29. Fay

43 1 0
                                    

– Wata cukrowa? – pytam zaskoczona.

– Pomaga na wszystkie smutki. Przynajmniej właśnie w to wierzyłem, kiedy miałem jakieś pięć lat – tłumaczy Ben i wzrusza ramionami.

Odrywam kawałek wielkiej, różowej chmurki i pakuję ją sobie do ust. Jest tak bardzo słodka, że nie czuję nic innego, a z drugiej storny jej konsystencja wydaje się tak intrygująca. To naprawdę tak, jakby człowiek jadł chmurę.

– Mniam – wyrywa mi się niekontrolowany pomruk zadowolenia.

– Wiedziałem, że to dobry pomysł – komentuje Ben, patrząc na mnie z zachwytem.

Łapię jego spojrzenie i wpatrujemy się w siebie przez kilka elektryzujących chwil. Czuję jak wszystkie uśpione motyle w moim brzuchu podrywają się do lotu.

Ben chyba też to poczuł, bo nagle gwałtownie odwrócił wzrok. Chociaż bardzo chciałam się pozbyć tej myśli, to podskórnie czułam, że ma to związek z Sarah.

Tak bardzo, bardzo chciałam go o nią zapytać, ale wiedziałam, że to może być błąd. Pozostawało mi mieć nadzieję, że tak jak mówiła Viv i Scotty, Ben w końcu mi zaufa i sam zdecyduje się opowiedzieć ich historię.

– Jakie jest twoje najlepsze wspomnienie z dzieciństwa? – zapytałam, żeby odciągnąć naszą uwagę.

– Hmm – mruknął i włożył kawałek puchatej waty cukrowej. – Chyba rodzinne wycieczki. Kiedy byłem mały często spędzaliśmy z rodzicami w trasie. Czasem jeździliśmy do sąsiedniego miasta, czasem dalej. Uwielbiałem siedzieć z tyłu, oglądać przez szybę i słuchać jak rodzice się przekomarzają.

– O rany! Ale to musiało być cudowne!

– Tak. Było najlepiej. Szczególnie kiedy mama zaczynała śpiewać. Fay, ona tak niemiłosiernie fałszuje – zaśmiał się. I to był najpiękniejszy dźwięk jaki dane było mi usłyszeć.

– Oj tam, głos mamy zawsze jest najpiękniejszy.

– Twoja kolej. Jakie jest twoje najelepsze wspomnienie?

Zamyśliłam się.

Miałam dużo dobrych wspomnień związanych z moją rodziną, czy przyjaciółmi. Ale nie wiedziałam o czym mogę opowiedzieć, bo to były po prostu zwykłe chwile, które sprawiały, że mała Fay była szczęśliwa.

– Hmm, jeśli mam wybrać jedno to chyba dzień, w którym nauczyłam się jeździć na rowerze. Spędziliśmy z tatą cały dzień w parku, dużo się śmialiśmy i jedliśmy lody. Trochę płakałam, kiedy mi nie wychodziło, ale kiedy w końcu mi się udało byłam z siebie tak dumna.

– Ile miałaś wtedy lat?

– Chyba pięć, albo sześć. W sumie już nie pamiętam zbyt dobrze.

Usiedliśmy na jednej z wolnych ławeczek i oboje zatonęliśmy w myślach. To był długi i pracowity dzień. W całym ciele odczuwałam już zmęczenie, ale chłodne październikowe powietrze i obecność Bena sprawiały, że czułam się spokojna i odprężona.

– Dziękuję za dziś. Za to co zrobiłeś.

– Nie musisz mi dziękować. W tym krótkim czasie stałaś się dla mnie ważna. Może nie jestem najlpeszy w okazywaniu uczuć, ale naprawdę tak jest. I chcę, żebyś wiedziała, że możesz na mnie liczyć.

Objęłam go i skupiłam się na oddychaniu, żeby nie dopuścić do łez. Jego słowa były dla mnie wszystkim.

Cholera.

Właśnie zakochałam się w Benie Brownie. Nie mogłam temu dłużej zaprzeczać.

Nowy początek [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz