57. Fay

42 1 0
                                    

Zdezorientowana wpatrywałam się w telefon. Nie mogłam zrozumieć o co chodziło Benowi. Uspokajało mnie jedynie to, że jego głos brzmiał dość spokojnie, więc nie mogło chodzić o nic złego, prawda?

Wsunęłam na nogi ciepłe skarpety, narzuciłam na siebie luźną bluzę, na którą jeszcze założyłam kurtkę. Listopad rządził się swoimi prawami, a ja należałam do ludzi z gatunku ciepłolubnych.

– Wybierasz się gdzieś? – odezwała się mama, na którą wpadłam w korytarzu. Miała na sobie ciepły, pluszowy szlafrok, a w ręce trzymała kubek parującej herbaty.

Uśmiechnęłam się słysząc to pytanie. Znów poczułam się jak nastolatka, próbuje po cichu wykraść się z domu na randkę albo imprezę. Na szczęście te czasy dawno już minęły. I ani trochę z a nimi nie tęskniłam.

– Właściwie to sama nie wiem. Ben chciał, żebym przyszła do kawiarnii.

– Jesteście ostatnio blisko, co? Cały czas siedzisz przyklejona do telefonu – posłała mi swój troskliwy matczyny uśmiech.

– Tak, jesteśmy blisko – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Co prawda jeszcze nie mieliśmy rozmowy, która nadałaby naszej relacji etykietkę związku, ale to chyba najlepiej nas podsumowywało. Byliśmy razem. Po prostu.

– Cieszę się Fay. Nie znam Bena, ale widzę po twoim uśmiechu, że cię uszczęśliwia. A to najważniejsze – ciepło rozlało się w moim sercu. Wsparcie rodziców było dla mnie niezwykle ważne. Po sytuacji z Adamem trochę się od siebie oddaliliśmy, ale udało nam się odbudować zaufanie i za nic na świecie nie chciałabym zmieniać naszej relacji, bo była dobra.

– No leć już, nie każ Benowi na siebie czekać.

Przytuliłam ją i wybiegłam z domu. 

Na zewnątrz było już praktycznie ciemno. I zimno. Zaczęłam nawet żałować, że nie zabrałam czapki.

W Small Town Caffe paliło się światło.

Wyjęłam kluczy z kieszeni i drżącą ręką wsunęłam go do zamka.

Otwarte.

Cholera, cholera, cholera!

Jeśli było włamanie Ben mógł mnie uprzedzić, zabrałabym ze sobą gaz pieprzowy, patelnię, sama nie wiem. Cokolwiek, co pomogłoby mi w razie ewentualnego starcia.

Zrobiłam trzy głębokie wdechy i odważnie weszłam do środka.

Ben siedział przy stoliku.

Nie, to nie możliwe. Czy ja mam halucynacje?

– Cześć – powiedział. Wydawał się przy tym bardzo realny.

– Ale... Ty... Co? – wydukałam nie mogąc zebrać sensownych myśli. Moje serce zaczęło walić jak szalone.

Naprawdę tu był?

– Niespodzianka? – powiedział i zrobił krok w moją stronę.

Niepewnie podeszłam do niego i już miałam go objąć i zatonąć w jego cieple...

– Dlaczego mi nie powiedziałeś, że przylatujesz dzisiaj? – uderzyłam go lekko w ramię. – Gdybym wiedziała, to na pewno nie wyglądałabym tak.

– Oh, nie złość się i chodź tu do mnie.

Splótł palce za moimi plecami i przyciągnął mnie do siebie. Przez chwilę wpatrywaliśmy się sobie w oczy, po czym poczułam na swoich zimnych od jesiennego powietrza ustach jego ciepłe.

Ale ja za nim tęskniłam.

Miałam wrażenie, że ten pocałunek był inny. Pewniejszy. Pełny nagromadzonych w nas emocji. Tęsknoty. Gdybym mogła, chciałabym trwać tak całą wieczność.

Niestety po chwili Ben się odsunął.

– Mam dla ciebie kawę – powiedział i podał mi kubek, którego wcześniej nie zauważyłam. Wzięłam go do ręki i moje serce zadrżało.

– Sam zrobiłeś ten wzorek?

Nie mogłam przestać wpatrywać się w serduszko zrobione ze spienionego mleka.

– Miałem najlepszą nauczycielkę – posłał mi uśmiech, przez które moje kolana stały się miękkie, jak wata.

Wciąż nie mogłam opanować emocji. Byłam przygotowana, na to,  że zobaczę go dopiero jutro. Tymczasem on stał przede mną, z kubkiem kawy i z tym swoim niesamowitym uśmiechem.

– Wiem, że kawa o tej porze, to może nie do końca dobry pomysł, ale przed nami długa noc.

– Co? – mój rozemocjonowany mózg nie był w stanie łączyć wątków. – Co masz na myśli?

– Jeśli myślisz, że moje pojawienie się tutaj to jedyna niespodzianka jaką dla ciebie mam, to się mylisz Fay.

Gdyby moje serce mogło wyskoczyć z piersi to zrobiłoby to właśnie w tym momencie.

Przede mną stał Ben, którego jeszcze nie znałam, a którego bardzo chciałam poznać. Pewny siebie, z łobuzerskim uśmiechem. Zachwycający.

Nie mogłam oderwać od niego wzroku.

*

– Choco! Blu! – pisnęłam, kiedy dwa słodkie psiaki zaczęły po mnie skakać. Przykucnęłam i zaczęłam je głaskać. – Moje piękne pieski.

Kiedy kundelki straciły zainteresowanie moją osobą, poświęciłam chwilę na rozejrzenie się po mieszkaniu Bena.

Coś się zmieniło. Nie potrafiłam jeszcze zidentyfikować, co ale wiedziałam, że coś było inaczej.

– Zaraz... – szepnęłam bardziej do siebie niż do Bena.

– Wszystko okay? – zapytał zatroskany.

– Co tu robią Choco i Blu? Myślałam, że zostaną w Nowy Jorku z Vivienne.

– Cóż... – Ben podszedł do mnie i splótł nasze palce. – Wszystko wytłumaczę ci przy kolacji.

– Kolacji?

– Tak, przy kolacji. Tylko daj mi chwilę, bo muszę ją dokończyć.

Dokończyć? Kolację? Co tu się do cholery działo?

Usiadłam na kanapie w salonie, bo z wrażenia aż zakręciło mi się w głowie. Nigdy nigdy wcześniej nie przygotował dla mnie kolacji.

– Co powiesz na prywatne kulinarne show?

– Od kiedy to jesteś taki chętny do gotowania? – zapytałam przekornie.

– Od ostatnich tygodni? Dziś serwuję moje popisowe danie – mrugnął do mnie i zniknął w kuchni.

Ciągnięta ekscytacją i ciekawością poszłam za nim. Oparłam się o blat i patrzyłam jak zakłada fartuch. Pieprzony fartuch. Nie miałam pojęcia, że podobają mi się faceci w kuchennych fartuchach. A może to po prostu chodziło o to, że to był Ben? Nie ważne, nie chciałam sprawdzać.

– Wyglądasz seksownie – szepnęłam.

Moje słowa złapały całą jego uwagę. Odłożył produkty, które właśnie wyciągał z lodówki i podszedł do mnie.

– Seksownie, tak? – szepnął tuż przy moim uchu.

W jednej sekundzie całe moje ciało przeszedł dreszcz. Spojrzałam na niego i kiwnęłam głową.

Nachylił się nade mną i już myślałam, że mnie pocałuje, ale zatrzymał się dosłownie milimetry od moich ust.

– Na kolejny pocałunek musisz jeszcze trochę poczekać.

– Dlaczego? – zapytałam lekko rozczarowana.

– Jeśli cię teraz pocałuję, to nie będę w stanie się zatrzymać, a mam dla ciebie jeszcze kilka niespodzianek. Wytrzymasz?

– A mam inne wyjście?

– Nie będziesz żałować, obiecuję – delikatnie cmoknął mój policzek i wrócił do gotowania.

Nowy początek [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz