6.

116 19 2
                                    

Fatum. W starożytnej Grecji oznaczało klątwę, lub zły los wiszący nad konkretnym rodem. Jeżeli ciążył nad tobą byłeś od początku życia skazany na straty. Wiadomo było, że umrzesz jak i to, że ciągnął się będzie za tobą sznur nieszczęść. Śmierć bliskich, zdrada... Wiele jest sytuacji i ich przyczyn, które powodują nieszczęście. Fatum było pewne, dobrym przykładem byłby ród Labdakidów i Antygony. Przecież zanim umarła sama, straciła wszystko i wszystkich na kim jej zależało. Możemy i nad moim nazwiskiem czuwało fatum? Może to był właśnie ten czas.
Czas pożegnania...

Lecz ja miałem jeszcze przed sobą wybór. Sąd ostateczny. Od mojej decyzji zależało to co dalej stanie się z moim życiem. Może jednak to fatum zostawiło mnie w spokoju? Może wcale nie istniało?

Miałem przed sobą wybór. Zniszczyć na dobre Laboranta lub Michaela Quinn'a.

Co bardziej mi się opłacało..?

* * *

Tydzień. Tydzień unikania wszystkiego i wszystkich. Astmatyk nie odbierał telefonów od nikogo, nawet od tych którzy nie byli zaznajomieni z sprawą. Było kilka osób, od których chętnie by odebrał i porozmawiał, lecz jego podświadomość podpowiadała, że każdy będzie miał do niego problem. A przecież miał ich już wystarczająco w życiu.

Tydzień minął. Wybór również zapadł.

Brunet zebrał się w sobie i opuścił stare mieszkanie w równie starym bloku. Jego spacer pod placówkę szkoły nie trwał długo, gdyż zajęło mu to ledwie piętnaście minut. Wokół budynku, jak i w środku panowała idealna cisza, co tylko ułatwiało wszystko zielonookiemu. Trwające lekcje sprawiły, że nikt nie powinien mu przeszkodzić w wykonaniu zapadłej decyzji.

Drewniane drzwi z srebrną tabliczką "Gabinet Dyrektora - Anton Draken". Srebrna klamka jednak nie wyglądała zbyt kusząco... Miał przyjść, zabrać papiery i wyjść. Nic trudnego, czas wykonania też obliczał na dość krótki, lecz aktualnie miał wątpliwości. Klamka odpychała od siebie bruneta, a w jego głowie tworzyły się pytania, czy aby na pewno tego chcę. Myślał nad tym tydzień, dzień i noc. Podjął decyzję świadomie, więc dlaczego tak trudno było mu aktualnie wkręcić ją w świat realny?

—Labo..?– na to jedno słowo ciało bruneta automatycznie zesztywniało. Nikt miał go nie widzieć.

Zielonooki zabrał dłoń z srebrnej klamki i odwrócił się w stronę towarzysza...David. Jebany David Gilkenly właśnie stał przed nim z lekkim uśmiechem na twarzy.

—Niestety...– mruknął ledwo słyszalnie, po czym zwyzywał się w myślach. Mógł wejść wcześniej do gabinetu dyrektora bez przedłużania.

—Wracasz do nas?– zapytał z nadzieją, lub zielonooki źle odbierał wydźwięk tych słów.
—Wiesz, Knuckles nie jest zły. Trochę go wtedy poniosło.

—Aha.– odpowiedział Quinn odwracając wzrok.
—Nie, nie wracam. Właściwie to przyszedłem zabrać papiery.

—Przenosisz się?– brunet zmarszczył brwi.

—Nie do końca, raczej rezygnuje z przyszłości, która od początku zapowiada mi się marnie.– mruknął wyjątkowo szczerze, lecz od pewnego czasu za dużo mówił, więc nie było to nic nowego.

—Rezygnujesz? Z szkoły, tak całkiem? I co potem?– David spojrzał na niego marszcząc brwi.

Michael wzruszył ramionami.

—Zajmiesz się tym na pełny etat? To jest to co chcesz robić? Serio? Stać cię na więcej, Michael jesteś w chuj mądry. Skąd tak głupia decyzja?– zapytał podchodząc bliżej do bruneta.

Zielonooki zamilkł. Nie widział dla siebie przyszłości, a szkoła? Jak miał tu wrócić i spojrzeć im wszystkim po tym w twarz? Miał uśmiechać się i udawać, że nic się nie stało? Wiedział jedno, nie potrafił.

—Nie wiem David... Serio nie wiem.– wyznał szczerze patrząc w różnobarwne oczy kolegi.
—Ale wiem jedno. Za nic w świecie nie będę potrafił spojrzeć im w oczy, rozumiesz? Popełniłem błąd, wiem to i naprawdę nie potrzebuje widzieć ich zawiedzionych twarzy. Większość pewnie mnie już przeklina i nie chce więcej widzieć, po co mam im to utrudniać?– zapytał, lecz nie oczekiwał odpowiedzi. W głębi duszy ją znał.

—Jesteś tchórzem.

Dwa słowa, tyle wystarczyło.

—Masz rację. Jestem i wiesz co? Mam to w dupie. Myślcie sobie o mnie co chcecie, wyzywajcie, módlcie się o moją śmierć. Nie interesuje mnie to, mam zwyczajnie dość. Jeden raz w życiu chciałem podjąć decyzję sam, bez noża na gardle, ale nawet to nie jest mi dane. Wszechświat mnie kurwa nienawidzi...– zaśmiał się ponuro kręcąc lekko głową.
—Należą wam się przeprosiny. Przekaż chłopakom, że przepraszam za tą sytuację. Trzymaj się David... Miło było cię poznać.

Ruszył do wyjścia. Gdy tylko znalazł się na zewnątrz ruszył biegiem w tylko sobie znanym kierunku. Chciał zniknąć i to jak najszybciej.

* * *

David usiadł w ławce obok siwowłosego, pogrążony był w myślach na tyle, że nie zaaragował na szturchanie. Spotkanie Laboranta chwilę wcześniej wyrwało go z tarasu zmartwienia. Cieszył się, że go zobaczył całego i zdrowego. Sam nie rozumiał dlaczego tak bardzo chciał mieć pewność, że ten niższy od niego chłopak o zielonych, pięknych oczach jest cały i zdrowy.

—Ej David.– usłyszał szept Erwina.

—Co jest?– zapytał zerkając na chłopaka.

—Ja powinienem zapytać, jakiś blady jesteś. Wszystko git?

—Spotkałem Labornata... W sensie Michaela.– mruknął zerkając w stronę tablicy.
—Chciał zabrać papiery.

—CO?!

Krzyk Knucklesa zwrócił uwagę wszystkich zebranych w sali. Każda para oczu wpatrzona była w siwowłosego chłopaka. Jedni patrzyli na niego jak na wariata, inny z zaciekawieniem, a jeszcze inni z przerażeniem.

—Panie Knuckles, czy coś jest nie zrozumiałe w lekcji?– zapytała ruda nauczycielka marszcząc brwi i patrząc na chłopaka spod swoich grubych czarnych okularów.

—My musimy iść! David idziemy! Przepraszamy pani Profesor, ale to chodzi o naszego przyjaciela!– powiedział wstając z krzesła i pakując swoje rzeczy do czerwonego plecaka.

Jego śladem poszedł Gilkenly, który doskonale zrozumiał siwowłosego.

—Ale chwila! Moment! Panowie?!– krzyczała kobieta.

Nic to nie dało, dwójka chłopaków wybiegła z sali by zachaczyc jedynie o szafki, gdzie zostawili swoje plecaki. Wybiegli z szkoły i równie szybko się zatrzymali.

—Gdzie go mamy szukać?– zapytał brunet rozglądając się chwilę, by finalnie spojrzeć na swojego towarzysza.

—W tym problem, że nie wiem...

___________

Czas zakończyć co się zaczęło.
Mam kilka zawieszonych książek i postanowiłam je skończyć.
Zaczęło mnie to denerwować, że cos zaczęłam i nie skończyłam.

Być może nikt już tego nie będzie chciał czytać, ale zrobię to dla siebie i swojego własnego spokoju.

Także na pierwszy ogień idzie ta książka, która następna?
Jeszcze się zobaczy :)

Pozdrawiam i Kc <3

Mój Świat - Lavid [5city]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz