💎PARKER💎
- Czy tylko dla mnie ta cała otoczka dbającej o siostrę elity jest podejrzana? - Borys umoczył swoje wargi w piwie dalej namiętnie ciskając jedną ręką w pilota, aby znaleźć wreszcie program gdzie nadawali mecz NBA.
- To Bellomo, Borys - westchnąłem zakładając jedną rękę na oparcie obok siebie. Musiałem rozluźnić spięte mięśnie, więc pokusiłem się nawet o położenie stóp na stoliku przed nami. - To tak jakbyś brał coś two for you. Dwójka, albo wcale. Cruz ma dwie pieprzone twarze, i jedną z nich bardzo dobrze prosperuje przy rodzinie.
- Ale zobacz! - poprawił się na kanapie wreszcie trafiając na wybrany kanał. - Przecież o Vincencie nie było ani słowa, pojawił się tak naprawdę dopiero, gdy zaczął budowę burdelu i przylazł z tym do ciebie.
- Nie do końca - zrobiłem grymas sięgając po swoje piwo. Otworzyłem je otwieraczem a kapsel rzuciłem gdzieś przed siebie. Widziałem jak poturlał się pod szafę. - Kilka lat temu, gdy wchodziłem w to krążyły plotki o jakimś synu Cruza, który miał zupełnie inne nazwisko i tą całą resztę - wywróciłem oczami nie chcąc wchodzić w szczegóły. - Ale mniejsza, muszę teraz sprostać jego oczekiwaniom, pójść na ten cholerny bal z Aurorą, i zabrać pieniądze, by przenieść się do Miami.
- Ty dalej w to tak tępo chcesz zainwestować? Wziąłeś pod uwagę, to, że na wybrzeżu może ci nie pójść tak dobrze jak tu? - uniósł ciemną brew zadając mi pytanie, nad którym w sumie się tak szczerze to za bardzo nie zastanawiałem.
- Mam nazwisko, które znane jest praktycznie w całej Ameryce. Stworzyłem pieprzonego kolosa architektonicznego, i nawet nie mam obaw, że to nie wypali, a poza tym oddział mojej firmy dalej by się tu znajdował, ja kierowałbym oddziałem na Północy.
- No nie wiem - pokręcił zdezorientowany głową. - To wszystko co mówisz wydaje się tak proste, że aż nie realne. Wątpię, że Gabriel da ci zielone światło na to. Sam ostatnio chciałem ulotnić się do Aspen to ojciec kategorycznie mi zabronił i kazał spędzać w klubie prawie cały tydzień, żeby pilnować jakiś małolatów, którzy chcieli się zabawić.
- Małolatów? Przecież do Kans nie ma wstępu nikt poniżej dwudziestki - zaskoczony zauważyłem.
- Tak całkiem szczerze? Mam to głęboko gdzieś. Jednym plusem z tego było to, że nie wdali się w burdy, a i! - uniósł wysoko palec do góry uśmiechając się przy tym arogancko. - Mieli bardzo ładne koleżanki, no i dawali dobre napiwki. Siedziałem i zbierałem od nich haracze, czy to nie brzmi zachęcająco?
- Ile od nich wyciągnąłeś?
- Ponad dwa tysiące, a jeszcze na tym nie skończę - zapewnił wyjmując fajkę z kieszeni spodenek. - Chcesz? - wyciągnął w moim kierunku już prawie pustą paczkę.
- Nie - żachnąłem wreszcie spoglądając na telewizor. Jednak nie potrafiłem się skupić na grze ulubionego zespołu, ponieważ ciągle z tyłu głowy miałem rozmowę z ojcem. Nie byłem na tyle głupi, by sądzić, że jeśli gdzieś wyjadę odłączę się od tego świata raz na zawsze, ale... chciałem chociaż spróbować żyć jak zawsze tego pragnąłem; spokój, praca, dom, może w przyszłości nawet rodzina, mały ogródek, pies i wolność.
- Pójdź ze mną do klubu za tydzień. Dzieciarnia znowu tam będzie, a może przy okazji zawiesisz na kimś oko, to i ta Aurora wyjdzie ci ze łba!
Odruchowo złapałem za poduszkę i rzuciłem ją podczas, gdy ten odpalał nikotynę śmiejąc się jak cymbał. Odchylił instynktownie się do tyłu, żeby papieros nie wypadł mu z gęby i przyłożył zapalniczkę do końcówki.
- Wiesz, ja nie mam problemu, z tym, że... - zaczął stłumionym głosem. Wypuścił dym kontynuując: -..., że zawiesiłeś oko na osiemnastce, ale na twoim miejscu bym nie robił nic pochopnie. Z resztą przez Bleer chyba nie będzie łatwo - dodał znowu zaciągając się.
- Aurora jest... nigdy nie widziałem tak pięknej kobiety w tak młodym wieku, rozumiesz? - momentalnie mój tok myślenia szedł na ten zakazany tor zwanym: "Obsesja na punkcie pasierbicy Bellomo".
- Stary, nie tykaj tego co jest nam zakazane. Skoro to ich oczko w głowie może lepiej nie zaczynać robić popeliny. Idź na ten pieprzony bal, może nawet weź ją pod ścianą, ulży ci, ale nie pakuj się w żadne romanse. Cruz jakby dowiedział się co ci chodzi po głowie, ty stary zboku pewnie już powiesiłby cię jajami do góry nogami na haku i kazał robić sobie samemu pałę.
Skrzywiłem się hamując odruch wymiotny.
- Ty to potrafisz poprawić człowiekowi humor, Borys.
- Do usług! - zasalutował zadowolony z siebie. I chociaż on potrafił z uwagą oglądać mecz NBA, a trakcie, gdy ja myślami byłem w innym rejonie, skupiony na przepięknej istocie, której oczy wbiły mi się w podświadomość tak dosadnie, że czasami brakowało mi tchu, gdy myślałem o tym.
Aurora była przepiękna... Była pieprzonym marzeniem, każdego faceta i wiem, że to brzmi cholernie psychicznie, ale tak bardzo chciałem widzieć ją codziennie, że aż bolało. Gdy widziałem ją tamtego dnia, jej speszony wzrok, i lekko za dużą bluzę na klatce piersiowej coś mówiło mi, że znowu się odjebało, i nie myliłem się.
Vincent sprzedał mi wszystko co mu powiedziała, i chciałem od razu jechać do rezydencji Becky, wziąć ją za kudły i wytarmosić we wszystkie strony, ale nie mogłem. Musiałem słuchać tego wszystkiego udając brak jakichkolwiek emocji. Używanie pokerowej twarzy to był moment wyćwiczony dzięki mojemu ojcu niemalże idealnie.
Dzięki niemu miałem zdolność dzięki której nikt nie potrafił wyczytać emocji z mojej mordy, i nie powiem, bo było to bardzo przydatne.
***
Późnym wieczorem następnego dnia postanowiłem zajrzeć na budowę. Z racji, że dnie stawały się coraz to dłuższe na zewnątrz widziałem mnóstwo gwiazd, oraz gdzieniegdzie prześwity pomarańczowego obłoczku.
Nie założyłem kasku ani nic z tych pierdoł. Byłem sam, więc żadna kontrola ani nic o tej nieludzkiej porze mi nie groziła.
Fundamenty już były w pełni zalane, i zaczęto budowę parteru. Zauważyłem nawet zrobioną dziurę na schody do piwnicy, którą wykopano tam jako pierwszą. Mimowolnie zerknąłem za siebie czując jakby ktoś mnie jednak obserwował.
Zaskoczony kucnąłem nad otworem i zajrzałem do środka przyświecając sobie latarką z telefonu. Nic. Pustka. Kompletna nicość prócz porozrzucanych przez robotników resztek w kątach. Ale ja dalej czułem na sobie czyjeś spojrzenie.
Mrowił mnie kark, a na czole pojawiły się krople potu. Coś nie grało.
- Kto tu, kurwa jest?! To prywatny teren, więc radzę ci spierdalać nim się ujawnisz!
Do moich uszu dotarł zgrzyt gałęzi, a wiatr owiał moje policzki. Wyprostowałem się rozglądając na boki w poszukiwaniach. Ruszyłem pewnym siebie krokiem wprost do wnęki, która wydawała się być idealnym miejscem na kryjówkę dla dzieci bawiących się w chowanego.
Przyświeciłem tam ostentacyjnie oświetlając czyjąś potężną sylwetkę. Był to zdecydowanie mężczyzna, skulony mający na głowie kaptur. Nie uniósł głowy, ciągle ze spuszczoną i w dziwnej pozycji siedział mając w dłoni coś połyskującego.
- Kim, kurwa jesteś? Spierdalaj stąd, bo zaraz...
- Młody Moretti, wreszcie cię mogę poznać. Nie sądziłem, że będziesz bawił się w pierdoloną architekturę mając ojca z tak silną pozycją.
Brzmiał bardzo tajemniczo, i nieznajomo. Nie miałem zielonego pojęcia kim był ten cymbał, ale już chciałem się go pozbyć z mojego terenu.
- Wypierdalaj. Bo zaraz zawiadomię gliny o wtargnięciu!
- Gliny? Na miejsce, gdzie budujesz burdel? Chłopcze, to nie ze mną takie numery - pokręcił głową wreszcie na mnie spoglądając. Zdjął kaptur z głowy unosząc na mnie swoje skośne spojrzenie.
Nie wyglądał jak Amerykanin, ani Meksykanin. W stu procentach pochodził z krańców Japonii.
- Pieprzony Sato - wydusiłem z siebie przypominając sobie osobę ze zdjęć Cruza.
CZYTASZ
RUBIN |18+
RomancePierwsza część najnowszej serii: Nobilitato. Parker Moretti. Syn Gabriela którego poznać mogliście już w poprzednich częściach, gdzie opisane były losy jego ojca, jak i również jego. Przez pewien czas był grzecznym chłopcem, ale... Jak to mówią...