Rozdział 1

22 5 1
                                    

Z trawy na miedzy prysnął zając. Dziewczynka pisnęła przeraźliwie lecz ucichła, kiedy idący obok chłopiec objął ją ramieniem.

- Cicho głupia - powiedział szorstkim ale opiekuńczym tonem starszego brata.

- To sz... sza... szarak - wyksztusiła.

Pozostałe dzieci parsknęły śmiechem.

- To nie o takim szaraku mówił zdun - włączył się inny chłopiec.

- A o jakim? - Dziewczynka już się otrząsnęła. Zwierzę przestraszyło ją nagłym ruchem i tupotem na zbitej ziemi ale istotnie w niczym nie przypominało okrutnej, obdarzonej magiczną mocą bestii, o jakiej mówił Brys.

- O szarym - odparł brat. Ktoś znów się zaśmiał. – No, Szary. Szary Czort - dodał.

- Diabeł - wyjaśnił tamten i mimo woli obejrzał się przez ramię na ciemniejące pasmo lasu.

- Nie diabeł - odezwała się starsza dziewczynka idąca na przedzie.

- Czy to prawda, że oni nie mają twarzy? - trzeci chłopiec zapytał z niedowierzaniem.

- Kto wie.

- Czy to prawda, że nie mają duszy?

- Znachorka mówi, że to bajki - z powagą oznajmiła dziewczynka, jednak na wszelki wypadek skręciła, by ominąć kępę krzaków szerokim łukiem.

Ukryty w tych krzakach młodzieniec wzdrygnął się. Był jednym z nielicznych ludzi, którzy znali prawdę o Szarych Jeźdźcach, a bał się ich nie mniej, niż dzieci. Może nawet bardziej.

- Już lepiej wracajmy - powiedział młodszy chłopiec. – Późno jest.

- Może chociaż nazbieramy trochę szczawiu - zaoponował starszy, obrzucając wzrokiem ich nędzną zdobycz. Żeby chociaż znaleźli jaja przepiórki...

- Możemy zbierać wracając - zaproponowała dziewczynka.

Słońce schowało się za lasem i wszystkim zrobiło się nieswojo.

- Mam już dość zupy szczawiowej - poskarżyła się młodsza dziewczynka.

- Nie marudź - ofuknął ją brat. - Ciesz się, że w ogóle masz co jeść.

Piątka dzieci odeszła w kierunku wioski. Chłopak, skulony z zimna, czekał w zaroślach, aż zapadnie noc. Gdy pogasły ostatnie światła, odczekał jeszcze trochę, po czym ruszył w ich ślady.

Chałupa na samym skraju wyglądała ubogo. Minął ją i, starając się nie zaskrzypieć furtką, wślizgnął się na podwórze następnej. Nie obawiał się psów - chłopi byli ostatnio zbyt biedni, by trzymać psy. Drzwi wejściowe nie były zaryglowane. Bezszelestnie przemknął przez sień i wymacał drzwi do spiżarni. Zszedł ostrożnie po trzech wąskich stopniach. Blade światło gwiazd z trudem wnikało przez szpary w okienicach malutkiego okienka. Po omacku zaczął przeszukiwać półki. Wtem zrobiło się jaśniej. W sieni skrzypnęła podłoga. Odwrócił się i zobaczył ciepłe światło kaganka sączące się przez drzwi, których nie zamknął, nie chcąc ryzykować hałasu. Może człowiek nie zauważy, że są uchylone, albo zamknie nie zaglądając do środka. Ale czemu idzie tak cicho? Całkiem jakby się skradał.

Chłopak przywarł do ściany. Drzwi otworzyły się powoli ukazując mężczyznę w nocnej koszuli. Zaspany, wszedł do środka, sięgnął po dzbanek. Wypił kilka łyków i westchnął z zadowoleniem. Po izdebce rozszedł się smród gorzałki. Wtedy spostrzegł intruza. Z jego gardła wydarł się nieartykułowany wrzask. Chłopak zerwał się do ucieczki. Chciał przemknąć koło niego, ale tamten już oprzytomniał. Większy i potężniejszy zagrodził mu drogę. Chłopak popchnął go z całej siły i dał nura przez wąskie drzwiczki. Wtedy do sieni wpadli kobieta z chłopcem. Młody mężczyzna zagrodził drzwi wejściowe.

Szary CzortOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz