Rozdział 30

27 3 2
                                    

"Black out days
I don't recognize you anymore"

- Phantogram, "Black out days"

TERAZ

Dorosłe życie nauczyło mnie, że wiele rzeczy ludzie są w stanie sobie wybaczyć, nawet jeśli są bardzo brzydkie i niewarte wybaczenia. 

Tak naprawdę wiele bólu fundujemy sobie sami, wchodząc ponownie w sytuacje, z których szukaliśmy ucieczki. "Tym razem będzie inaczej". "Teraz wszystko się zmieni". Głupia, głupia nadzieja.

Nie jestem w stanie zliczyć ile razy kierowałam się myślą, że da się to naprawić i warto jeszcze trochę pocierpieć. Taką miałam wizję miłości, sądziłam że właśnie tak powinna wyglądać. Jak poświęcenie, wyrzeczenie, droga przez mękę na końcu której czeka nagroda. 

I widzę przed sobą tę nagrodę. Teraz wydaje się, że czekała na mnie cały czas, wciąż taka sama, ale on nie jest już taki jak kiedyś. I ja nie biegnę już tak desperacko w jego stronę bo wiem, co może nam się przez to stać.  

Siedzimy wpatrzeni w kartę dań, cisi jak nigdy, oboje prawdopodobnie po bezsennej nocy, jednej z wielu. Ciężko powiedzieć czy trzyma się postanowienia bo wygląda tak, jakby przechodził ostatnio naprawdę wiele, ale spojrzenie ma na tyle obecne, że zalewa mnie nieoczekiwana fala ulgi.

- Wybierz coś dla nas, Connie. Nie mam do tego głowy, ja...

Odkłada menu na stół, składa ręce jak do modlitwy i stara się pozbierać myśli. Dawno go takiego nie widziałam. Prawie jakby był... pogubiony. 

Wiem, że to za sprawą detoksu. Nie może dodać sobie odwagi niczym mocniejszym, a rozmowy takie jak te wymagają wysiłku. 

Sama nie jestem głodna, ale kiedy pojawia się kelner, rzucam w jego stronę pozycją czternastą - spaghetti carbonarą -, bo to jedyne co przyszło mi do głowy. Dion posłusznie oddaje kartę i zatwierdza zamówienie skinieniem głowy. 

- To nie w naszym stylu - szepczę do niego. Wyciągam się na krześle i wskazuję palcem salę, ale dobrze rozumie o co mi chodzi. - Takie miejsca... Oficjalne rozmowy...

- Przepraszam - odpowiada skruszony. - Uznałem że to neutralne. Chciałem żeby było spokojnie. 

- Nie jesteś spokojny. 

Nie może powstrzymać się przed ironicznym uśmiechem. Gdyby był dawnym Dionem, rzuciłby jakąś kąśliwą uwagą, ale pracuje nad inną wersją siebie, której jeszcze nie rozgryzłam. Obserwuję jak trybiki w jego głowie się przesuwają z każdym moim słowem. 

- Nie, nie jestem - przyznaje.

- Brakuje ci tego - wyrokuję smutno. Dion opada na oparcie krzesła i marszczy brwi jakby nie rozumiał. 

Jego twarz nie pasuje teraz do oczu. One są zmęczone tym, czego się naoglądały, zmęczone bezsennością. Za to cała reszta jak zawsze pozostaje nietknięta czasem, zupełnie jakby dopiero co opuścił liceum. Skóra idealna, gładka, rysy nieco ostre, chłopięce. Wygląda prawie tak jak za pierwszym razem. 

Prawie jak wtedy w kawiarni. 

Prawie jakby był mój. 

- Czego?

Patrzymy na siebie intensywnie, to jak jeden z wielu pojedynków które z nim przegrałam. Rzuca mi wyzwanie: powiedz to, Connie. Powiedz co o mnie myślisz. 

Rozumie. Patrzy na mnie i dociera to do niego, ramiona opadają mu w geście kapitulacji i żalu. Nie chciałam tego mówić - nie musiałam. Zdradziłam się, bo tak dobrze mnie znał. 

Nothing To SaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz