2. To nie twoja wina.

689 26 10
                                    

Kim ja właściwie jestem?

Zaczęłam się zastanawiać, wpatrując się w białą kartkę, którą trzymam w dłoniach. Kim, do cholery, jestem skoro jakiś szemrany człowiek, który ma pod sobą całe San Diego, prawdopodobnie jego wszystkie pieniądze pochodzę z nielegalnych środków i wszyscy się go boją... daje mi nieruchomość. Stary klub w Los Angeles. Za nic. Za nic! Nie wygrałam dla niego tego wyścigu, o którym mi mówił. Niczego mi nie zrobił, a dodatkowo daje mi coś takiego... Jeszcze piszę o rozwiązaniu jakiejś zagadki i o tym żebym nie pozwoliła komuś wygrać. Co to ma być? Czy ja żyję w ukrytej kamerze, a ludzie czekają na to aż w końcu to ogarnę bo niesamowicie ich to śmieszy?! Mnie to nie śmieszy. Wręcz przeciwnie... Jestem przerażona bo nie mam pojęcia dlaczego to wszystko ma miejsce w moim życiu.

Ale nie powinnam zadawać sobie pytania Kim jestem ja? Powinnam skupić się na tym kim są inni...

- O czym on mówi?! - podniosłam ton, łapiąc się za głowę bo wszystko co przeczytałam jeszcze do mnie nie doszło. Rose złapała kartkę i przeleciała po niej wzrokiem - Jakiej prawdy?! Jakiej zagadki?! Co mam niby stracić?!

Zaczęłam wszystko z siebie wyrzucać i w tym momencie najmniejszym problemem jest ten cały klub. Bruce napisał o rozwiązaniu zagadki i odkryciu prawdy... Co to ma znaczyć?!

- Mówił ci coś? Wspominał o tym? - Rose zaczęła pytać, ale pokręciłam przecząco głową.

- Może zadzwoń do tego prawnika... - Tyler podsunął pomysł. - Może coś ci wyjaśni...

- Masz rację. - powiedziałam, szybko wyjmując telefon z kieszeni. Blondynka podała mi kartkę, wystukałam podany numer i od razu zaczęłam dzwonić.

Pierwszy sygnał, drugi, trzeci...

- Dzień dobry, mecenas Dominic Kenthaky. W czym mogę pomóc? - odebrał, a mi odebrano mowę. Zamknęłam oczy żeby pozbierać myśli i odchrząknęłam.

- Dzień dobry, jestem Merci Lotte... - nie dane było mi zadać pytanie.

- Merci Lotte? - powtórzył bardziej zaciekawiony, a jego głos od razu spoważniał. To nie wróży niczego dobrego... - Z Los Angeles? - dopytuje. Kiwnęłam twierdząco głową, ale zapomniałam o tym, że przecież mnie nie widzi.

- Tak. - rzuciłam. - Czy moglibyśmy się spotkać? - posłałam spojrzenie przyjaciołom i zagryzłam dolną wargę.

- Oczywiście. Za pół godziny?

- W porządku. - wzruszyłam ramionami.

- Przyjedzie pani do kancelarii czy...

- Jeśli faktycznie zna pan Bruce'a Lorrisa, wie pan gdzie jestem i tu poczekam. Do zobaczenia. - po tym się rozłączyłam i spróbowałam uspokoić, ale to i tak nie pomogło. Spotkałam się pełnym podziwu wzrokiem przyjaciela.

- Moja krew. - skwitował bardzo zadowolony, ale nie skomentowałam tego.

Przez całe pół godziny rozmyślałam o co w tym wszystkim chodzi. Doszłam do wniosku, że Bruce Lorris próbuje mi coś przekazać, ale teraz nie jestem w stanie domyśleć się co konkretnie. W głowie mam tylko chaos. Uznałam, że muszę zdobyć tyle informacji ile jestem w stanie i na spokojnie się zastanowić.

- Dominic Kenthaky. - podał mi rękę gdy o umówionej godzinie zjawił się w starym klubie i stanął przede mną.

- Merci Lotte. - odwzajemniłam uścisk.

- Jeśli mamy rozmawiać to tylko w cztery oczy. - oznajmił, a ja zrozumiałam jego sugestię.

Zerknęłam na przyjaciół. Lopez przewrócił oczami. Sięgnęłam do torebki i wyciągnęłam z niej kluczyki.

Faster than DarknessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz