Rozdział 1: Pierwsze spotkanie z psem

15 3 5
                                    

Pewnego paskudnego dnia gdzie deszcz lał jak z cebra, pewien pies w okularach i dzieciak szli pod czerwoną parasolką w poszukiwaniu jakiejś restauracji, ale jedyne co znaleźli to mała kawiarnia przy ulicy Chrobrego. Uciekając przed burzą weszli do środka budynku. Mokry pies odłożył parasolkę na wieszak i wraz ze swym chłopcem zasiedli na wolnym miejscu i wzięli menu. Pies w okularach po zobaczeniu cen i składu posiłków uznał, że dla niego najlepsza będzie gorąca kawa. Rudy chłopiec o imieniu Sherman poprosił psa o to by kupił mu herbatniki. Pies, pan Peabody się zgodził. Poszedł do lady by złożyć zamówienie.

Czekając na herbatniki i kawę podziwiaj ustrój kawiarni. To miejsce nie wyglądało na jego standardy, ale nic lepszego nie mógł znaleźć. Gdy dostał swoją kawę, chciał powrócić do swojego syna. Idąc, nie zauważył mężczyzny przed sobą. Minęła sekunda i kawa została wylana na tajemniczego mężczyznę, mającego twarz jak smołę i czarny garnitur. Posiadał też białą, teraz brązową, koszulę i czerwony krawat.

- Oh, niech pan wybaczy. Nie zauważyłem pańskiej osoby, - powiedział psi geniusz, trochę zawstydzony swoją gafą.

- Nic nie szkodzi, seksowny psie. - Odpowiedział przystojny i tajemniczy mężczyzna.

Peabody był w szoku słysząc takie słowa od mężczyzny, którego w ogóle nie zna. Nie wiedział czy powinno mu się to podobać czy nie. Jak wyszedł ze stanu zamyślenia szybkim krokiem powrócił do swojego chłopca, Shermana. Chodź pies wzrok kierował na herbatniki Shermana, nie mógł się oprzeć myśli, że on też jest obserwowany przez tego mężczyznę. Porozglądał się wokół siebie i już nie widział tajemniczego mężczyzny.

Jak pies i jego syn wyszli z kawiarni, pan Peabody sprawdził godzinę. Za piętnaście minut miał już być na spotkaniu. Dał Shermanowi trochę pieniędzy i pobiegł złapać taksówkę. Sherman pożegnał się z ojcem gdy ten był już w biegu.

Chłopak nie znał zupełnie miasta. Na mapach google zobaczył gdzie jest park i tam poszedł posłuchać plotek od psów. Znał psi język od swojego ojca, który był psem. Biały beagle uczył go od dziecka jak się psy porozumiewają na wszelki wypadek gdyby podczas swoich podróż nie mogli się normalnie porozumieć. W parku Sherman usiadł na ławce. Było tam wiele psów, dużych i małych. Wszystkie rozmawiały tylko o jakimś nowym co nie zna niczyjego terytorium i aż błaga się o zagryzienie. W pewnym momencie gdy chciał już iść dalej wpadł na pewnego 'mężczyznę'. Po spojrzeniu od razu zakochał się w jego brązowych oczach. Mężczyzna bardziej przypominał chłopaka w jego wieku, ale trochę młodszego. Po zderzeniu gdy chłopak miał polecieć, Sherman go złapał.

- Nic ci nie jest? - Powiedział rudy chłopak do blondyna z brązowymi oczami.

- Umm, nic mi nie jest. Dzięki za złapanie mnie, - odpowiedział mu blondyn.

Sherman pomógł blondynowi stanąć. Zauważył, że blondyn się mocno rumienił. Dziwnie się poczuł.

- Jak masz na imię? - Zapytał się rudowłosy. Chciał wiedzieć jak się nazywa ten piękny mężczyzna.

- Jestem Andrzej, Andrzej Laere, a t-ty? - Andrzej zaczął się jąkać i robić się czerwony.

- Nazywam się Sherman Peabody, - odpowiedział mu Sherman.

- Masz ładne imię Sherman. Chciałbym takie mieć, - Andrzej powiedział Shermanowi z dziwną zmianą głosu. Planował flirt, ale Sherman nie zrozumiał.

- Twoje też niczego sobie. - odrzekł rudzielec.

