak mnie pogryzłeś, to równie dobrze się tutaj wprowadzić na stałe — rzuciła omega, nie odrywając wzroku do urządzenia. — Skoro pozbawiłeś mnie pracy i wolności, co mi szkodzi.

— Mogę załatwić firmę, która zabierze twoje rzeczy.

— Nie, pojadę i zrobię to sam, jeszcze źle poukładają moje rzeczy i co wtedy? — odpowiedział Louis. — Ale byłoby miło, gdybyś miał kartony w zapasie, żebym mógł to poupychać.

Tomlinson ani myślał wpuszczać obcych do domu. Przecież dokładnie tam miał swój tajny dziennik i nie zamierzał pozwolić, aby ktokolwiek go znalazł. Nie mógł go nawet wyrzucić, a co najwyżej spalić. I to zamierzał zrobić, wiedząc, że w salonie był całkiem spory kominek, który idealnie nada się do tego, aby pozbył się zeszytu. Teraz, kiedy byli połączeni trzymanie go nie miało większego sensu. Przecież chyba prędzej sam by sobie coś zrobił niż sprawił, że brunetowi stałoby się coś złego.

Cholera by go wzięła, że też musiały rozwinąć się u niego uczucia. Nie wiedział, czy może nie robił źle, chcąc pozbyć się zeszytu, ale wiedział, że finalnie mógł przynieść mu więcej problemów niż szczęścia. I tak już był w to wszystko za bardzo uwikłany, aby mógł udawać głupiutkiego i niewinnego. Przecież nikt by mu nie uwierzył w to, że nie wiedział, czym zajmował się Harry.

— Zamierzasz dzisiaj wstać?

— Zależy, czy masz coś, co przekona mnie do podniesienia się. Ale pewnie nie, więc może po południu pojadę do siebie, zacznę zbierać moje rzeczy.

Harry podszedł bliżej, siadając na łóżku obok Louisa i zabierając mu tablet z dłoni.

— Hej, czytałem coś!

— Zaraz skończysz, a chyba pożegnasz się ze mną, skoro wychodzę.

Louis zmarszczył nos, ale uniósł się lekko na łokciu, pozwalając Harry'emu na złożenie miękkiego pocałunku czy dwóch.

✓ |  The Art of SeductionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz