-Gdzie jest Grace?- Cisza, nikt mu nie odpowiadał, po prostu spędzili i się patrzyli po sobie, coś było nie tak.
-Varian...Ona...Doszło do walk, została postrzelona...
-Gdzie ona jest...!?-Złapałe jego ramiona trzęsąc nim na boki, spojrzał również na swoje otoczenie, wszyscy mieli spuszczone głowy i panowała ciężka atmosfera, jakby coś wcześniej się stało...
Varian popatrzył po nich i powoli do niego dotarło, nie chciał, aby do niego dotarło, nie chciał rozumieć...Nie chciał uwierzyć, jego serce się przez moment zatrzymało, oddech zwolnił, po jego policzkach zaczęły spływać łzy, głosu nie miał, aby coś powiedzieć, zbyt gardło go bolało.
Jake przytrzymał go, doskonale odczuwał jak Varian drży, jego całe ciało popadło w coś na wzór drgawek, płakał głośno, błagając cicho Jake, aby to był tylko okrutny żart.
Nie było z czego się cieszyć, nie było radości w jego nowym życiu, Grace nie było.
Był zrozpaczony, ale i w gniewie, zabrali mu ją...
Podniósł wzrok na towarzyszących mu przyjaciół,Tsu'tey usiadł obok niego i położył dłoń na jego ramieniu, Jake odsunął się a Tsu'tey przytulił Variana.
-Kto strzelał..?-Varian zadał pytanie z zimnym i surowym tonem głosu patrząc na Jake, ten tylko westchnął.
-Quaritch...-Varian czuł gniew, chciał zarznąć tego typa, odciąć mu głowę i trzymać ja jako trofeum przy pasie, zrobi to... Zarżnie go jak świnie!
Wstał i wyprostował się, patrząc na Jake.
-Chce jego głowy...
Dostaniesz- Jake położył ręce na jego ramionach, obiecując.
Co się działo potem? Dużo.
Jake był teraz nowym wodzem, Tsu'tey pomagał mu z boku co było oczywiste, szykowała się wojna, była już w trakcie, klany się zbierały, Varian pomagał najbardziej jak mógł, szykował broń, planował, nie pozwoli temu chujowi uciec, przeżyć.
Zdobył się, aby polecieć na Ikranie Tsu'teya do leża ikranów, był gotowy.
-Skup się, i nie daj zabić jasne?-Tsu'tey popatrzył na niego jak na dziecko i popchnął do leża.
Varian się bał, ale czy przegapi teraz tę okazję?Oj nie...Nie nie nie.
CZYTASZ
Soul Dream- Avatar
Khoa học viễn tưởngVarian uciekł, uciekł od problemów swojego życia. Nie do innego kraju, miasta, ale na inną planetę...