Panu Peabody nie udało się złapać taksówki, ale dość szybko udało mu się dojść na miejsce. Spotkanie było w wielkim wieżowcu, chodź był o wiele niższy niż ten w którym mieszka. Pies wszedł do środka, od razu ktoś mu zwrócił uwagę na tabliczkę z zakazem dla psów. Peabody musiał się przedstawić i powiedzieć kim jest, udało mu się przejść przez tych ludzi. Wszedł do gabinetu. Było już wiele ludzi, ale nie był spóźniony. Każdy wzrok był na niego. Poprawił sobie muszkę i usiadł gdzie było wolne miejsce.

Pan Peabody czuł się dość niekomfortowo. Nie umiał poznać nikogo z siedzących, a musiał powiedzieć przemówienie o tym jak jego firma może pomóc temu kraju. Nie miał sił tego robić, nie pomagał też fakt, że przypomniał sobie o zostawieniu Shermana w zupełnie nieznanym mieście. Nie pomagał też fakt, że gdy podróżowali w czasie to miasto wyglądało zupełnie inaczej.

- Dzień dobry przystojniaku, - powiedział znajomy głos. Serce Peabodiego zaczęło mocniej uderzać. Czuł strach i komfort w tym samym czasie. Rozmówca powiedział to gdy pies był odwrócony w drugą stronę. Pan Peabody musiał wiedzieć kto do niego mówi.

- To pan? - pies był w szoku. To był tez sam mężczyzna, którego spotkał w kawiarni. Miał na sobie inny garnitur. Zmieniony ubiór nie pomagał Peabodiemu czuć mniejszego zawstydzenia. - Nadal mi przykro za wcześniej. Mogliśmy bardziej uważać.

- Co takim poważnym tonem? - Mężczyzna popatrzył na psa uwodzicielskim wzrokiem. Peabody się zarumienił, ale szybko próbował przywrócić twarz do wcześniejszego stanu, ale bardziej uspokojonego.

- Jestem poważnym czło... Psem, poważnym psem. W pracy nie mogę pozwolić sobie na takie dziecinne zachowanie. - Odpowiedział mu trochę z pogardą Peabody. Część jego chciała teraz mu odpowiedzieć tak chamsko, ale bycie psem było dla niego już i tak wielkim zmaganiem.

- Dobrze psinko, ale jak masz na imię? - Powiedział mężczyzna zbliżając się do psa.

- Jestem Hector Peabody, chodź każdy nazywa mnie panem Peabodym. Od ciebie też życzę być tak nazywanym, - powiedział poprawiając sobie okulary - możesz też przestać się do mnie tak zbliżać?

Między pyskiem Peabodiego, a ustami mężczyzny dzieliło za ledwie parę centymetrów. Mężczyzna zbaczając na prośbę psa nadal się zbliżał, jakby chciał go pocałować. Peabody nie wiedział co sobie myśleć, podobało mu się to. Już od dawna się tak nie czuł. Już od dawna nie chciał tak się czuć.

- Ehem. - Ktoś im zwrócił uwagę.

Mężczyzna na to nie baczał. Nadal chciał go pocałować. Peabody ostatecznie odepchną go łapą. Flirciarz był w szoku jak silny jego cel był. Wyglądał na słabszego.

- Na przyszłość, jak masz mnie podrywać to zrób to lepiej. - Peabody odpowiednio usiadł na krześle i poprawił papiery na stole. Hector zaczął się zastanawiać dlaczego mu się to podobało. Jakiś nieznajomy mężczyzna chciał go przelecieć, a on się na to nabierał. Wiedział, że mógł lepiej. Flirciarz usiadł koło niego na pustym miejscu. Spotkanie się oficjalnie zaczęło.

Peabodiemu się strasznie przedłużało, co chwilę patrzył na zegar. Żałował, że nie posłał kogoś innego zamiast siebie. Gdyby nie popełnił tego głupiego błędu to by sobie teraz siedział na fotelu słuchając muzyki klasycznej.

- Welliam Assowki, proszę o report.

Pies nareszcie dowiedział się o imieniu tego flirciarza. Był wysokim mężczyzną o czarnych włosach w czarnym garniturze, miał jednak żółtą muszkę, a koszulę z większym kołnierzykiem. Hector nie umiał już się skupić na jego słowach, coś w jego wyglądzie było takiego wciągającego, ale też dziwnego.

- Hectorze Peabody, mógłby pan powiedzieć o zaletach swojej firmy i dlaczego jej produkty powinny być tu dystrybuowane?

- Oczywiście, - pies wyszedł ze swojego miejsca i zaczął prezentację.





To Wszystko Dla Pieniędzy ~ (MPAS fic)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz