XXI

144 15 13
                                    

Przygotowania do przyjęcia Jenice i Alberta szły zadziwiająco sprawnie; kobieta nie robiła wielkich kłótni o to, jaki kolor ma być tym przewodnim, a Albert zachowywał się mniej nerwowo niż zazwyczaj. To jednak nie sprawiało, że Louis stresował się mniej, albowiem napawało go to jeszcze większym niepokojem. Cisza przed burzą. On doskonale zdawał sobie z tego sprawę i nie napawało go to entuzjazmem.

Całe szczęście był przy nim Harry, który w stresujących chwilach mówił do niego i przytulał, gdy widział, że same zapewnienia słowne nie przyniosą skutku. Był mu za to niezmiernie wdzięczny.

Szykowali się właśnie na kolejne wyjście odnośnie wyboru dekoracji. Tak naprawdę Louis wcale nie musiał tam jechać, jednak Vincent oraz Jacklyn nie dali mu wyboru. Dlatego siedział teraz na łóżku i brał głębokie wdechy, próbując nie dać ponieść się emocjom. Kolejny już raz musiał się przebrać, ponieważ Vincent za punkt honoru postawił sobie doprowadzenie go do jak najgorszego stanu. Co chwila dawał mu przytyki odnośnie wyglądu, aż w końcu Louis nawet się nie odzywał po prostu wracając na górę, by zmienić ubranie.

— Gdzie jesteś? — szeptał do siebie, ponownie w ciągu minuty sprawdzając powiadomienia w telefonie.

Harry miał przyjść już dobre dziesięć minut temu, a wciąż się nie zjawił. Gdyby to, że miał na swojej głowie zdecydowanie za dużo rzeczy poprosiłby Zayn o zawiezienie go do domu chłopaka, jednak teraz nie mógł sobie na to pozwolić.

W czasie oczekiwania na Stylesa próbował wybrać odpowiedni strój, który nie wywoła skrzywienia na twarzy jego ojczyma. Przebierał w koszulach oraz golfach i bił się z myślami. Nie miał pojęcia, która przypadnie mężczyźnie do gustu, ponieważ jego zdanie zawsze zależało od nastroju. A dzisiaj takowego zdecydowanie nie miał.

Po dłuższej debacie zdecydował się na jedną, w ciemnofioletowym kolorze, więc narzucił ją i zbiegł po schodach, by pokazać się rodzicom. Na wejściu został obrzucony oceniającym spojrzeniem, który chwile później zamienił się w pełen dezaprobaty. Nie zastanawiając się, po prostu odwrócił się i z powrotem skierował do sypialni. Przed zniknięciem za ścianą zdołał jeszcze usłyszeć jak siwy mężczyzna prycha, na co przewrócił oczami.

W tym samym momencie przyszła mu wiadomość oznajmiająca, iż Harry czeka na niego pod bramą. Napisał do niego, aby wszedł do domu i od razu skierował się do pokoju szatyna.

Po niecałych dwóch minutach usłyszał pukanie, a zaraz po tym przed oczami stanął wspomniany brunet z szerokim uśmiechem. Jego twarz samoistnie ozdobiła się w podobny widząc chłopaka, który teraz wydaję się jeszcze piękniejszy niż na co dzień. Ubrał się elegancko, dokładnie tak, jak prosił go Louis.

— Witam, mój książę — mruknął brunet, zakładając ramiona na barki szatyna.

— Moja księżniczko — odpowiedział, wsuwając dłoń w jego włosy i przeczesując je. Uniósł brwi do góry, widząc nowy dodatek w wyglądzie chłopaka — Kiedy go zrobiłeś?

— Dzisiaj, dlatego się spóźniłem. Niall znalazł sobie nowe hobby, a ja byłem jego pierwszym klientem — wytłumaczył — Podoba się?

— Bardzo — zapewnił. — Teraz będę mógł kupować ci kolczyki.

Ten tylko pokiwał głową ze śmiechem i jeszcze raz cmoknął go w usta.

— To co, idziemy? — klasnął w dłonie, zaczynając kierować się do drzwi.

— Muszę się przebrać — poinformował, wchodząc do garderoby.

— Czemu? Wyglądasz dobrze — powiedział, w tym samym czasie mierząc go spojrzeniem z góry do dołu — Nawet bardzo dobrze.

When The Sun Goes Down || l.sWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu