9. Fay

73 1 0
                                    

Podobno jeśli człowiek się dobrze bawi, to czas płynie szybciej. I chyba faktycznie coś w tym jest.

    Praca w kawiarnii sprawiała, że czułam się spookjna i szczęśliwa. Towarzystwo Bena, Amy i Jima stało się dla mnie naturalne jak powietrze. Cały czas wszyscy się siebie uczyliśmy, ale bez zastanowienia mogłam powiedzieć, że stanowiliśmy zgrany zespół.

    Obserwowanie jak Ben wszystkim zarządza, stanowiło dodatkową atrakcję. Miałam wrażenie, że z każdą chwilą staje się w moim towarzystwie coraz bardziej otwarty, coraz bardziej spokojny. I zdecydowanie nie mogłam już powiedzieć, że był nieśmiały. Kiedy rozmawiał z Vivenne, czy Amy i Jimem biła od niego niesamowita pewność siebie. Nie mam pojęcia jak to się stało, że w pierwszej chwili tego u niego nie zauważyłam.

Godziny upływały nam z prędkością sekund i nawet się nie obejrzeliśmy, kiedy było już po oficjalnym otwarciu.

    Przez cały dzień w Small Town Cafe przewinęła się naprawdę masa ludzi. Jedni wchodzili z ciekawości i nic nie zamawiali, ale dużo większa część gości spędzała w lokalu co najmniej kilkanaście minut. Ilość znajomych i nieznajomych twarzy sprawiała, że chwilami cały ten dzień wydawał się surrealistyczny.

    Właśnie wkładałam ostatnie brudne filiżanki do zmywarki, kiedy poczułam, na plecach czyjś wzrok. Przez chwilę myślałam, że to Amy, która co jakiś czas przewijała się przez zaplecze.

– Zmęczona? – usłyszałam niski, ciepły głos Bena. Zastanawiałam, się dlaczego zajmuje się otwieraniem kawiarnii skoro byłby świetnym lektorem, albo mógłby nagrywać podcasty. Z największą przyjemnością bym ich słuchała.

    – Tylko trochę. Powiedziałabym raczej, że spełniona – przerzuciłam przez ramię ścierkę, którą trzymałam w ręce i oparłam się o blat, wypełniony filiżankami i talerzykami, które czekały na schowanie do odpowiednich szafek.

    – Byłaś dziś genialna. Obserwowałem klientów i widziałem z jakim zachwytem wpatrywali się w twoje kawy i z jaką rozkoszą je pili.

    – Tak? Myślisz, że im smakowało? Co prawda to zasługa świetnych ekspresów, ale nie ukrywam, że się starałam – wzruszyłam ramionami i posłałam mu promienny uśmiech.

    Ben milczał przez dłuższą chwilę. Nie znałam jeszcze za dobrze jego mimiki, ale miałam wrażenie, że bije się z myślami. Zupełnie jakby nie mógł się zdecydować, czy chce coś powiedzieć, czy uciekać.

    – Fay.

    – Tak?

    – Masz plany na wieczór?

    – Nie, właściwie to nie.

*

Noc była piękna. Niebo rozświetlały miliony gwiazd, których nie widziałam już bardzo długo.

Po zamknięciu kawiarnii wsiedliśmy do służbowego samochodu i ruszyliśmy przed siebie. Podczas jazdy właściwie się do siebie nie odzywaliśmy. W radiu grała jakaś popowa piosenka, której nie znałam, ale Ben widocznie tak, bo do rytmu stukał palcami w kierownicę.

– Powiesz mi dokąd mnie zabierasz? – zapytałam, bo do tej pory mi tego nie zdradził. Znałam Cintray jak własną kieszeń, więc mimo wszystko czułam się bezpiecznie, kiedy mijaliśmy znany mi krajobraz.

– Pokażę Ci moje ulubione miejsce.

– Masz swoje ulubione miejsce tutaj? Naprawdę?

– Jestem tu już od ponad miesiąca. Miałem czas na zrobienie rozeznania w terenie – odpowiedział, a kąciki jego ust delikatnie uniosły się do góry.

Nowy początek [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz