Podobno, kiedy życie daje nam cytryny, mamy z nich zrobić lemoniadę. Albo coś takiego. W każdym razie tak powtarza Viv.
Jeśli to tak działa, to właśnie dostałem niezły worek cytryn i nie mam cholernego pojęcia jak zrobić z nich lemoniadę.
Mail jasno mówi: lokal w Cintray musimy otworzyć jeszcze w tym tygodniu. Żadnego "sorry Ben", albo "to tylko głupi żart". Raczej "nic nas nie obchodzi, że nie masz jeszcze pracowników", "musisz sobie poradzić sam", "tu chodzi o pieniądze".
Fuck.
Jedynym plusem jest to, że jeśli chodzi o wnętrze faktycznie możemy być gotowi na otwarcie. Lokal jest wstępnie wyposażony. Dostawy wszystkich brakujących rzeczy mają dotrzeć jeszcze w tym tygodniu.
Tylko, że co ja mam zrobić, kiedy nie mam jeszcze ani jednej zatrudnionej do pracy osoby? Znam się na technicznych i formalnych stronach prowadzenia kawiarnii, a nie na parzeniu kawy. Umiem korzystać z podstawowych funkcji prostego ekspresu, tyle że to nie to samo, co robienie wzorków na piance z mleka. A wychodzi na to, że albo znajdę kogoś, kto się na tym zna, albo będę musiał sam się tego podjąć.
Na razie zanosi się raczej na to drugie, więc może powinienem już zacząć uczyć się prawidłowego parzenia kawy i innych takich rzeczy z internetu.
Gdybym dostał wiadomość o przyspieszeniu otwarcia chociaż kilka dni wcześniej...
Pieprzyć to.
No nic, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem (o ironio) i trzeba zakasać rękawy. Jako, że od wczoraj jeszcze nikt nie zdążył odpowiedzieć na ogłoszenie, muszę zabrać się do pracy ze zdwojoną siłą.
Wysyłam prośbę do działu kreatywnego o zmieszczenie w social mediach Small Town Cafe postu, o tym, że poszukujemy osób chętnych do pracy w kawiarni w Cintray. Wysyłam do Viv wiadomość z prośbą o rozesłanie wiadomość o pracy do wszystkich osób, które tylko przyjdą jej do głowy.
Kiedy kończą mi się pomysły postanawiam udać się do najlepszego źródła informacji w okolicy. Przynajmniej tak wynika z moich obserwacji.
Po chwili docieram do sklepu Betty i czuję przypływ dobrej energii. Musi się udać. Ta kobieta z pewnością będzie wiedziała, kto szuka pracy w tym mieście i czy jest tu choć jedna osoba, która zna się na kawie.
Tak. Jeśli ktoś ma być moją ostatnią deską ratunku to Betty. Bez niej prawdopodobnie utonę.
– Dzień dobry Panie Brown – wita mnie z uśmiechem na twarzy.
Nie uchodzi mojej uwadze, że sklep jest prawie pusty. Idealnie. Będę miał okazję spokojnie z nią porozmawiać i zrobić swoje rozeznanie.
– Dzień dobry Betty. Mów mi proszę Ben. Pan Brown brzmi tak dorośle, a mam wrażenie, że do tego mi daleko – moje słowa wywołują uśmiech na twarzy kobiety. Biorę to za dobry znak i punkt zaczepienia mojej nadziei na to, że będzie miała dla mnie jakieś informacje.
– Dobrze, Ben. Udanych zakupów. Dziś znów sok pomarańczowy?
– Tak się składa, że przyszedłem w innej sprawie. Mam nadzieję, że będziesz umiała mi pomóc – oznajmiam i zaczynam się nieco denerwować.
– Brzmi poważnie. Co cię gnębi?
– Dostałem wiadomość, że muszę przyspieszyć datę otwarcia kawiarnii. Ma się odbyć jeszcze w tym tygodniu. Problem polega na tym, że nie mam jeszcze ani jednego zatrudnionego pracownika, bo czas na rekrutację miał dopiero nadejść. I teraz jestem postawiony pod ścianą – wyjaśniam. – Betty, czy znasz kogoś kto zna się na kawie? Ma jakiekolwiek doświadczenie w pracy w kawiarni? Albo nie? Znasz kogokolwiek, kto mógłby szukać pracy? Naprawdę każde nazwisko będzie dla mnie ratunkiem.
Patrzę na nią błagalnie, kiedy się zastanawia. Gdybym tylko potrafił czytać w myślach i wiedział, w jakim kierunku zmierza. Mam nadzieję, że z tych cytryn będzie lemoniada. Albo chociaż super kwaśny sok cytrynowy.
– Jeśli chodzi o kelnerów to możesz podpytać nastolatków, myślę że będą chcieli sobie dorobić. Na twoim miejscu na pewno zapytałabym Amy i Jima Gray - to bliźniaki i żadnej pracy się nie boją. Dorabiali u mnie w zeszłe wakacje i myślę, że teraz też będą chętni. Przynajmniej tymczasowo.
Mam ochotę wycałować jej dłonie. Dlaczego w pierwszej chwili nie pomyślałem o nastolatkach? Mogą być dla mnie wybawieniem.
– Wspomniałam Ci też ostatnio, że panienka Fay Edwards wraca do miasta. Jej mama kiedyś wspominała, że dziewczyna pracowała w kawiarni, więc może ona zdecydowałaby się podjąć pracę? Ewentualnie możesz spróbować porozmawiać z Marry Van, ale ona teraz ma trójkę małych dzieci w domu, więc raczej nie znajdzie czasu na pełny etat, ale myślę, że mogłaby kogoś przeszkolić, gdyby było trzeba. I szczerze mówiąc Ben, nikt więcej nie przychodzi mi do głowy, ale obiecuję, że popytam dziś klientów i może się czegoś dowiem.
– Ratujesz mi życie Betty. Jak mogę się skontaktować z tą Fay lub Marry?
Na odpowiedź nie muszę długo czekać, bo do sklepu otwierają się drzwi, a do środka wchodzi dziewczyna. Włosy ma upięte w tak luźny kok, że kosmyki i opadają jej na twarz. Ubrana jest w dłuższą, różową bluzę i czarne leginsy, a na nogach ma wściekle pomarańczowe klapki i puchate skarpetki.
– O wilku mowa – szepcze w moją stronę. – Dzień dobry panienko Fay, miło znów Cię widzieć.
CZYTASZ
Nowy początek [zakończone]
RomanceCzy prawdziwą miłość można odnaleźć więcej niż raz? Fay Edwards chce od życia czegoś więcej, ale wie, że aby sięgnąć po swoje marzenia musi najpierw zrobić krok wstecz i zacząć budować wszystko od zera. Rzuca pracę w renomowanym wydawnictwie w Nowym...