XXII

154 13 13
                                    

Następne miesiące były niemal identyczne. Tydzień składał się z tych samych rzeczy, których przebieg znał już na pamięć. Nawet spotkania z psychiatrą wydawały się niezmiennie podążające za tymi samymi schematami.

Przyjęcie na jakim byli kilka tygodni temu przyniosło za sobą wiele złego i to do takiego stopnia, że Zayn próbował zmusić go do chociażby wyjścia z łóżka. 

Spotkania rodzinne, jak dla innych, kojarzyły się z miło spędzonym czasem, gdzie można odnowić stare kontakty z krewnymi, dla Louisa przynosiły wiele sztyletów wbijanych prosto w serce. Wujostwo nie potrafiło odpuścić sobie ciętych komentarzy, podjudzając również i innych do wytykania księciu błędów. Oczywiście robili to w subtelny sposób, by nikt nie mógł ich za to skarcić. 

A Louis był w tym wszystkich utrzymując maskę uśmiechniętego chłopca.

Dlatego od tamtego momentu ledwo potrafił spojrzeć komukolwiek w oczy, czując się jak największy błąd życiowy. Malik chciał poprawić mu humor, jednak jego starania szły na marne, gdy w odpowiedzi dostawał tylko krótkie, matowe i smutne spojrzenie. Harry natomiast został poproszony o nieprzychodzenie do posiadłości, dopóki stan Tomlinsona się nie poprawi.

Styles zaczynał znaczyć dla niego coraz więcej. Wcześniej, jeszcze na początku ich znajomości, był nim zafascynowany; próbował go rozgryźć i dowiedzieć się, jakim sposobem i on może stać się tak samo energiczny i zaradny. Te myśli jednak sprowadzały się do powolnego obserwowania, aż w końcu zakończyły na płaczu w ramię Zayna, przyznając przy tym, że powoli się w nim zakochuje. 

Nie wyznał tego dla Harry'ego sądząc, że to nie miałoby sensu zważając na relacje w jakiej tkwili. Zdarzało im się spędzać późne wieczory na rozmowach przez telefon czy wspólnych nocowaniach, które wypełnione były dotykiem i muskaniem ust przy dźwięku filmu lub śpiewu ptaków. Nie miał zamiaru niszczyć tych wspaniałych wspomnień swoimi uczuciami.

Przeważnie, gdy czuł za dużo, to co sprawiało mu radość zostawało od niego zabierane. A tego w tym przypadku nie chciał za żadne skarby.

I to był główny powód, dlaczego nie pozwalał na odwiedziny. Nie chciał, by ten ponownie zobaczył go w takim stanie, ponieważ przynosiło to za sobą kolejną dawkę beznadziei. Wystarczył mu fakt, że Zayn już poświęcał swój czas na jego problemy zamiast zająć się własnymi.

— Louis, zejdź chociaż na kolację — poprosił Zayn po raz kolejny tego dnia.

— Nie chcę — mruknął. Był zwrócony tyłem do przyjaciela, aby ten nie zobaczył jego mokrej od łez twarzy — Zajmij się sobą, Zee. Mnie zostaw w spokoju. Dam sobie radę.

— Jak? Znowu przedawkujesz? — prychnął czując buzujące w nim zdenerwowanie. Miał sporo spraw na głowie i powoli zaczynało go to wszystko przerastać. — Dobra, wiesz co, zostań. Będziesz coś chciał to po prostu zadzwoń.

Z tymi słowami wyszedł z sypialni Louisa zostawiając go sam na sam z lękami i nieczystymi myślami. 

Kochał go, zrobiłby wiele, aby móc zabrać od niego cały ból i inne niepokojące emocje, jednak nie miał takich zdolności. Dlatego pomagał mu na tyle, na ile był w stanie. Oddawał mu całego siebie, zapominając przy tym o własnych problemach czyhających na niego za rogiem i o tym, iż on też ma chwile słabości. Dzisiaj po prostu nie dał rady dłużej tłumić w sobie tego wszystkiego, odreagowując na pierwszej napotkanej osobie. Na jego nieszczęście był nią Louis. 

Z wyrzutami sumienia pojechał do swojego niewielkiego mieszkania, doskonale pamiętając, że dzisiaj nie musiał jechać z Tomlinsonem na żadne spotkania. Mógł więc zrobić sobie kilka dodatkowych godzin wolnego.

When The Sun Goes Down || l.sWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu