37. Fay

38 1 0
                                    

Emma wpatrywała się we mnie i próbowała poskładać elementy historii, którą właśnie jej opowiedziałam.

Wcale się nie dziwiłam jej zaskoczeniu. Gdyby ktoś opowiedział mi, że przytrafiło mu się to co mnie, to chyba też bym nie uwierzyła.

– Ale poczekaj... Całowaliście się?

– Tak.

– I ta cała Sarah to jego żona?

– Już nie.

– I on ma ataki paniki z tego powodu?

– Yhym.

– Ale i tak chce przyjść z tobą na mój ślub?

– Tak, Em. Już to przerabiałyśmy.

Siedziałyśmy w kuchni Emmy nad kubkami z gorącą czekoladą i próbowałyśmy przeanalizować Bena. To znaczy, Emma próbowała. Ja wiedziałam tylko, że cokolwiek wydarzyło się w życiu Bena musiało go zmiażdżyć. Tylko, że niczego to nie zmieniało. Może jedynie to, że każdy jego uśmiech był dla mnie jeszcze bardziej bezcenny.

– No wiem, ale nie daje mi to spokoju! To historia jak z jakiegoś filmu. I bardzo chciałabym już wiedzieć, czy będzie miał happy end.

Ja też niczego bardziej nie chciałam.

– Co teraz zrobisz?

– A co niby mam zrobić? – zapytałam zdezorientowana.

– No wiesz, ta Sarah ewidentnie była, a może nadal jest dla niego ważna. Mieć za konkurentkę możliwą miłość życia tego faceta, to trochę przechlapane.

Westchnęłam.

Em i jej skłonność do dramatyzmu czasem sprawiała, że patrzyłam na sprawy z zupełnie innej perspektywy. Zazwyczaj tej złej. A teraz, kiedy była w ciąży, odniosłam wrażenie, że melodramat to jej drugie imię.

– Nie znam całej historii, ale uwierz mi cholernie bym chciała wiedzieć, co między nimi zaszło. Ale wiesz co? Nie czuję, żebym w jakiś sposób konkurowała z tą całą Sarah. Mów co chcesz, ale jestem pewna, że jestem dla niego ważna.

Emma uśmiechnęła się chytrze.

– Wiedziałam! Od początku wiedziałam, że tak będzie! Odkąd tylko on pojawił się w Cintray, a ty wróciłaś! Byliście sobie pisani!

Zaśmiałam się. Tylko ta kobieta była w stanie przewidzieć losy mojego życia w oparciu tylko i wyłącznie o swoje fantazje. Uwielbiałam ją za to. Właściwie to uwielbiałam ją za wszystko co robiła i czym była.

– Nie Emma, to ty i ja byłyśmy sobie pisane!

–Ah, no tak. Nasze zdrowie!

Uniosła swój kubek z czekoladą i lekko stuknęła o mój, a potem zanurzyła usta w bitej śmietanie, której sobie nie żałowałyśmy.

– Telefon – szepnęła.

– Co? – w pierwszej chwili zupełnie nie zorientowałam się o co chodzi, ale potem spojrzałam na rozświetlony ekran mojego telefonu. Musiałam przez przypadek włączyć tryb cichy, dlatego nie było słychać dźwięku.

Dzwonił Ben. Moje serce fiknęło nieśmiałe slato, na myśl o tym, że zaraz usłyszę jego głos. Przeciągnęłam zieloną słuchawkę po ekranie i odebrałam.

– Halo?

– Granatowy czy różowy? – usłyszałam.

– Ale co? – zapytałam zdezorientowana.

– No krawat. Granatowy, czy różowy?

– Krawat?

– No tak Fay, krawat. Ubierasz koszulę, a potem, żeby dopełnić swój elegancki wygląd ubierasz krawat. Takie coś na szyję. Robisz parę pętelek, byle nie za ciasnych i zakładasz na szyję. A potem prezentujesz się po prostu pięknie.

Zaśmiałam się i popatrzyłam na Em niczego nie rozumiejąc. Zwariował powiedziałam bezgłośnie, a przyjaciółka zachichotała.

– Wiem jak działa krawat.

– No to powiedz mi jaki kolor wybrać.

– Ale jakie to ma znaczenie?

– Ogromne! Musi przecież pasować do twojej sukienki!

W jednym momencie wszystkie brakujące puzzle wskoczyły na miejsce.

– Różowy – odpowiedziałam, po czym usłyszałam dźwięk zakończonego połączenia.

Em wpatrywała się we mnie wyczekująco.

– Wybierał właśnie krawat na twój ślub.

Uśmiechnęłam się na samą myśl o Benie buszującym w jakimś sklepie w poszukiwaniu idealnego krawatu na tę uroczystość. Wiedziałam, że z pewnych względów wypełniała go przerażeniem, ale świadomość tego jak bardzo się starał była kojąca. Starał się dla mnie. Nie byłam tylko pewna, czym sobie na to zasłużyłam.

– No mówiłam, że to przeznaczenie, prawda?

Oh, Emma.

Nowy początek [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz