Potrzebuję zmiany. Potrzebuję jej natychmiast.
Gdyby ktoś, kiedyś powiedział mi, że moja wymarzona praca w wydawnictwie na dłuższą metę okaże się męcząca, nużąca i nieprzynosząca mi takiej satysfakcji jakiej się spodziewałam - z pewnością bym go wyśmiała. W końcu to było największe marzenie.
Po tym jak przeprowadziłam się do Nowego Jorku miałam jeden, określony cel. Stanąć na czele działu promocji i zajmować się reklamowaniem książek.
Brzmi idealnie, prawda? Otóż okazało się, że takie nie jest. Przynajmniej nie dla mnie.
Czułam się zestresowana. Wiecznie, tak bardzo zestresowana. Dopiąć budżet. Ustawić reklamy. Opracować plan z redaktorami.
Presja, presja, presja.
Jak widać spełnienie marzeń nie daje gwarancji szczęścia. A może to po prostu kwestia marzeń? Kiedy już je osiągniesz, nagle wkrada się rutyna i coś co wydawało się być dla ciebie najlpesze, już dłużej takie nie jest?
Niezależnie od wszystkiego wiedziałam, że muszę zrobić krok w tył w swoim życiu i dać sobie czas na odkrycie swoich marzeń na nowo.
Dlatego właśnie stałam przez wysokim, ciemnowłosym mężczyzną, który tak się składa, jest moim szefem i odkładam na jego biurko wypowiedzenie.
– Jesteś pewna, że to twoja ostateczna decyzja? – pyta Connor w nadziei, że jednak zmienię zadanie. Tyle, że ja już przemyślałam tę decyzję tak wiele razy, z każdej możliwej strony i za każdym razem dochodziłam do tego samego wniosku.
– Muszę odejść. Muszę się stąd wyrwać. Zmienić otoczenie, zmienić ludzi, których spotykam na co dzień i odnaleźć swoją pasję na nowo. Przepraszam, że tak z dnia na dzień, ale boję się, że jeszcze kilka i strach weźmie nade mną górę.
O Connorze można było powiedzieć wiele rzeczy. Że jest sarkastyczny, że nienawidzi spóźnień, że o trzeciej po południu zawsze musi mieć na biurku kubek z zieloną herbatą. Jak każdy miał swoje przyzwyczajenia i humory, ale był najlepszym szefem jakiego w życiu miałam.
Nie, żebym miała ich wielu.
Na studiach pracowałam w dwóch kawiarniach, ot całe moje wcześniejsze doświadczenia, ale żaden z moich współpracowników nie był tak wyrozumiały i cierpliwy jak Connor. Wiedziałam, że pokładał we mnie wielkie nadzieje, ale nie mogłam już dłużej okłamywać ani jego, ani siebie.
– Szkoda, naprawdę szkoda Fay. Jesteś świetna w tym co robisz. Naprawdę – ciepło rozlało się w moim sercu słysząc jego słowa. – Mimo wszystko rozumiem. Każdy czasem potrzebuje zmiany. Daj znać gdybyś kiedykolwiek czegoś potrzebowała. Nasze drzwi zawszę będą stały dla ciebie otworem.
– Dziękuję Connor. Za wszystko.
Uśmiecham się z wdzięcznością i opuszczam gabinet, w którym spędzałam długie godziny na niezliczonych dyskusjach.
Zaskakuje mnie z jaką łatwością byłam w stanie powiedzieć mojemu dotychczasowemu życiu "żegnaj". Bo teraz naprawdę wszystko miało się zmienić.
I ta myśl sprawiała, że czułam się po prostu szczęśliwa.
Ostatni raz przemierzam biuro w kierunku swojego biurka. Jakoś nigdy specjalnie nie przepadałam za tym, jak urządzone było to miejsce. Poza książkami na regałach praktycznie wszystko było szare. Smutne. Kiedyś nawet zapytałam, dlaczego tak jest i w odpowiedzi usłyszałam, że to dlatego, żeby nikt nie czuł się rozproszony. Jakoś zupełnie do mnie nie przemówiło to wyjaśnienie.
Na moim biurku stało małe kartonowe pudełko, do którego wcześniej spakowałam swoje rzeczy. Nie ma tego dużo. Kilka notesów, dwa ulubione kubki, zapasowa ładowarka do telefonu i laptopa, aparat fotograficzny, okulary przeciwsłoneczne, których szukałam od zeszłego lata i to właściwie byłoby wszystko.
Żegnam się z tym miejscem po cichu, bez zbędnych pożegnań. I gdzieś głęboko w sobie w końcu zaczynam odczuwać ulgę. Zupełnie tak jakby ogromny ciężar został zdjęty z moich barków. Czas zacząć nowy etap.
Jestem tym przerażona, ale jednocześnie, nie mogę przestać się uśmiechać. Kiedy byłam mała rodzice zawsze powtarzali mi, że mam mieć wielkie marzenia i nie poprzestawać na zadowoleniu z tego, co nie do końca mnie uszczęśliwia. Więc będę mierzyć wysoko. Będę strzelać do celu. Będę walczyć o szczęście, które wierzę, że gdzieś tam na mnie czeka.
Wczoraj wieczorem po długiej rozmowie z rodzicami zdecydowałam, że na jakiś czas wrócę do rodzinnego domu – przynajmniej do czasu aż wymyślę gdzie chcę mieszkać, albo co chcę w życiu robić. To chyba była najbardziej stresująca część mojego planu.
Wyprowadziłam się z Cintray tak szybko jak to było możliwe. Całą ostatnią klasę liceum marzyłam, żeby w końcu uciec i znaleźć się z daleka od tego małego miasteczka, gdzie każdy każdego znał, każdy każdemu zaglądał przez okno. Miałam szczerą nadzieję, że teraz już tak to nie wygląda i można tam spokojnie oddychać.
Jaki miałam plan? Chciałam w końcu włożyć całą swoją pasję, zaangażowanie i czas w prowadzenie mojego bloga. Przez nadmiar obowiązków, jakie na siebie brałam w ostatnim czasie zupełnie zaniedbałam coś, co zawsze sprawiało mi najwięcej przyjemności, czyli blogowanie. Mam nadzieję, że trochę wolnego czasu pozwoli mi na nowo rozwinąć skrzydła. Poza tym tęskniłam za tym.
Blogowanie pojawiło się w moim życiu w momencie, w którym wszystko wydawało mi się zbyt trudne. Przelewanie myśli w słowa i dzielenie się tym z innymi stało się dla mnie przyjemnością i formą terapii.
Nie pisałam o niczym konkretnym, ot o moim codziennym życiu. O pracy, o przyjaźni, o emocjach, z którymi czasem nie potrafiłam sobie poradzić.
Nigdy nie myślałam o tym jako o swoim zajęciu na pełen etat, ale jeśli praca w wydawnictwie czegoś mnie nauczyła, to tego, że kto nie ryzykuje ten nie pije szampana.
CZYTASZ
Nowy początek [zakończone]
RomanceCzy prawdziwą miłość można odnaleźć więcej niż raz? Fay Edwards chce od życia czegoś więcej, ale wie, że aby sięgnąć po swoje marzenia musi najpierw zrobić krok wstecz i zacząć budować wszystko od zera. Rzuca pracę w renomowanym wydawnictwie w Nowym...