Rozdział 6

24 6 0
                                    

Jeździliśmy z jednego przedszkola do drugiego. Ale wszędzie były zajęte miejsca. Po paru godzinach jazdy po mieście Van zgłodniała więc zajechaliśmy do Pizze-ry. Zamówiliśmy nas obiad.Dla Małej mortadile , a dla nas hawajską.
- Abby masz jeszcze pomysł gdzie może być wolne przedszkole?
- Nie , objechaliśmy całe miasto. Niegdzie nie mam wolnych przedszkoli. Chyba że prywatne ale....
- Jesteś genialna - powiedziałem całując ją w policzek. Zarumieniła się. Wyglądała uroczo.
- Tato kiedy jedzenie?
- Zaraz będzie.
Pizze zostały przyniesione 10 min. po pytaniu Vanessy . Gdy skończyliśmy jeść był już wieczór. Odwiozłem Abby pod dom i pojechałem do domu.

Anita
Nieodzywa się do mnie i nie piszę, nie chcę się spotkać to zrobie mu niespodzianke is sama do niego przyjde.

Igor
Mała zasneła. Położyłem ją na łożko i praykryłem kocem. Usłyszałem dzwonek do drzwi. Podeszłem i otworzyłe drzwi. Ktoś się na mnie żucił. ANITA.
- Anita do cholery. Co Ty tu kurwa robisz?
- Jak to co? Przyszłam do swojego chłopaka.
- Nie jesteśmy już parą.
- Jak to nie jesteśmy? Igor!?
- Tak a teraz wypieprzaj!
Wyszła bes słowa coś mamrocząc. Ja weszłem do sypialni zobaczyć czy Van śpi. Spała. Wtefy zadzwonił telefon. Odebrałem nie patrząc kto to.
- Dzień Dobry.
- Dzień Dobry, w czym mogę słóżyć?
- Pragnę poinformowć że pański brat nie żyje.
Robert nie żyje. To nie możliwe! Jest świetnym żołmierzem!
- Dziękuję. Do widzenia.
- Do widzenia.
Oparłem się o ściane. Powtarzając to nie może być prawda. Umyłem się i poszłem spać to jest najlepsze rozwiązanie. Odpłynołem.

VanessaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz