💎AURORA💎
Krążyłam po sypialni zastanawiając się co ja najlepszego zrobiłam. Widziałam tylko dwa wyjścia z zaistniałego chaosu i pierwszym było - pójście do Vincenta i wyznanie mu, że ta wariatka dalej mnie prześladuje, bądź drugie - zatajenie tego i ponowne samoistne działanie, które nie przyniesie żadnego skutku.
Aż wreszcie usiadłam na skraju łóżka kotłując ponownie wiadomości jakie do mnie dotarły. Z tego co wywnioskowałam Parker nie był z Becky. I nie chciał zabrać jej na bal, ale dlaczego? Skoro ona posiadała wszelakie prawa do niego; znaczy jej zdaniem.
- Aurora! Kochanie, dlaczego poszłaś tak bez słowa do siebie?
Mama. Wciągnąłem powietrze poprawiając nieogarnięte włosy i poczekałam aż wejdzie do środka. Z białą ściereczką pokonała próg mrużąc od razu swoje ciemne oczy.
- Coś się stało? Wyglądasz na bardzo zamyśloną. Jeśli chodzi o sytuację z Parkerem, to...
- Mamo, czy on przypadkiem nie ma partnerki? Z tego co pamiętam na balu spotkałam go z... - zatrzymałam się w połowie przełykając niesmak w ustach - ... z koleżanką.
- Och, to pewnie musiała być bardzo spontaniczna chwila. Alvaro wspomniał, że Parker to wolny strzelec i potrzebował kogoś przy swoim boku, kto będzie się godnie reprezentował. Od razu napomniał ciebie, a Parker nie miał zastrzeżeń.
Nie rozumiałam już zupełnie nic. Wiele faktów mieszało mi się tworząc jakąś miazgę z mózgu.
- Vincent jest jeszcze na dole?
- Mhm - przytaknęła gładząc mnie czule po włosach. - Ale zaraz ma wychodzić, razem z Alvaro i Parkerem mają jakiś pilny wyjazd.
Liczył się czas, i chciałam go wykorzystać w stu procentach i tak, chciałam poradzić się jego. Nie mogłam stawić sama czoła tej pieprzonej maskaradzie, ponieważ już wiele razy wiedziałam, że to nie ma sensu, a Becky zawsze będzie o krok dalej.
Tym razem pragnęłam upomnieć się o pomoc.
***
- Vincent... - zestresowana wygięłam palce w drugą stronę. Brat obrócił się w połowie drogi do wyjścia, a razem z nim Alvaro i blondyn. Czułam na sobie wzrok Morettiego, coś było w nim podejrzane, i nie chodziło tylko o to, że wyglądał wręcz jak wysnuty z marzeń każdej kobiety.
- Tak?
- Moglibyśmy porozmawiać? Znaczy, to tylko chwilka - zapewniłam prędko.
Zmarszczył brwi zmieniając kierunek drogi. Poprowadził mnie do gabinetu Bellomo zamykając ówcześnie drzwi. To było bardzo ryzykowane, a na czole czułam krople potu.
- Czy znowu chodzi o...
- Tak. Ostatnio napadła na mnie na korytarzu i zagroziła, że jeśli dotknę Parkera zrobi mi coś, i nawet ty mi nie pomożesz. To właśnie zrobiła - wyszeptałam czując się jak ostatnia kretynka.
Nigdy wcześniej nie rozmawiałam w tej sposób o tych problemach. To wszystko było dla mnie tak obce, że aż nierealne.
- Suka - splunął pod swoje stopy wprost na idealnie wypolerowane deski parkietu. - Ojciec już domówił wszystko z Parkerem i Gabrielem, jego ojcem. Oficjalnie masz zaproszenie wypisane razem z jego imieniem i nazwiskiem, więc nie możemy już z tym nic zrobić, za to... - ciekawie założył dłonie na biodra rolując językiem wewnątrz policzka-... możemy poszperać w innych sprawach.
- Jakich? - zapytałam zaciekawiona.
- Na przykład w zmianie twojego przydziału. Aurora, nie wrócisz już do tego pierdolnika, już moja w tym głowa - zapewnił chwytając mnie niespodziewanie za policzki. - Porozmawiam z ojcem, wcisnę mu kit o jakiś zmianach, bo puki sama z nimi nie porozmawiasz nie zrobię tego. Jednak dziękuję, że mi o tym mówisz. Cholernie się cieszę, że mi zaufałaś pod tym względem i pamiętaj jestem twoją pomocną stroną.
- Dziękuję - łzy zagościły w moich oczach. Chciałam, by wiedział, że oznaczały one dozgonną wdzięczność.
- Będziesz chodziła do liceum z tym smrodem Bastianem. Gnojek zadba o ciebie jak należy, kiedy mnie nie będzie w pobliżu.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale, Aurora. Tu nie liczy się tylko nasza reputacja, ale i twoje bezpieczeństwo. Rób co mówię, a teraz zmykam. Mam do załatwienia z ojcem kilka spraw. Do zobaczenia, młoda - na odchodne dał mi tylko kuksańca w nos powodując niespodziewany chichot.
***
Vincent naprawdę postarał się o moje przeniesienie. Bo już późnym wieczorem na moją skrzynkę pocztową przyszedł link przekierowujący mnie do strony liceum, oraz do deklaracji jaką musiałam wypełnić.
Oczywiście potrzebowałam podpisów mamy i Alvaro, ale tym miałam się według brata nie przejmować, ponieważ szkole zależało tylko na tym, bym napisała tam swoje imię i nazwisko.
Liceum w centrum było prywatne. Według każdej opinii chodziła tam największa elita z Meksyku, a nawet i niektórzy Brazylijczycy. Uczyła tam wysoko ustawiona kadra umożliwiająca wysokie postępy w nauce.
To brzmiało zbyt idealnie.
Brak Becky, Bleer i całej reszty brzmiał jak sen wysnuty z najpiękniejszego filmu. Jednak pojawiła się momentalnie kolejna obawa, gdy doszło do mnie co tak właściwie się wydarzyło.
Czy oni mnie tam zaakceptują? A co jeśli będzie tak samo jak tu?
Mimo zapewnień co do kolejnego brata, którego zaś widziałam tylko kilka razy na oczy nic nie było takie jasne i oczywiste. Znaki zapytania paliły mnie od środka nie pozwalając zasnąć.
Przekręcałam się z boku na bok myśląc i myśląc, aż wreszcie...
Mój telefon rozjaśnił się. Zaskoczona przetarłam twarz dłońmi sięgając po niego. Zaskakujące chyba było w tym to bardziej, że dostałam wiadomość od nieznanego mi kontaktu.
Od: Nieznany
Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
Kim u licha była ta osoba? A może po prostu ktoś pomylił numery i przez pomyłkę pomylił kilka cyfr? Z wielką niepewnością odłożyłam urządzenie na stolik nocny sięgając po wodę.
Nie spałam. Nie potrafiłam nawet zamknąć oczu bez żałosnej wizji wyśmiania w nowym miejscu.
CZYTASZ
RUBIN |18+
RomancePierwsza część najnowszej serii: Nobilitato. Parker Moretti. Syn Gabriela którego poznać mogliście już w poprzednich częściach, gdzie opisane były losy jego ojca, jak i również jego. Przez pewien czas był grzecznym chłopcem, ale... Jak to mówią...